Rozdział 31

35.1K 1.1K 123
                                    

COLLIN

-Dobra, widzimy się jutro-powiedziałem przybijając z kumplami piątkę, a później ruszyłem spacerkiem do domu Pogoda była dzisiaj ładna, więc nie brałem samochodu. Z chłopakami pare godzin szwędaliśmy się po mieście paląc, śmiejąc się i robiąc niemały hałas. Oczywiście pare razy ktoś zwrócił nam uwagę za przekleństwa czy za to, że za głośno się zachowujemy. Norma.

Byłem ubrany w szary podkoszulek, jeansy do kolan i moje ulubione, czerwone adidasy. Na głowie miałem dzisiaj czapkę z daszkiem założoną do tyłu. Ludzi w parku było sporo. Biegające psy, dzieciaki bawiące się na placu zabaw, ich rodzice którzy siedzieli na ławkach, albo staruszkowie którzy spacerowali.

Idąc dalej zobaczyłem na ławce obściskującą się parę. Mogli być nieco młodsi ode mnie. Chłopak z kasztanowymi włosami i szczupła dziewczyna z długimi, czarnymi włosami którzy całowali się zachłannie.

Prychnąłem widząc tą scene i spojrzałem na mój tatuaż na ramieniu. Mała, zwykła, czerwona róża z kolcami. Przyśpieszyłem kroku omijając całujących się nastolatków i ruszyłem dalej. Korzystałem z ciszy i spokoju, ale ktoś musiał mi ten spokój zakłócić.

-Prosze prosze prosze. Kogo my tu mamy.

Wszystkie moje mięśnie się spięły. Zacisnąłem dłonie w pięści, a usta w wąską linie i po paru sekundach odwróciłem się w stronę męskiego głosu. Myślałem, że się przesłyszałem i go tu nie będzie. Nie widziałem go dwa lata. Pieprzone dwa lata miałem spokój. A teraz stoi pare metrów przede mną z kpiącym uśmiesziem. Jego ciemno brązowe włosy były zgolone po bokach. Miał czarne oczy i lekko zadarty nos, a także był umięśniony. Zmienił się przed te dwa lata. Zmienił fryzurę i...zaczął chodzić częściej na siłownię.

-Harry-warknąłem ostrzegawczo.-czego tu szukasz?

-Myślę, że znasz odpowiedź na to pytanie-warknął zbliżając się do mnie tak, ze prawie stykaliśmy się klatkami piersiowymi.-minęły dwa lata Collin, nie prawdaż?

-Czego chcesz?-fuknąłem robiąc krok w tył.

-Chyba doskonale wiesz-posłał mi kpiący uśmiech.-doskonale pamiętasz co powiedziałem dwa lata temu. Że się zemszczę. I to zrobię. A wiesz czemu?

-Japierdole!-wyrzuciłem ręce w górę, a staruszek posłał mi karcące spojrzenie, ale pokuśtykał dalej.-Harry, to było dwa lata temu. Myślałem, że o tym zapomniałeś!

-Ja zapomniałem?!-ryknął spinając wszystkie mięśnie. Staliśmy na środku chodnika i krzyczeliśmy na siebie.-nie da się o czymś takim zapomnieć! Ty nie wiesz jak to jest.

-Owszem. Nie wiem. Ale na litość boską to nie moja wina! Oskarżasz mnie o to co się stało, a to nie prawda.

-To wszystko twoja pierdolona wina-prychnął.-wszystko twoja wina!

-Uspokójcie się-zbeształa nas jakaś kobieta z wózkiem.-tu są dzieci-po czym odeszła mamrocząc coś na nas temat.

-Kurwa, ile razy mam ci mówić, że mi też jest ciężko i też to przeżywałem. Ale to nie moja wina do jasnej cholery! Pogódź się z tym. Musisz żyć dalej.

-Jak mam żyć dalej po czymś takim? Po utracie najbliższej mi osoby?

-Co się stało z tamtym Harrym?-spytałem już spokojnie.-byliśmy przyjaciółmi. Pamiętasz? Zawsze nierozłączni. Od dziecka. Ty, ja i...

-Nie wymawiaj jej imienia-przerwał mi gwałtownie.-nie chce o niej słyszeć, rozumiesz?-wziął głęboki wdech i powiedział po chwili ciszy.-widziałem cie na tej imprezie. Na plaży.

-Po co tam byłeś?-zapytałem groźnie.

-Żeby cie poobserwować-warknął zaciskając dłonie w pięści.-i zauważyłem, że już znalazłeś sobie nową. Tą z którą byłeś na spacerze. Myślisz, że was nie widziałem?-zaśmiał się bez krzty wesołości.-całkiem ładna. Szkoda gdyby coś jej się stało, prawda?

-Nic dla mnie nie znaczy-warknąłem, ale pierwszy raz poczułem wahanie w swoim głosie.

Cholera.

-Nie? A ja widziałem co innego-uśmiechnął się kpiąco.

-Nic dla mnie nie znaczy-powtórzyłęm akcentując każde słowo i zbliżając się do chłopaka.

-Szkoda gdyby coś jej się stało, prawda?-kontynuował bawiąc się swoimi palcami.

-Będziesz się wyżywał na innych, tak? Bo według ciebie to kurwa moja wina!

-Możecie przestać-tym razem podeszła do nas staruszka i uderzyłą mnie torebką w ramie.-to miejsce publiczne! A wy co drugie słowo przeklinacie.

Prychnęliśmy jednocześnie machając obojętnie ręką, więc kobieta się oddaliła.

-Jak już mówiłem szkoda gdyby coś się miało stać tej laseczce, prawda?

-A ja mówiłem, że nic dla mnie nie znaczy.

-Czyli mogę zamienić jej życie w piekło?-zapytał, a ja nie odezwałem się. Prawda była taka, że mimo, że Maddie nic dla mnie nie znaczyła (chyba) to jednak nie chciałem, żeby coś jej zrobił. Wiem do czego jest zdolny.-tak myślałem-powiedział gdy nie usłyszał odpowiedzi.

-Czego chcesz, co?-zapytałem groźnie.

-Chce żebyś cierpiał tak samo jak ty. I zrobię to. Będziesz mnie błagał o litość. Zemszczę się-wycedził tuż przy mojej twarzy, a następnie się oddalił. Chwilę stałem w miejscu analizując jego słowa. Cholera, od pieprzonych dwóch lat nie widziałem Harrego. Kiedyś najlepsi kumple. Codziennie się spotykaliśmy, aby grać w piłkę, biegać i rozrabiać. Ja on i...i Rosie. Nie wiecie jak trudno jest mi o niej mówić. Młodsza siostra Harrego. Bardzo się kochali. Byliśmy świętą trójcą. Trzema muszkieterami. Zawsze wiś wspieraliśmy. Harry zawsze zabierał Rosie która wolała nasze towarzystwo od towarzystwa dziewczyn. Przez lata byliśmy razem. Rosie była "chłopczycą" przez to, że się z nami zadawała. Często chodziła brudna, nawet w za dużych ubraniach brata, a mimo to bardzo ją lubiłem. Nie bawiła się lalkami. Biegała po boisku na piłkę i kąpała się z nami w błocie. Ale wyrosła na niesamowitą laskę i mimo, że nadal się z nami zadawała nie mogłem oderwać od niej wzroku. Była śliczną szesnastolatką za którą oglądali się chłopcy, więc Harry musiał ich odganiać. Zakochałem się w niej chociaż tego nie planowałem. A co dalej? O tym dowiecie się innym razem. To dla mnie za dużo...

Przekroczyć GranicęDonde viven las historias. Descúbrelo ahora