Rozdział 72

30.9K 967 229
                                    

Wyszłam z domu zła na cały świat. W jednej ręce trzymałam moją walizkę na kółkach, a w drugiej ręke mojego chłopaka.

Bez zbędnych słów zajęliśmy swoje miejsca w samochodzie i odjechaliśmy. Całą drogę patrzyłam przez szybę stukając rytmicznie palcami o swoje udo. Mama na prawdę mnie zirytowała. Najpierw ma mnie gdzieś, cały czas pracuje i w ogóle ze mną nie rozmawia, a potem nagle krzyczy i udaje wielce przejętą mówiąc mi, że nie mam prawa się z nim spotykać. To śmieszne.

Zatrzymaliśmy się przy domu Collina. Chłopak wziął moją walizkę, a ja weszłam za nim do domu. Nie czekając na niego po prostu ruszyłam do jego pokoju. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Miałam tego wszystkiego dość.

-Madd, czekaj!-krzyknął Collin biegnąc za mną.

-Zostaw mnie-warknęłam wchodząc do jego pokoju. Poczułam jednak za obejmuje mnie od tyłu i przytrzymuje.-powiedziałam puść!-wrzeszczałam szarpiąc się.

-Uspokój się-powiedział cicho odwracając mnie w swoją stronę. Ze złości zaczęłam bić pięściami o jego tors, a ten czekał aż się uspokoje. Zupełnie nie ruszały go moje krzyki i bicie. Gdy ochłonęłam i zdałam sobie sprawę, że Collin niczemu nie zawinił opuściłam ręce wzdłuż ciała i oparłam głowę o jego klatke piersiową głośno oddychając.

-Przepraszam-odezwałam się w końcu.-to nie twoja wina.

-Nic się nie stało. Musiałaś się na kimś wyżyć, a że byłem najbliżej to padło na mnie. A i tak mnie nic nie bolało.

Zaśmiałam się cicho gdy Collin chwycił mnie za ręke i zaprowadził na łóżko. Usiadłam po turecku i oparłam się plecami o chłodną ścianę.

-Na ile mogę tu zostać?-zapytałam.-nie chce robić ci zmartwień i w ogóle...

-Zostań na ile chcesz-położył swoją dużą ręke na mojej.-i tak mieszkam tutaj sam, więć czuj się jak u siebie.

-Nie będzie ci przeszkadzać moje towarzystwo?

-Nigdy mi nie przeszkadza-odparł, a ja z uśmiechem na ustach przytuliłam się do jego boku.

-Jesteś najlepszy-wyszeptałam gdy ten gładził moje włosy.

-Wiem.

-I ciesze się, że cie mam.

-Wiem-powtórzył, a ja parsknęłam głośnym śmiechem.

COLLIN

-Maddie, pośpiesz się!-krzyknąłem.-czekam na ciebie już półgodziny.

-Idę!-odkrzyknęła zbiegając po schodach w błękitnym sweterku i brzoskwiniowych rurkach. Wyglądała świetnie jak zawsze.-gdzie idziemy?

-Przejść się-wzruszyłem ramionami.-ładna pogoda, nie będziemy siedzieć w domu.

Złączyłem nasze ręce razem i wyszliśmy z domu kierując się w stronę parku. Maddie całą drogę obserwowała spacerowiczów i nalegała abym kupił jej gofra. Więc uległem. Nie potrafię jej odmówić. Później poszliśmy jeszcze na lemoniade i w końcu doszliśmy do parku. Usiedliśmy na ławce nieustannie się śmiejąc. Już sam nie wiem z czego. Po prostu wszystko nam śmieszyło.

Niestety nasz dobry humor przerwał pewien osobnik który zmierzał w naszą stronę. Instynkownie złapałem Maddie za ręke, a ta widząc kto do nas idzie zesztywniała.

Nie dam cie skrzywdzić.

-Znowu się spotykamy-odparł Harry, a ja wstałem wcześniej nakazując mojej dziewczynie siedzieć.-jaki bohater-zakpił.-jak już mówiłem złego nie unikniesz. 

