Rozdział 65

32.7K 981 160
                                    

Usiadłam z Sandy w kawiarni przy wolnym stoliku wcześniej zamawiając kawy.

-No to pochwal sie. Gdzie to ostatnio zabrał się Thomas?-zapytałam, a na twarzy dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech.

-Byliśmy wczoraj na cudownej randce. Zabrał mnie do wesołego miasteczka z samego rana. Pobawiłam się jak dziecko, zjedliśmy gofry i pizze, potem byliśmy na karaoke i muszę cie kiedyś tam zabrać.

-Nie nadaje się.

-Ja też nie-zaśmiała się podekscytowana. Razem podziękowałyśmy gdy kelnerka podała nam nasze kawy. Objęłam gorący kubek, a dziewczyna kontynuowała.-fałszowałam okropnie, chociaż nie tak bardzo jak Thomas. No a później zmęczeni pojechaliśmy do jego domu. Poznałam jego cudowną rodzinę. Ma kochającą mamę która traktuje go jak oczko, w głowie, wspierającego, równie przystojnego tate i dwóch, sześcioletnich braci. Kochani są. No i ma też roczną siostrzyczkę. Bardzo ich kocha.

-Wow. Sporo o nim wiesz-odparłam upijając łyk kawy, to samo uczyniła moja przyjaciółka.-a tak się go bałaś i widzisz? Teraz jest między wami chemia. I to cudowne. No a zapytał cie o chodzenie.

-Uhm...jeszcze nie-powiedziała nieco smutniej, ale zaraz znowu się ożywiła.-ale pewnie zaraz to zrobi, prawda?

-Na pewno-wywróciłam oczami.-randki, prezenty, te czułe słówka. On czeka tylko na odpowiedni moment.

-Oby. Tak bardzo mi się podoba. No a jak tam sprawy z tobą i Collinem?

-Bez zmian-wzruszyłam ramionami.

-Nadal jesteście razem?

-Owszem. W piątek pojechaliśmy na siłownię.

-O kurcze. I jak było?-spytała gdy upiłam łyk napoju.

-Bardzo fajnie. Potem cały dzień jęczałam, że mam zakwasy, ale było warto. Musimy się kiedyś wybrać całą czwórką gdzieś.

-O tak! Na przykłąd do kręgielni, co ty na to?

-Nigdy nie byłam.

-No coś ty? To koniecznie musimy iść. Zadzwonimy kiedyś po chłopaków i pójdziemy, co ty na to?-zapiszczała podekscytowana, a ja zaśmiałam się.

-Bardzo chętnie.


COLLIN

-Zapytałeś Sandy w końcu o chodzenie?-zapytałem Thomasa gdy razem siedzieliśmy u niego w domu grając na play station w jakiś mecz.

-Jeszcze nie-odparł nie odrywając wzroku od telewizora.

-No co na to ty jeszcze czekasz?-spytałem zbulwersowany.-laska na maksa ci się podoba, więc w czym problem?

-Po prostu boję się, że odmówi.

-Jesteś śmieszny-prychnąłem kończąc gre gdy Thomas wygrał. Rozsiadłem się wygodnie upijając łyk piwa.-myślisz, żeby się nie zgodziła? Patrzy na ciebie jak na ostatni cud świata. Weź ty się chłopie zastanów.

-W sumie...ale jak mam to zrobić?

-Pierwszy raz pytasz laskę o chodzenie?-wywróciłem oczami.

-Pierwszy-napił się piwa.-miałem pare związków, ale one były od tak-pstryknął palcami.-no, a z Sandy to co innego. Z nią mogę porozmawiać o wszystkim, pośmiać się. Nie ma miejsca gdzie bym się z nią nie nudził. Uwielbiam patrzeć na jej uśmiech...

-No to masz rozwiązanie-klasnąłem w dłonie.-musisz ją o to zapytać.

-Masz racje-wyciągnął telefon i zaczął coś w nim stukać.

-Co ty robisz?

-Pytam się Sandy o chodzenie.

-Ty skończony półmuzgu!-wyrwałem mu urządzenie z ręki.-na żywo pedale! Nie przez sms's. Zwariowałeś?! W tedy na pewno ci odmówi. Ja pierdole ale ty jesteś głupi-pokręciłem głową.

-Może masz racje...

-Pewnie, że mam-wyrzuciłem ręce w górę.-po prostu zabierz ją na spacer czy coś i ją zapytaj. Ja tak zrobiłem z Mad.

-Właśnie. Skoro o tym mowa to jak tam u was?

-Bez zmian-wzruszyłem ramionami.-ale muszę przyznać, że Maddie coraz bardziej otwiera się na ludzi i jest inna.

-Zmieniłeś ją.

-Na dobre-przytaknąłem.-miejmy nadzieje, że tak będzie dalej, bo jest dla mnie najważniejsza i nie chciałbym, żeby coś jej się stało.

-Od kiedy stałeś się takim romantykiem-odparł, a ja cicho się zaśmiałem. Usłyszeliśmy zamykanie drzwi, a po chwili tupot nóg które zbliżały się do salonu. Po xchwili w zasięgu wzroku pojawili się mali chłopcy w czarnymi kręconymi włosami i zielonymi oczami. Wskoczyli na kanapę obok nas o mało nie rozlewając piwa.

-Co wy tu robicie?-warknął Thomas.

-Przyszliśmy z mamą z zakupów-odezwał się jeden z bliźniaków. Oboje ubrani byli w zielone bluzki z białymi rękawami, jeansy i niebieskie adidasy.

-Raphael, Jerry!-zawołała kobieta która po chwili pojawiła się w salonie. Miała zółty płaszcz, czarne rurki i kozaki na lekkim obcasie. W wózku zapewne leżała ich młodsza siostra.

-Tutaj jesteśmy-powiedzieli hórem.

-Cześć Collin-przywitała się, a ja odpowiedziałem krótkie "dzień dobry".-musicie tu pić? Śmierdzi gorzej niż w gorzelni-westchnęła.

-Gdzie mamy pić? Chyba lepiej w domu niż naje...

-Słownictwo-zbeształa go kobieta.

-Niż opić się w klubie-poprawił się. a kobieta westchnęła i spojrzała na bliźniaków.

-Pomóżcie mi z zakupami.

-Musimy?-jęknęli.

-Są tam dla was pączki.

Maluchy zbiegły z kanapy, a my musieliśmy szybko chwycić piwo, aby się nie rozlało. Następnie popędzili do kuchni, a ich mama z wózkiem poszła za nimi. Szalona rodzinka.

Przekroczyć GranicęWhere stories live. Discover now