Rozdział 23

34.1K 1.1K 201
                                    

BŁAGAM! Ratujcie mnie! Weekend z babcią to istny koszmar. W sobotę cały czas kszątała się po domu. Tu podlewała rośliny, tu gotowała, ścierała kurze, albo szła na zakupy. Miałam tego dość, więc przeleżałam z słuchawkami w uszach do póki nie wparowała babcia i nie zaczęła prawić mi morałów, że jestem uzależniona od telefonu i co chwilę mówiła jedno, popularne zdanie "Za moich czasów..."

W niedziele było podobnie. Kazała nam iść do kościoła, więc poszłyśmy. Babcia oczywiście ciągle śpiewała, a właściwie darła się i nikt obok niej nie mógł spokojnie śpiewać. Później zrobiła obiad i kazała mi posprzątać w pokoju. Chciałam mieć udany weekend, a wyszło wręcz koszmarnie.

W poniedziałek babcia obudziła mnie o piątej i kazała zbierać się do szkoły którą miałam za trzy godziny. Ona jednak twierdziła, że powinnam wstać wcześnie i się wyszykować. Tak więc ledwo żywa ubrałam się, a potem nie wiedzieć jak zasnęłam na ziemi i obudziłą mnie babcia krzycząc, żebym się pośpieszyła. W nocy zasnęłam po 23 bo babcia gadała o swoich problemach i kazała mi wstać o piątej. Robiłam więc wszystko bardzo wolno jako że miałam aż trzy godziny do szkoły. Po 7 babcia wypchała mnie z domu mówiąc, żebym już szła. A normalnie wychodzę o 7:30. Ehh, jak dobrze, że dzisiaj wyjeżdża.

Dojechałam więc dużo wcześniej. Usiadłam na murku przed szkołą i zaczęłam czekać na lekcję które miałam...za półgodziny. Przez ten czas postanowiłam pouczyć się na lekcje które dzisiaj miałam. Po paru minutach nauki poczułam jak ktoś obok mnie stoi. Po czym to zobaczyłam? Po cieniu przed sobą.

Podniosłam głowę i na widok Collina opierającego się o mur pisnęłam i poleciałam do tyłu. Jestem pewna, że obiłabym sobie wszystkie części ciała, ale chłopak chwycił mnie szybko za ręke i ponownie pociągnął tak, że siedziałam na murku.

-C...co chciałeś?-wyszeptałam chowając zeszyty do plecaka.

-Wiesz, że dzisiaj mamy korki?-zapytał, a ja pokiwałam głową.-świetnie. Będe u ciebie o siedemnastej-mrugnął i odszedł w stronę klasy.

Gdy usłyszałam dzwonek zeskoczyłam z murku i również wbiegłam do środka.

-Jak spędziłaś weekend?-zapytała mnie Lidia gdy do nich dołączyłam.

-Daj spokój-westchnęłam.-babcia przyjechała.

-Aż tak źle?-zapytał Jason.

-Kazała mi wstawać przed piątą w weekend, chodzić do kościoła i krzyczała gdy za długo siedziałam na telefonie.

-Przejebane-westchnął chłopak.-moja babcia sama ma smarfona, gada slangiem dla młodzieży i ogólnie zachowuję się jak nastolatka.

-Czyli weekend do dupy?-podsumowała Sam, a ja kiwnęłam głową.

-Gdzie Sandy?-zapytałam.

-Gryba-odparła czarnoskóra.-ma gorączke, wymiotuje...no pochorowała się biedna. Idziemy dzisiaj do niej. Idziesz z nami?

-Nie mogę. Babcia...przyjechała-no...to nie do końca prawda, ale też nie kłamstwo. Bo babcia na prawdę przyjechała, ale nie powiem, że spotykam się z Collinem, żeby go pouczyć geografi. Tylko Sandy zna prawdę. Po drugie nie chce mówić w szkole bo ktoś podsłucha i Collin mnie zabije. Już i tak mam sporo kłopotów. Nie potrzebne mi kolejne.

-No okey-powiedziała z uśmiechem Sam. W tej chwili zadzwonił dzwonek więc weszliśmy całą grupą do klasy.
***

Wzięłam swój lunch i usiadłam przy stoliku gdzie siedzieli już Jason, Sam i Lidia. Cóż...bez Sandy to nie to samo. Jakoś najbardziej się do niej przekonałam. Mam nadzieje, ze szybko wyzdrowieje.

Oczywiście jak codzień z głośnym hukiem ekipa Collina weszła na stołówke robiąc hałąs. Wzięli swój lunch wpychając się do kolejki i usiedli przy swoim stole. Collin spojrzał na mnie, ale tylko na ułamek sekundy bo zaraz potem zaczął rozmowę z kumplami.

-Maddie-Lidia pomachała mi ręką przez twarzą.-nie jesz? Od dłuższej chwili gapisz się w jeden punkt.

-Um...zamyśliłam się-mruknęłam wkładając do ust frytke.

-Sandy do mnie napisała, że nadal źle się czuje-rzuciła Sam, ale wiedziałam, że mówi do głównie do Jasona i Lidii.-i chce, żebyśmy przyszli jak najszybciej.

-Powiedz, że za trzy godziny będziemy-mrugnął Jason i spojrzał na mnie.-na pewno nie możesz iść?

-Chciałabym spędzić czas z babcią. Innym razem.

-No okey-powiedzieli wszyscy hórem.
***

Po lekcjach ruszyłam w stronę domu. Oczywiście koło bramy obok swoich cudownych samochodów stała ekipa Collina i zawzięcie o czymś rozmawiali, a inni wychodzili z drugiej strony wyjścia nie chcąc ich zdenerwować. Wszyscy patrzyli na mnie z szokiem gdy po prostu przeszłam obok nich. Nawet sami chłopcy na chwilę przestali gadać i spojrzeli na mnie. Może moja przyszłość nie jest zaciekawa, ale jednak wiem, że oni na terenie szkoły nic by mi nie zrobili.

Ruszyłam więc do domu chcąc nacieszyć się chwilami spokoju, bo za jakieś dwie godziny ma wpaść Collin. Chociaż nie wiem czy mogę mieć spokój gdy w domu jest moja babcia.

Przekroczyć GranicęWhere stories live. Discover now