-Zostaw ją do kurwy w spokoju. Nic ci nie zrobiła. To nie jej wina-warczałem.

-A Rosie? Też kurwa powinna żyć!-krzyknął, a pare ludzi spojrzało na chłopaka.

-Ale to nie jest moja wina do jasnej cholery!-wyrzuciłem ręce w powietrze.-pogódź się z tym! Nie mogłem temu zapobiec.

-Mogłeś tam z nią kurwa pojechać.

-Ty też-odbiłem pałeczkę.-skąd miałem wiedzieć, że coś jej się stanie. Zostaw nas w spokoju i się z tym pogódź.

-Nigdy się z tym nie pogodzę-Harry podszedł bliżej mnie tak, że stykaliśmy się klatkami piersiowymi.-to twoja pierdolona wina i teraz ty będziesz cierpiał tak samo jak ja.

-Nic jej nie zrobisz, rozumiesz?-fuknąłem mu prosto w twarz.-nigdy nie pozwolę, żebyś ją skrzywdził.

Chwyciłem wciąż przestraszoną dziewczynę za ręke i ruszyliśmy w stronę domu. Czułem jak Maddie trzęsie się więć objąłem ją w talii i w takiej pozycji poszliśmy aż pod sam dom. 

-A co jak na prawdę coś mi zrobi?-gdy tylko weszliśmy do domu Maddie rozpłakała się. Widząc ją taką bezbronną i zapłakaną sam miałem ochotę się rozryczeć.

-Cśś, spokojnie-podszedłem do niej i mocno przytuliłem.-nic ci nie zrobi. Nic gdy jestem obok-szeptałem w jej włosy czując jak ufnie się we mnie wtula i cicho płacze.-będzie dobrze. Zobaczysz. Nie myśl o tym teraz.

Maddie pokiwała twierdząco głową i popatrzyła w moje oczy. Chwyciłem jej twarz w swoje dłonie i kciukiem starłem jej łzy z policzków, a później złączyłem nasze usta w długim, delikatnym pocałunku. Dłonie Maddie powędrowały na moją klatkę piersiową, a ona sama oddała pocałunek. Moje dłonie z kolei zatrzymały się na jej talii i resztkami sił starałem się nie dotykać ją niżej niż w talii. Maddie chyba wyczuła to bo zaśmiała się w moje usta i wyszeptała:

-Możesz mnie dotykać śmiało.

-Jesteś pewna?-spytałem.-ostatnio jak chciałem to bałaś się i...uciszyła mnie krótkim pocałunkiem.

-Ufam ci Collin. Jesteś moim chłopakiem i ci ufam. Wiem, że nie zrobiłbyś mi krzywdy.

Pocałowałem ją ponownie wkładając w to wszystkie emocje. Delikatnie moje ręce sunęły w dół. Widziałem, że się denerwuje dlatego robiłem to po woli. W końcu położyłem swoje ręce na jej pośladkach, a ta na chwilę zesztywniała, a później znowu zaczęła oddawać pocałunek. Czułem jak płonie we mnie pożądanie. Delikatnie ścisnąłem jej pośladki, a ja jęknęła mi w ustach, po cyzm się zaczerwieniła.

-Uroczo się rumienisz-wyszeptałem w jej usta ponownie zaczynając ją całować.  Zbierając się na odwagę podniosłem dziewczynę za tyłek dociskając bardziej do ściany. Ta oplotła mnie nogami w pasie a ręce zarzuciła na swoją szyję.

-Nie puść mnie-zaśmiała się, a ja jej zawtórowałem.

-Nigdy, skarbie.




Książka po wolutku dobiega końca, bo mam już pomysł na kolejną ^^ ~
ale żeby was pocieszyć, powiem, że niedługo stanie się coś niespodziewanego.
 Ale co? To niespodzianka!
Buziaki :*

Przekroczyć GranicęWhere stories live. Discover now