Rozdział 27

34.7K 1.1K 254
                                    

COLLIN

Oparłem się o swój samochód i pochyliłem lekko głowę do przodu wypuszczając powietrze. Co mnie do kurwy podkusiło, aby ją przytulić?! To dzięki niej zdałem tą cholerną geografie, ale obiecałem sobie, że tylko jej podziękuje, ale musiałem coś spieprzyć. Po jaką cholere to robiłem. Nigdy, przenigdy nikogo bym nie przytulił. Nie wiem co mną w tedy kierowało.
Głupota.
Pluje sobie za to w brodę, że to zrobiłem. A co jak wszystkim się wygada i wszyscy jej uwierzą. W tedy mała nie będzie miała życia. Osczędziłem ją gdy zarysowała mój wóz, ale gdy się wygada...

Miejmy nadzieję, że jest na tyle mądra, aby ze mną nie zadzierać. Bo gdy piśnie o tym słówko dowiem się, a tedy nie będzie tak przyjemnie. Fakt, że mi pomogła i można powiedzieć, że jestem jej wdzięczny czy coś, ale nie będe się hamował gdy o tym powie.

-Stary, tu jesteś!-usłyszałem głos moich kumpli więc podniosłem głowę widząc jak wychodzą ze szkoły w towarzystwie Jessici. Oczywiście blondynka poza toną makijażu miała krótkie shorty odsłaniające tyłek i bluzkę z dużym dekoltem przez co każdy widział jej sporych rozmiarów biust.

-Collins-pisnęła, a ja się skrzywiłem. Pobiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję całując w policzek. Warknąłem coś i starłem czerwony ślad szminki z mojego policzka, a potem lekko ją odepchnąłem przez co zachwiała się na swoich wysokich szpilkach.

-Gdzieś ty był?-zapytał po chwili Thomas.

-Miałem coś do zrobienia-rzuciłem krótko.

-Bez ciebie jedzenie na stołówce nie smakuje tak samo. Ludzie nie mają przed nami takiego respectu jak jesteś z nami.

Wzruszyłem tylko ramionami i oparłem się biodrem o maskę mojego samochodu.

-Nie chcę iść na lekcję-powiedziałem.

-W sumie zostały tylko trzy-powiedział jeden z kumpli.-może małe wagary?

-Mak? Jestem głodny.

-Jak zawsze-wywróciłem oczami.-dopiero jadłeś.

-Ale się nie najadłem, bo zaraz wyciągneli mnie ze stołówki, abyśmy cie poszukali-wskazał na chłopaków.

-Dobra, możemy iść do maka.

-Jadę z wami!-pisnęła Jessica. Miałem jej powoli dość. Laska na za dużo sobie pozwala.

-Sorry lala. To męski wypad-mruknął Bruno.-po drugie z tego co wiemy nie lubisz fast foodów.

-Ale posiedzieć z wami mogę-zaćwierkotała.

-Jak już mówił Bruno męski wypad-odezwał się ktoś inny.

-Collin, powiedz coś!-warknęła blondyka tupiąc nogą.

-Słyszałaś ich-wzruszyłem ramionami.-wracaj do szkoły, obciągnij komuś.

-Nienawidze was-syknęła i wróciła do szkoły kręcąc biodrami.

-Dobra, widzimy się w maku-oznajmiłem i każdy wsiadł do swojego samochodu, w tym i ja. A później ruszyliśmy w wyznaczone miejsce.

MADDIE

Od razu po szkole odstawiłam rower do garażu i weszłam do domu. Zrobiłam sobie szybkie kanapki bo na nic innego nie miałam ochoty, a potem usiadłam w pokoju włączając jakiś film. Nadal nie dawała mi spokoju sytuacja sprzed kilku minut. Mimo to chce zapomnieć. Jak powiedział Collin mam o tym nikogo nie mówić, a ja wolę nie mieć z nim na pieńku więc dotrzymam słowa. Nie pisne słówka. To zostanie między nami. Chociaż teraz pewnie będzie mnie mijał w szkole bez słowa. Trudno. Dla mnie to lepiej. Nie będe musiała się z nim użerać. Będziemy się mijać na korytarzu jak zawsze. I miejmy nadzieję, że nigdy już nie będe musiała z nim rozmawiać sam na sam.

Otworzyłam szufladę gdzie trzymałam zazwyczaj pamiątki ważnych dla mnie osób. Wyciągnęłam troche zakurzony album i usiadłam na łóżku. Otworzyłam na pierwszej stronie i poczułam na policzku samotną, ciepłą łze. Na zdjęciu była cała nasza rodzina. 

Moja mama; która w tedy wyglądała zupełnie inaczej, bo miała zwykłe dresy i sportową koszulkę i mój tata;wysoki, napakowany i łysy a mimo nie skrzywdziłby muchy no chyba, że ktoś zadarłby z jego rodziną. Oboje się uśmiechają i klęczą przy mnie. Ja jako kilkuletnia dziewczynka siedziałam na różowym rowerku z dwoma warkoczami, krótkich spodenkach i różowej koszulce i śmiałam się pokazujac swoje ząbki, a obok nas siedział nasz najkochańszy przyjaciel; golden retriever Daimont który z wyciągniętym językiem wpatrywał się w obiektyw aparatu.

Starłam pierwszą łze i spojrzałam na kolejne zdjęcie. Tym razem na fotografi byłam jak i moja starsza kuzynka;Lola. Przytulałyśmy się w otoczeniu zabawek i śmiałyśmy w najlepsze, a obok nas oczywiście Daimont który przyglądał nam się. 

Kolejne zdjęcie przedstawiało mnie i świętego Mikołaja który trzymał mnie na swoich kolanach. Ubrana w białą sukienkę szeroko się uśmiechałam trzymając w rękach swój prezent. 

Kolejne zdjęcie rodzinne. Ja, mama i tata w ogrodzie gdy razem siedzimy na ławce uśmiechnięci. Ja oczywiście na kolanach taty. Kolejne zdjęcie robiłam sama więc wyszło mało wyraźne. Mama i tata przytuleni do siebie i rozmawiali o czymś nie wiedząc, że ich córka robi zdjęcia.

Takich fotografii było mnóstwo. Nie dotarłam do końca. Nie dałam rady. Przetarłam mokre policzki i z powrotem schowałam album do szfulady zaczynając szlochać w poduszkę. Tata był dla mnie jak najlepszy przyjaciel. Moja mama w tedy była zupełnie inna, ale gdy...zginął mama rzuciłą się w wir pracy. I tak jest do dzisiaj...

Przekroczyć GranicęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz