Rozdział 10

35.8K 1.1K 285
                                    

COLLIN

Stałem jeszcze chwilę opierając się o mur i oddychając ciężko. Po chwili rozglądnąłem się i krzyknąłem na pozostałych:

-Co jest?! Nie macie swoich problemów?!

Wszyscy momentalnie uciekli więc zostałem sam. Nie na długo bo po chwili podeszli do mnie chłopcy.

-Stary, co żeś ty odwalił?-zapytał Thomas.

-Zamknij mordę-warknąłem głośno oddychając.

-Dlaczego jej nie uderzyłeś?-zapytał Zack.-przecież...

-Nie wiem kurwa-przerwałem mu uderzając ponownie w ścianę tak, że poczułem piekący ból na dłoni.-nie wiem dlaczego-wyszeptałem już łagodniej.

-Nigdy, przenigdy nikogo nie oszczędzałeś. Nawet nam się dostało-powiedział Thomas.-a ty prawie ją uderzyłeś. Brakowało milimetrów. Stary, tu chodziło twój wóz.

-Myślisz, że nie wiem!?-popatrzyłam na nich gniewnie.-nie wiem czemu jej kurwa nie uderzyłem. Zepsuła mój wóz. A mimo to pozwoliłem jej odejść.

-Fiu fiu...coś nowego-zagwizdał jeden z moich kumpli.

-Zamknij się-warknąłem w jego stronę i wyrzuciłem ręce w górę.-wszyscy się zamknijcie! Nie będe się wam tłumaczył bo prawda jest taka, że nie wiem dlaczego to zrobiłem! Czemu jej nie uderzyłem. Muszę ochłonąć.

Spojrzałem ostatni raz na chłopaków i odwróciłem się idąc w stronę samochodu. Całą drogę zaciskałem dłonie na kierownicy. Za cholere nie wiem dlaczego jej się nie dostało. Spojrzałem na te zapłakane, przerażone oczy. Przenigdy nie widziałem kogoś tak przerażonego, nawet gdy tego kogoś biłem. A ona wyglądała jakby miała zemdleć. W momencie gdy miałem ją uderzyć moja pięść zatrzymała się przed jej twarzą. Była cała mokra od łez i potu.Drżała jak galareta. Cicho szlochała. Po prostu musiałem ją wypuścić. Nie wiem czemu. Czy żałuję, że ją nie uderzyłem? Nie wiem. Uszkodziła mój wóz, ale jednocześnie była taka bezradna i tak przerażona, że kurwa nie dałem rady jej uderzyć.

Zaparkowałem obok jakiegoś klubu i udałem się do środka.

-Co dla Ciebie?-zapytał kelner gdy zajmowałem miejsce przy barze.

-Coś mocnego. Pare razy-rzuciłem czekając na swój alkohol i podziwiając stryptizerki które wyginały się i tańczyły machając tyłkiem obok napalonych, pijanych facetów.

Wypiłem duszkiem pare kieliszków i poprosiłem o jeszcze. Jebać, że przyjechałem samochodem. Zamówię taksówkę, a jutro odbiorę auto z parkingu. Nie miałem ochotę na taniec czy chociażby na szybki numerek w kiblu. Dzisiaj tylko alkoho, dlatego odprawiałem z kwitkiem napalone laski które machały mi tyłkiem przed nosem.

Byłam już nieźle zalany, więc postanowiłem zadzwonić po taksówkę, ale trochę mi zajęło powiedzenie adresu. Na szczęście kelner trochę mi pomógł. Na chwiejnych nogach ruszyłem w stronę drzwi. Wychodząc uderzyło we mnie przyjemne, chłodne powietrze. Wsiadłem do taksówki i powiedziałem adres swojego domu, a po chwili byłem już na miejscu. Wybełkotałem coś niezrozumiałego, podałem mu pieniądze i poczłapałem do domu.

-Pierdolony klucz-mruknąłem próbując trafić w dziurkę. Gdy mi się to udało otworzyłęm drzwi wchodząc do środka. Po drodzę zacząłem zdejmować buty, koszulę i spodnie więc trafiając o pokoju zostałem w samych bokserkach. Jebać, że jutro szkoła. Nie idę.
***

Obudziłem się następnego dnia z lekkim bólem głowy i z saharą w ustach. Mam mocną głowę więc parę mocnych kieliszków nie są w stanie zrobić mi z głowy prawdziwego piekła. Wypiłem tylko wodę i ponownie ległem na kanapie. Nie miałem ochotę ani biegać, ani iść na siłownię, czy chociażby walić w worek w pokoju. Bo chociaż mam w domu worek treningowy, sztanki lub bieżnię to jednak i tak wolę chodzić na siłownię. 

Spałem gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Ignorując to, że jestem w samych bokserkach ruszyłem w stronę drzwi.

-Czego oni chcą?-warknąłem mając na myśli kumpli. Gdyby tu przyszli nie weszliby do domu. Nie mam dzisiaj ochoty na ich odwiedziny. Chcę tylko spać.

Otworzyłem drzwi drapiąc się po głowię. W drzwiach zastałem osoby których najmniej się spodziewałem.

-Mama? Tata?-wypaliłęm robiąc wielkie oczy.-co wy tu robicie?

-O to samo mogę zapytać Ciebie-bąknęła kobieta.-czemu nie w szkolę?

-Nie chciało mi się. 

-Byłeś na imprezie-domyślił się tata, a ja pokiwałem głową. Błagam, idźcie już.

-Nic się nie zmieniłeś-westchnęła moja starsza siostra. Lucille miała dwadzieścia siedem lat, kochającego męża i córkę.-nadal się upijasz i olewasz w szkolę.

-Tylko jeden dzień. Po drugie po co przyjechaliście? Mogłem być w szkolę i byście mi nie otworzyli.

-Dzwoniliśmy do Ciebie-powiedziała mama.-nie odbierałeś więc wiedzieliśmy, że albo jesteś poza domem albo w domu.

-Collin-usłyszałem cichutki pisk, więc spojrzałem niżej. Przede mną stała mała, czteroletnia dziewczynka; córka Lucille i Erica-jej męża. Jest na prawdę uroczą dziewczynką. Czarne włosy które miała splecione w warkocza, biała koszulka z jakąś postacią z bajki i różowe legginsy. 

-Cześć mała-powiedziałem i wziąłem ją na ręce. Większość...a właściwie wszyscy mają mnie za skurwiela. Twierdzą, że jestem niebezpieczny, że lepiej do mnie nie podchodzić, że mogę zabić samym patrzeniem i że nienawidzę dzieci. Bo taka prawda. Wszystko się zgadza. Nawet to, że nie lubię dzieci. Ale Tess czyli moja chrzestnica to co innego. Ją akurat uwielbiam. A dlaczego? Bo jest słodka, nie przeszkadza tak bardzo i umię zająć się sobą. Dlatego tak bardzo ją uwielbiam. Przy niej całkowicie się zmieniam. W wściekłego lwa w kotka. Ale nigdy nie pokazałem się z dzieckiem na ulicy. Wszyscy, zwłaszcza ci ze szkoły by zaczęli się ze mnie śmiać lub zadzwoniliby po policję, że ukradłem dziecko. Bo może wyglądam jak morderca, ale Tess nie zrobiłbym krzywdy. Traktuję ją jak swoją córkę którą i tak nigdy nie będe miał. Wystarczy mi Tess.

-Wchodźcie do środka-powiedziałem trzymając brunetkę na rękach. Wszyscy weszli do domu, a ja poszedłem do kuchni zrobić im herbatę.

Przekroczyć GranicęWhere stories live. Discover now