Rozdział 24

33.6K 1.1K 424
                                    

Usłyszałam dzwonek do drzwi więc z niechęcią wstałam.

-Kto to?-zapytała ciekawska babcia.

-Kolega. Będziemy się uczyć-powiedziałam otwierając drzwi. Przede mną stał Collin opierając się o framugę drzwi z tym swoim uśmieszkiem. Wyglądał jak zawsze obłędnie-włosy w nieładzie, szara koszulka, jeansy z dziurami i jego czerwone adidasy.

-Hej-bąknęłam.

-Cześć-odpowiedział wchodząc do środka.

-Kto to jest!?-wrzasnęła babcia gdy znaleźliśmy się w salonie.

-Collin-odpowiedziałam spokojnie.-będziemy uczyć się geografi.

-Przecież to kryminalista!-krzyknęła i zobaczyłam jak szatyn zaciska usta w wąską linie.-jeszcze coś ci zrobi, albo nie daj boze ukradnie coś.

-Babciu, daj spokój-wywróciłam oczami.

-Widzisz jak on wygląda? Tatuaże, te mięśnie...przecież on jest niebezpieczny.

-Mamo, weź się uspokój-do salonu wkroczyła moja mama więc odetchnęłam z ulgą.-po prostu daj im święty spokój.

-W życiu-wybuchnęła.-moja wnuczka nie będzie siedzieć sama z tym...tym kriminalistą.

-Zapewniam panią, że nie jestem kryminalistą-powiedziała ze spokojem Collin, a babcia prychnęła.

-Ty oceniasz tylko po wyglądzie-warknęłam w jej stronę.-a może w cale tak nie jest. Nie każdy napakowany chłopak z tatuażamy to gwałciciel lub morderca. Więc daj nam spokój i najlepiej wyjdź z salonu.

-Nie takim tonem-zbeształa mnie staruszka, a ja zmarszczyłam brwi.-nie będe pod jednym domem z kryminalistą.

-Możesz wyjść-mruknęłam cicho. Collin który to usłyszał parsknął cichym śmiechem, a ja posłałam mu rozbawione spojrzenie.

-Chodź już-odezwała się moja mama.-daj im spokój.

-Jasne. A jak coś wam zrobi to nie miejcie pretensji do mnie-syknęła i mamrocząc coś pod nosem wyszła z salonu razem z mamą.

-Wybacz za moją babcię-odezwałam się cicho.-jest...specyficzna.

-Luz, przyzwyczaiłem się-powiedział spokojnie siadając na kanapie.-broniłaś mnie-powiedział po chwili, a ja zaczerwieniłam się i usiadłam na fotelu jak najdalej od niego.

-No...no bo taka już jestem-wymamrotałam.

-Tak?-gdy Collin wstał i podszedł do mnie cała zesztywniałam i przełknęłam ślinę. Oparłm się o fotel i zniżył tak, ze byliśmy na jednakowym poziomie. Bardziej oparłam się o fotel, ale nadal nasze twarze były blisko siebie.-ja myślę inaczej.

-T...tak?-wydukałam.

-Tak-uśmiechnął się i jak gdyby nigdy nic usiadł na kanapie i poklepał miejsce obok siebie, więc na drżących nogach podeszłam i usiadłam blisko niego.

-To j...jaki dziś d...dział-wyjąkałam a Collin zaśmiał się cicho i pokazał mi podręcznik. Trudno było mi go uczyć, bo tym co zrobił pare minut temu, ale starałam mu się wszystko wytłumaczyć. Na szczęście babcia nie wchodziłą do salonu więc byłam jej bardzo wdzięczna.
***

-Już koniec-oznajmiłam.-dasz radę?

-Myślę, że napisze na pozytywną ocenę-powiedział chowając książke do plecaka.

-No to...fajnie chyba-wydukałam wstając z kanapy. Odprowadziłąm go do korytarza.

-Czemu jeździsz teraz autobusem?-zapytał ubierając buty. Nie wiedzieć czemu stresowałam się rozmową z nim.

-Um...mój rower się zepsuł. Dokładnie to opona. I...na jakiś czas muszę zrobić przerwę z rowerem.

-Opona?-Collin zmarszczył brwi.-mogę zobaczyć ten rower? Może będe mógł coś poradzić.

Kiwnęłam głową i wyszliśmy do ogrodu. Czułam, że Collin kroczy tuż za mną. Zaprowadziłam go do garażu i pokazałam rower. Collin kucnął i zaczął z każdej strony oglądać rower, a dokładnie oponę co chwilę marszcząc brwi. Ja oparłam się o ścianę i patrzyłam na niego. 

Po chwili zaczął się rozglądać, wziął coś z półki i przyczepił do opony. Nie wiem co. Nie znam się na tym. Zawsze tata naprawiał mi rower, a od kąd...zmarł nie musiałam go naprawiać.

-Chyba jest okey-powiedział patrząc jeszcze raz na oponę i wstając.

-Dziękuje-powiedziałam cicho, a Collin lekko się uśmiechnął.

-Spoko. Zna się na takich rzeczach.

Wyszliśmy do ogrodu w momencie gdy z domu wyszła babcia z konewką w ręce.

-Idziesz już?-zapytała z jadem w głosie.

-Tak. Pouczyliśmy się i na mnie już czas-odparł jak gdyby nigdy nic, po czym spojrzał na mnie i uśmiechnął się.-dzięki za korepetycje. Będe wiedział do kogo się zwrócić-mrugnął okiem.-pa Maddie. Do widzenia!-krzyknął i już go nie było.

-Bandyta-prychnęła staruszka.

-Babciu-jęknęłąm.-daruj sobie.

-Masz zakaz spotykania się z tym chłopakiem.

-Ja się nawet z nim nie spotykam-wyrzuciłam ręce w góre.-po prostu pomagam mu w geografi.

-Tak się zawsze mówi-syknęła staruszka.-później zaczniesz pić, imprezować i ćpać.

-Jezuu babciu-burknęła.-to wyższa liga. Nie dla mnie. On po drugie...nie bawi się w dziewczyny tylko z dziewczynami.

-Jeszcze lepiej!-krzyknęła.-niedługo niczego nie świadoma pójdziesz z nim do łóżka!

-Tak nie będziemy rozmawiać-warknęłam idąc do domu.

-Niewychowana!-usłyszałam jeszcze zanim zamknęłam drzwi od domu. Kiedy ona z tąd wyjedzie?

Przekroczyć GranicęDonde viven las historias. Descúbrelo ahora