Rozdział 4

38K 1.2K 279
                                    

Dzień w szkolę minął tak jak poprzednio;strasznie się stresowałam głównie przerwami. Ludzie na każdym kroku się przepychali i krzyczeli. Nawet nauczyciele nie zwracali na to uwagi. Bo raczej nie upilnują takiej ilości uczniów. W skrócie-totalny haos.

-Teraz pora lunchu. Chodź-powiedziała Sandy.

-Ja...nie chcę. Zostanę pod salą.

-Nie wygłupiaj się-wtrąciła się czarnoskóra.-bez nas zginiesz. To jest jak dżungla. Ludzie trzymają się razem, inaczej nie wiadomo kto cie zaatakuje i tyle cie widziano.

-Ona ma rację-westchnął Jason przeczesując swoje blond włosy.-lepiej chodź z nami. Bez nas jesteś ładnym celem.

Chwilę jeszcze pomyślałam, a potem po woli poszłam za nimi. Ci przepychali się popychając niemal każdego, a ja szłam po woli za nimi co chwile gupiąc ich z oczu.

Gdy myślałam, że odpocznę od tego tłoku weszłam do bufetu, a oczy omal nie wyskoczyły mi z orbit. Ludzi więcej niż na korytarzu. Stali w kolejce po jedzenie, przepychali się i gadali tak głośno, że nie słyszałam własnych myśli.

-Chodź, idziemy do kolejki-obok mnie zjawiła się Sandy więc razem poszłyśmy stanąć w kolejce. Wzięłyśmy tacki i czekałyśmy. Z nerwów zaczęłam tupać nogą widząc ile jest tu ludzi i ile dochodzi. Jak ludzie się tu odnajdują? Kucharki mają w cholere dużo pracy.

-Co dla ciebie-usłyszałam chropowaty głos. Nawet nie wiedziałam kiedy nadeszła moja kolej. Rozglądnęłam się po bufecie i powiedziałam cicho.

-Hamburgera.

-Dziecko, mów głośniej, bo nie każdy cie usłyszy-westchnęła starsza kobieta i podała mi na tackę hamburgera oraz sok pomarańczowy. Rozglądnęłam się, ale nigdzie nie widziałam Sandy. Cóż...przyznam szczerze, że przy niej czułam się troche bezpieczniej. Teraz jestem sama i kompletnie nie wiedziałam gdzie są znajome twarze. Dlatego ruszyłam do jednego wolnego stolika. Było sporo miejsc, ale miałąm nadzieję, że nikt się tu nie dosiądzie. 

Położyłam tackę na stolę i miałam usiąść gdy obok mnie wyrosła Sandy.

-Oszalałaś?!-pisnęła, a ja zmarszczyłam brwi. To nawet usiąść przy stoliku nie można?-gdzie ty właśnie chciałaś usiąść?

-Eee...przy stole-powiedziałam ironicznie a blondynka wywróciła oczami.

-Ty musisz się dużo nauczyć o tej szkole. Bierz tą tackę i chodź.

-Ale...

-Szybciej-pisnęła wymachując rękami. Była przestraszona i zestresowana. Nie wiem czemu, ale posłusznie chwyciłam tackę i zaczęłam iść za Sandy do ich stolika gdzie wszyscy już jedli.

-Znalazłam ją-odparła Sandy siadając przy przyjaciołach. Ja również zajęłam miejsce obok niej.-chciała usiądź przy zabronionym stole.

-Ogłupłaś!?-pisnęła Sam, a ja zadrżałam. Nienawidzę gdy ktoś na mnie krzyczy.-życie ci nie miłe?

-O co...wam chodzi?-zdążyłam z siebie wydobyć.

-Ej, uspokójcie się-powiedział blondyn.-ona jest tu nowa i nie wie co może, a co nie.

-Więc ja ci wytłumaczę-powiedziała Sandy.-pod żadnym pozorem nie siadaj przy tym stole. Masz kurewskie szczęście, że Cię znalazłam. Bo gdyby nie...cholera...nie chciałabym być w twojej skórze. Nie miałabyś życia.

-Do rzeczy Sandy-westchnęła zirytowana czarnoskóra.

-Pewnie kojarzysz tego boga seksu o którym ci opowiadaliśmy?-spytała,a ja pokiwałam głową.-właśnie. To jest jego stolik. Jego oraz jego "świty"-zrobiła cudzysłów w powietrzu.-każdy, ale to każdy wie, że pod żadnym pozorem nie może nawet spojrzeć na ten stół.

-Jest ze złota czy co?-mruknęłam.

-Po prostu to ich stolik. Tylko ich!-dodała Lidia.-pamiętam kiedyś jak jakiś nowy chłopaczek tam usiadł. Pobił go tak, że wylądował w szpitalu. O zwykły głupi stół, dlatego każdy omija ten stół szerokim łukiem. I tobie też radzę póki ci życie miłe. Zapamiętaj to Maddie.

Odwróciłam się słysząc głośne trzaśnięcie drzwiami o ścianę. Do jadalni weszła "świta" Pana przystojnego. Oczywiście jako pierwszy szedł ten niebezpieczeny przed którym każdy ucieka. Nie dziwię mu się. Wygląda jak by miał kogoś zabić. Jego postawa, chłód czy chociażby oczu mówią "Zabiję Cię". Wzdrygnęłam się gdy tylko go zobaczyłam. Obok niego uwieszona na jego szyji szła wytapetowana, prawie, że pomarańczowa blondynka z krótką, czerwoną mini i wysokich szpilkach, a ten jak gdyby nigdy nic trzymał ręke na jej tyłku. Za nim szło pięciu chłopaków; każdy przypominał bad boy'i. Byli umięśnieni i zabijali wzrokiem. Ich również się bali, ale to do tego pierwszego mieli największy respect. Ludzie momentalnie uciekli robiąc im miejsce. Chłopak razem z blondynką i kumplami poszli do bufetu. Oczywiście nie stali w kolejce. Każdy cofnął się pare kroków, aby oni mogli coś wziąźć. Kucharki gdy tylko ich zobaczyły nagle się ożywiły i zaczęły w ekspresowym tempie nakładać im coś na talerz. Obserwowałam ich w skupieniu, oczywiście najbardziej patrzyłam na Pana Mordercę.

Z tackami ruszyli w stronę ich stolika. Ignorowali całkowicie to, że wszyscy przestali gadać i skamieniali jakby zamienili się w manekiny. Z hukiem odstawili tacki na stół i rozsiedli się wygodnie gadając i co chwile wybuchając śmiechem. Ludzie już po chwili wrócili do jedzenia i gadania, ale ewidentnie było widać, że nadal są zestresowani obecnością sześciu niebywale przystojnych, ale jednocześnie niebezpiecznych chłopaków.

Przekroczyć GranicęTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon