-Powiesz coś?-zapytał w końcu, a ja zadrżałam słysząc jego głos. Spojrzałam niepewnie na niego i odgarnęłam z czoła kosmyk włosów.
-Uhm...więc...-próbowałam poskładać zdania, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
-Więc?-ponaglił mnie podnosząc jedną brew do góry.
-K...kiedy ci odpowiada?-wydukałam. Kurdę. Wszyscy wiedzą jak niebezpieczny potrafi być Collin, a mimo to nauczycielka zostawiła mnie samą z nim. Z NIM!
-Bez różnicy-wzruszył ramionami rozsiadając się wysognie na fotelu.
-Um...i...i gdzie?
-U ciebie w domu może być-powiedział z nutką rozbawienia, a ja zestresowałam się.
-Um...wo...wolałabym najpierw gdzie indziej.
-Luz. Może być u mnie w domu-powiedział, a ja jeszcze bardziej się zdenerwowałam.
-A...biblioteka?-wydukałam.
-Za dużo ludzi-powiedział z grymasem na twarzy.-po drugie ktoś możemnie zobaczyć ze znajomych, a miałbym przypał gdyby widzieli, że się uczę.
-Przecież twoi znajomi nawet nie wiedzą co do biblioteka-wypaliłam, a zaraz uświadomiłam sobie co powiedziałam. Bałam się, że mnie uderzy, zacznie krzyczeć lub uderzy, a on zaśmiał się krótko.
-Fakt. Ale mogą mnie zobaczyć przechodząc obok biblioteki czy coś. Wyluzuj. Przecież nie zrobię ci bez powodu krzywdy-powiedział.
-Bez powodu?-zmarszczyłam brwi.
-Yup. Jak ktoś mi zajdzie za skórę to w tedy jest źle.
-Przecież ja...-zaczęłam mając na myśli zepsucie jego wozu. Był zły na maksa, a teraz nagle nie chce mnie zabić? Collin domyślił się o co chodzi bo zacisnął mocno szczęke, a dłonie w pięść.
-Nie mów już o tym-wycedził, a ja posłusznie pokiwałam głową.
-W...w sumie może być dzisiaj u mnie-wyszeptałam zestresowana i zobaczyłam jak szatyn się rozluźnia.
-Okey. Przyjadę do ciebie o szesnastej. A teraz możesz iść.
-Ty...nie idziesz?-zapytałam.
-Myślisz, że gdybyśmy wyszli razem z sali to co by o tobie pomyśleli inni?-zobaczyłam jak jego kąciki ust unoszą się w górę.
-Racje-powiedziałąm biorąc z podłogi plecak.-to...cześć-bąknęłam szybko i wybiegłam z klasy. I tak nie zdąże na kolejną lekcję, więc poczekam na przerwę.
***Siedziałam na kanapie w salonie gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Momentalnie podniosłam się z kanapy uderzając stopą o stół.
-Ała-jęknęłam z bólu. Cała drżałam. Po jaką cholere zgodziłam się uczyć najgroźniejszego chłopaka w szkole?! Przecież on tylko czeka aż mnie zabije. Poprawiłam jeszcze bluzę gdy usłyszałam ponownie dzwonek.
-Wreszcie-westchnął gdy otworzyłąm drzwi. Wyglądał tak samo jak w szkolę czyli idealnie. Wszedł do korytarza i rozglądnął się.
-Są twoi rodzice?-zapytał rozglądając się.
-Mama wraca jutro z jakiejś delegacji-wyszeptałam cicho.
-A tata?-zapytał przenosząc na chwilę swój wzrok na mnie. Spuściłąm głowę w dół czując, że zaraz zacznę płakać. Gdy podniosłam wzrok zobaczyłam u niego jakiś błysk w oku. Jakby...współczucia?-może już zacznijmy-powiedział po chwili, a ja pokiwałam głową i zaprowadziłam go do salonu. Nadal cholernie się bałam, że Collin jest w moim domu. Usiadł na kanapie w salonie wciąż rozglądając się dookoła.
-Od...czego chciałbyś zacząć?-zapytałam siadając jak najdalej jego.
-Wiesz...żebyś mi tłumaczyła musisz usiąść bliżej-odparł, a ja bardzo po woli przysunęłam się do niego wciąż zachowując bezpieczną odległość.-i najlepiej od drugiego tematu. Bo mam sprawdzian z drugiego i trzeciego.
