Rozdział 19

34.4K 1.1K 281
                                    

Następnego dnia czułam się już lepiej, więc postanowiłam iść do szkoły. Cieszyłam się, że jutro wraca mama. Miejmy nadzieję, że nic się nie zmieni przez ten czas. Mimo, że nie jest idealną matką to jednak tęsknie za nią. Trudno jest mieszkać w domu w jedną osobę. Nie mam z kim pigadać i tylko siedzę i oglądam te durne filmy w telewizji czy na laptopie.

Ubrałam bordowe jeansy i białą koszulkę, na to narzuciłam zwykłą czarną bluzę zasuwaną i oczywiście moje nieśmiertelne czerwone trampki. Po zjedzonym śniadaniu pojechałam autobusem do szkoły. Rower nadal był zepsuty, a ja nie umiałam go naprawić. Trudno, może kupię nowy, albo znajdę kogoś kto go naprawi.

Wybiegłam z autobusu jak z procy i od razu skierowałam się do szkoły.

-Maddie znowu bez roweru?-usłyszałam śmiech Sandy.

-Nie umiem go naprawić-wzruszyłam ramionami wchodząc z pozostałymi do szkoły.-z resztą znajdę kogoś i znowu będe jeździć na rowerze.

-Co teraz mamy?-zapytała Lidia wgapiona w ekran telefonu.

-Hiszpański. Wiedziałabyś gdybyś na chwilę odkleiła się od telefonu-warknęła zirytowana Sam.

-My mamy fizyke, więc widzimy się na lunchu-Sandy pociągnęła mnie za ręke, bo pozostali mieli inne lekcje.-lepiej się już czujesz?

-Mhm. Gorączka minęła, kaszel też.

-Czemu nie zostałaś jeszcze dzisiaj?

-Nie chciałam mieć zaległości-powiedziałam wchodząc do sali i zajmując miejsce obok blondynki.

-Przecież dałabym ci spisać lekcje.

-To nie to samo. Po drugie w domu się strasznie nudziłam. 

-Witam-do klasy weszła niska, grubsza nauczycielka.-zaczynamy lekcję. Prosze o dziszę! Sprawdzę obecność i zaczynamy!
***

Dwie pierwsze lekcje minęły zadziwiająco szybko. Były nudne, ale jakoś udało mi się je przetrwać.

Szłam z Sandy i Sam z którymi miałam teraz kolejną lekcją gdy podbiegł do mnie jakiś chłopak;blondyn z zielonymi oczami. Wzdrygnęłam się i zacisnęłam dłonie w pięść. Mimo, że byłam w szkolę czułam się zagrożona.

-Ty jesteś Madeline, tak?-zapytał, a ja jedynie pokiwałam głową.-pani Sparks wszędzie cie szuka. Jest teraz w sali geograficznej. Wiesz gdzie to?-ponownie pokiwałam głową.-świetnie. To idź do niej, bo na ciebie czeka.

Po czym jak gdyby nigdy nic odbiegł.

-Mamy iść z tobą?-zapytała Sam, a ja pokręciła głową.

-Nie nie. Pójdę sama. Wy idźcie.

Odwróciłam się i szybkim krokiem ruszyłam w stronę sali geograficznej. Nie wiedziałam dlaczego pani Sparks chce się ze mną widzieć. Zrobiłam coś? Może chciała omówić moje oceny albo jakiś sprawdzian? Ale...nic w obecnym czasie nie zrobiłam, a moje oceny są dobre. Zwłaszcza z geografi.

Wzięłam głęboki wdech i zapukałam, a następnie otworzyłam drzwi.

-Dzień dobry. Chciała się pani ze mną widzieć.

-Tak. Wejdź-powiedziała. Byłą wysoką, szczupłą kobietą. Nie wiem ile ma lat, ale podejrzewam, że koło czterdzieści. Krótkie blond włosy do ramion dodają jej uroku. Lekki makijaż i czarne okulary, a na dodatek ciągle to nowsze kolory paznokci.

Wchodząc do środka zobaczyłam jeszcze kogoś. Gdy się odwrócił rozpoznałam Collina. Zamarłam widząc jak mierzy mnie wzrokiem siedząc przy biurku nauczycielki.

-Usiądź-kobieta wskazała na krzesło które było obok szatyna. Wzięłam głęboki oddech i na drżących nogach ruszyłam w stronę krzesła. Po woli na nim usiadłam i przeniosłam wzrok na kobietę starając się ignorując towarzystwo chłopaka.

-Wiesz dlaczego tu jesteś?-zapytała stukając o biurko swoimi długimi, bordowymi paznokciami.

-Nie mam pojęcia-odparłam cicho.

-Już ci tłumaczę. Otóż twoje oceny z geografi są bardzo dobre, prawda? Masz same czwórki i piątki i jesteś najlepsza z klasy z tego przedmiotu. A Collin znowu ma same jedynki.

-Do czego pani zmierza?-zapytałam cicho obserwując ją czujnie.

-Chciałabym, abyś dała korepetycje Collinowi.

-CO?!-krzyknęłam, ale zaraz potem dodałam ciszej:-przepraszam. Ale...dlaczego ja?

-Jak już mówiłam jesteś dobra z geografi. A Collin niedługo ma sprawdzian i musi napisać na pozytywną ocenę. A ty dostaniesz dużo dodatkowych punktów. Przy okazji komuś pomożesz.

Spojrzałam przerażonym wzrokiem na chłopaka. Siedział i obserwował spod przymrużonych oczu nauczycielkę. Miał biały, opinający podkoszulek, przetare jeansy i czerwone adidasy. Jak zawsze wyglądał świetnie.

-Ale...ale kiedy? Ja nie będe miała czasu. Ja będe...-starałam się wymyślić wymówkę.

-Maddie. Nie chcesz nie musisz, ale Collin na prawdę potrzebuje tych korepetycji, dlatego pomyślałam o tobie. Inaczej nie zda z geografi. A tego nikt by nie chciał. Prawda Collin?-spojrzała na szatyna.

-Ta-bąknął krótko.

-Decyzja należy do ciebie panno Maddeline.

-Ale...gdzie ja bym go miała uczyć?-spytałam przerażona.

-Myślę, że podczas przerw w bibliotece, tutaj też moglibyście się spotykać. Jakbyś chciała może przychodzić też do ciebie do domu.

Zamarłam słysząc te słowa. Nigdy nie pozwolę, aby przyszedł do mojego domu. Boję się go; tych jego ciemnych oczu, postury i tej twarzy. Przystojnej, ale nadal niebezpiecznej. Zamknęłam oczy i mruknęłam ciche:

-Dobrze. Zgadzam się.

-Świetnie-rozpromieniła się kobieta.-zostawię was tu na chwilę, a wy zgadajcie się co do terminów-odparła i wstała wychodząc z sali. Nie nie nie. Niech mnie pani nie zostawia z nim! Błagałam ją w myślach, ale ta wyszła zamykając drzwi. I w tedy zostaliśmy sami w sali geograficznej. Ja; przerażona która drżała jak galareta i on; patrzący na mnie spod przymrużonych powiek jakby nad czymś myślał.

Umrę.

Przekroczyć GranicęWhere stories live. Discover now