Rozdział 58

31.5K 1K 193
                                    

Collin nic nie mówił. Przytulił mnie do siebie czekając, aż zacznę mówić. Musiałam jednak pozbierać siły. To strasznie trudno przechodziło mi przez gardło. Nikt o tym nie wiedział. Do teraz...

-Następnego dnia...znowu się zjawili-wyszeptałam wybuchając cichym szlochem i zaciskając ręce na koszulce Collina.-chcieli kasy, ale miałam bardzo mało. Więc...zaczęli mnie bić. Skopali mnie tak, że przed pare dni miałam problemy z chodzeniem. Miałąm siniaki na brzuchu, żebrach, nogach i rękach, ale to kryłam. Szantażowali, że gdy o tym komuś powiem to się zemszczą. Nie tylko na mnie. Ale także na mamie-mówiłam. Czułąm jak Collin raz po raz całuje mnie w czubek głowy, albo w czoło chcąc dodać mi otuchy, za co byłam mu bardzo wdzięczna.-bałam się tamtędy chodzić, ale mama nie chciała mnie odwozić do szkoły. Najgorsze było to, że po szkole ich tam nie zastałam. Zawsze rano jak szłam do szkoły. Zaczynałam się bać coraz bardziej. Nie byłam już tym samym szczęśliwym dzieckiem. Wiesz jak trudno było mi ukrywać przed mamą, że się dobrze czuje gdy tak na prawdę wszystko cholernie mnie bolało?-pociągnęłam nosem i przez chwile leżałam w ciszy na torsie szatyna.-pewnego dnia-wzięłam drżący oddech.-nie poszłam do szkoły. Byłam szczęśliwa jak nigdy. Miałam gorączke, więc mama zostawiła mnie w domu. Ona poszła w tedy do pracy. Ale w tedy też nie miałam łatwo.


Usłyszałam dzwonek do drzwi więc w samej piżamie poszłam otworzyć. W drzwiach stał Austin z szerokim uśmiechem.

-Hej mała-pocałował mnie lekko w usta.-jak się czujesz?

-Słabo-przetarłam zaspane oczy.-mam gorączke i wszystkomnie boli od choroby.

-Współczuje ci. Chcesz, żebym ci coś kupił czy coś.

-Dziękuje, ale nie. Póki co chce tylko spać

Austin kiwnął głową, a ja odwrócilam się chcąc pójść do pokoju, ale przede mną zobaczyłąm trzech gnębicieli. Nie wiedziałam jak weszli póki nie zobaczyłąm otwartego okna. O cholera. Zaczęłam cała drżeć i nie mogłam powstrzymać wypływających łez.

-Znowu się widzimy. Myślisz, ze jak nie poszłaś do szkoły to cie zostawimy w spokoju. Austin spisał się idalnie

-Austin?-zapytałam zszokowana.-on...

-Tak kochanie. On pracował dla nas-zaśmiał się kpiąco i podszedł bliżej mnie.-myślałaś, że ktoś chciałby chodzić z takim dzieciakiem jak ty? Zabrać ją.

-Co? Gdzie?!-zaczęłam piszczeć wyrywać się i krzyczeć, ale ci wyprowadzili mnie z domu, a ja cąłą drogę na zmianę płakałam, szarpałam się i krzyczałam.


-Oni..oni wzięli mnie w okrutne miejsce-szlochałam.-była to stara chatka praktycznie bez dachu. Zostawili mnie tam zamykając drzwi. Zaczęło padać, a ja byłam chora na dodatek w piżamie. I w tedy...nadeszła burza. A ja leżałam praktycznie pod gołym niebem. Nigdy się tak nie bałam. Nigdy tyle nie wypłakałam. Pare razy piorun trzasnął w dom, a ja myślałam, że to koniec. Spędziłam tam całą noc-chlipiałam. Czułam jak mięśnie Collina się napinają.-rano gdy przyszli byłam cała zapłakana i mokra od stóp do głów. Praktycznie nie kontaktowałam. Byłam jak w amoku. Cholernie się bałam.

-Dlatego tak boisz się burzy?-zapytał cicho.

-Tak. Od tego momentu nie dam rady spać gdy jest burza. W tedy przypominają mi się tamte dni. Pytałam dlaczego to spotyka akurat mnie, ale za każdym razem dostawałam tylko ich śmiech. Nie dali mi nawet jedzenia i picia. Umierałam w męczarniach. A moja mama pewnie się zamartwiała, bo nie wiedziałam gdzie jestem. Chaiałwm wyjść i otworzyć te pieprzone drzwi. Szarpałam za nie i kopałam. Na marne. W tedy przyszli...oni. I...-zaczęłam szlochać coraz bardziej.-byli źli, że chciałam się wydostać. Potraktowali mnie strasznie. Zaczęli rzucać we mnie butelkami.

-Ja pierdole-usłyszałam szept Collina który przytulał mnie coraz mocniej, więc praktycznie cała na nim leżałam.

-Rozbijały się o mój brzuch, nogi i ręce potwornie raniąc. Szkło wbijało mi się w skórę raniąc i krwawiąc wszystko dookoła. To było okropne. Zrobili sobie ze mnie tarczę do rzutek. Tylko, że zamiast rzutek mieli butelki po piwie. Moje nogi nie przypominały nóg. Były całe we krwi. Podobnie jak brzuch. Nigdy tak bardzo nic mnie nie bolało. Już nawet nie miałam czym płakac.

-Chwila. Czyli, że...to-podwinął lekko moje spodnie wskazując na czerwone duże szramy na nogach.-jest od tych butelek? 

-Tak-wychlipiałam ciągnąc nosem.-te rany już zostaną.

-Tak strasznie cie kurwa przepraszam-wyszeptał załamany.-myślałam, że się cięłaś. I że to z tąd...te rany. A ja tak na ciebie w tedy nakrzyczałem, a ty chciałaś powiedzieć mi prawdę.

-Cięłam się, to prawda. Ale to zniknęło. A te szramy na nogach i brzuchu nie. Ja na prawdę strasznie się bałam. Gdy wróciłam do domu ledwo żywa skłamałam mówić, że przewróciłam się na stos rozbitych butelek. Później pare dni w szpitalu byłam bezpieczna i nie chciałam z tamtąd wychodzić. W domu też miałam spokój, ale nie byłam już tą samą dziewczynką. Bałam się, nie wychodziłam z domu, uciekałam od ludzi. Wmówiłam sobie że każdy; głównie faceci tacy są. Gdy po paru dniach przyszli byłam przerażona, bo myślałam że dadzą mi spokój, ale nie. Przyszli w tą dzielnicę gdzie nikt nie chodzi. I...zrobili mi najgorszą rzecz z możliwych-tutaj musiałam na prawdę potrzebować sporo czasu aby to wykrztusić. Dwa słowa które uwięzły mi w gardle. Nie mogłam wydusić z siebie słowa, aż w końcu cała zapłakana wykrztusiłam.-zgwałcili mnie. 

Przekroczyć GranicęWhere stories live. Discover now