-Ok. Masz..masz może książke?-zapytałam, a chłopak podał mi pomarańczowy podręcznik. Ręce cały czas mi drżały i jakby tego było mało-pociły się.
-Okey. Już wiem od czego mam zacząć-powiedziałam kładąc podręcznik na stole. Zauważyłąm jak Collin patrzy na mnie czekając aż zacznę.-więc...
***-Rozumiesz?-zapytałam gdy skończyłam omawiać z nim działy które zajęły nam ponad godzinę. Mój głos drżał i co chwilę się zatrzymywałam, aby obmyślić czy dobrzę mówię. W końcu to ode mnie zależy co dostanię. Collin raz patrzył na książke, a gdy swoje spojrzenie przeniósł na mnie znowu zaczęłam drżeć i bać się bardziej niż kiedykolwiek.
-Powiedzmy-rzucił.
-Myślę, że spotkamy się jeszcze raz albo dwa razy i napiszesz na pozytywną ocenę.
-Dobra-odparł chowając książki do torby.-na mnie już pora. To ten...dzięki-podrapał się po karku.
-Uhm-przytaknęłam.-spoko. Nie ma problemu.
-Dobra. Kiedy masz następny wolny czas?-zapytał opierając się o framugę drzwi.
-Um...w piątek?
-Nie bardzo. Idę na imprezę-powiedział, a ja przytaknęłam.-jutro?
-Przyjeżdża do mnie mama i...nie mam jak.
-To możesz zpojechać do mnie-wzruszył ramionami.-podam ci adres a ty przyjedziesz. Nie mieszkam daleko.
-Um..znaczy...nie wiem.
-Nic ci nie zrobię-wywrócił zirytowany oczami.-weź czasem się wyluzuj. To co? Pasuje ci jutro o osiemnastej?
-Yhym-przytaknęłam.
-To cześć-bąknął wychodząc z domu.
-Cześć-wyszeptałam sama do siebie gdy drzwi były już zamknięte.
***-Co wczoraj porabiałaś?-zapytała mnie Sandy gdy razem kierowałyśmy się do sali gimnastycznej.
-Um...nic ciekawego-bąknęłam.
-Widzę jednak, że o czymś mi nie mówisz-powiedziała zaczynając się rozgrzewać, więc robiłąm to samo.
-No...pamiętasz jak wczoraj miałam iść do pani Sparks?-zapytałam, a blondynka pokiwała głową.-kazała mi dać jednemu chłopakowi korepetycje z geografii. I zgodziłam się. Wczoraj przyszedł do mnie do domu.
-To świetnie-zapiszczała.-przystojny? Co to w ogóle za chłopak?
-Collin-wyszeptałam cicho, a Sandy stała patrząc na mnie a po chwili zaśmiała się.
-Dobra, a tak na serio to kto?
-No mówie ci, że Collin.
-Jesteś przekonywująca. Ale mów prawdę.
-Sandy-przetarłam twarz dłonią.-wyglądam jakbym kłamała.
Sandy przyglądnęła mi się i wyszeptała:
-O cholera. On na prawdę u ciebie był!
-Ciszej-syknęłam w jej strone.
-Boże! Nie wierze. Nic ci nie zrobił?
-Nie-wywróciłam oczami.-tylko się uczyliśmy. A dzisiaj jadę do niego.
-Japierdole.
-Sandy-warknęła trenerka, a blondynka wymamrotała przeprosiny.
-Nie wierzę w to-zapiszczała.-boże! Najniebezpieczniejszy chłopak w szkolę, nazywany mordercą jak gdyby nigdy nic siedział u ciebie w domu.
-Po prostu się uczyliśmy-wywróciłam oczami.-myślę, że jeszcze max dwie lekcje i uwolnię się od niego.
YOU ARE READING
Przekroczyć Granicę
Teen FictionOsiemnastoletnia Maddie jest nieśmiałą, zamkniętą w sobie nastolatką. Jej trudna przeszłość nie pozwala dziewczynie zaufać nikomu, a tym bardziej chłopakom. Dziewczyna nie ma nikogo z kim mogłaby pogadać i wyżalić się. Jest sama na tym wielkim świec...