Rozdział 75

28.7K 910 143
                                    

Po paru dniach wróciłam już do swojego domu. Oczywiście mama zaczęła mnie przepraszać, a ja żeby mieć to za sobą wybaczyłam jej. Wiem, że i tak po paru dniach znowu rzuci się w wir pracy i nie będzie miała dla mnie czasu. Cóż...przyzwyczaiłam się. 

Mama niechętnie, ale pozwoliła mi spotykać się z Collinem gdy tylko zaszantażowałam ją, że albo mi pozwoli z nim być, albo znowu ucieknę z domu-tym razem na dłużej. Dlatego w końcu się zgodziła, ale musiała prawić mi morały, że w końcu mnie skrzywdzi, że to nie chłopak dla mnie.

Collin napisał do mnie czy chciałabym wyjść z nim na spacer, więc oczywiście się zgodziłam. Mama była w pracy, a ja korzystając z ładnej pogody postanowiłam gdzieś wyjść. 

Zrobiłam dzisiaj coś innego i nie założyłam długich spodni tylko pomarańczową spódniczkę przed kolano, biały podkoszulek i na to zwiewny, czarny, długi sweterek. Wzięłam jeszcze torebkę i wyszłam z domu gdzie czekał już na mnie Collin.

-Hej skarbie-nachylił się i pocałował mnie w usta. Raz, drugi, aż w końcu się odsunął.-chodź, idziemy gdzieś.

Chwyciłam jego ręke i ruszyliśmy przed siebie. Bawiliśmy się wspaniale jednak coś musiało go zepsuć. Collin dostał sms'a po którym zbladł. Czytał go w wielkim szoku, a ja nie wiedziałam o co chodzi.

-Collin, co jest? Collin!-krzyknęłam gdy nie odpowiedział.

-Nic nic.

-Widzę, że jest coś nie tak. Pokaż mi to.

-Nie chce cie martwić skarbie-podrapał się po karku, a ja wyciągnęłam mu telefon i przeczytałam sms'a.

Harry-Za piętnaście minut w opuszczonej dzielnicy. Nie pisz do nikogo bo moi ludzie zrobią z ciebie miazgę i marnie się to dla WAS skończy...

-O boże! i co teraz?-spytałam zszokowana oddając trzęsącą ręką jego telefon.

-Pójdę na to spotkanie.

-Ja pójdę z tobą-oznajmiłam.

-Nie ma nawet takiej możliwości. Idziesz do domu.

-Nigdzie się bez ciebie nie ruszam. Albo idziemy razem, albo w ogóle.

-To niebezpieczne skarbie. Nie chce cie na to narażać-przetarł twarz dłońmi.

-Nie puszczę cie samego-upierałam się.

-Kocham cie i nie chce, zeby zrobiła ci się krzywda.

-Ja ciebie też kocham i nie pozwolę ci iść samemu-powiedziałam oburzona, na co szatyn głośno westchnął.

-Nie wierzę, że to robię-mruknął sam do siebie i na mnie spojrzał.-obiecujesz, że będziesz cały czas przy mnie?

-Obiecuje. Nigdzie się bez ciebie nie ruszę.

-Dobrze. Ale masz iść obok-pocałował mnie w głowę.-napiszę do chłopaków. Mam pewien plan.

-Co? Zwariowałeś?!-pisnęłam.-mówił, żebyś do nikogo nie pisał, bo ma swoich ludzi.

-Mam pewne źródła więc nic nam nie zrobi. Gwarantuje ci to-wystukał jakiegoś sms'a i podał mi ręke którą przyjęłam.-chodź, idziemy.

Całą drogę byłam strasznie zestresowana. Co jak zrobi mi krzywdę? Albo Collinowi? Po co chce się spotkać? I dlaczego Collin napisał do swoich kumpli mimo, że Harry wyraźnie mu napisał, zeby tego nie robił? Ma mało kłopotów? Przecież jak się dowie to po nas. Ale mu ufam. I wiem, że ma w głowie plan. Miejmy nadzieje, że dobry...

Gdy dotarliśmy do jakiejś opuszczonej dzielnicy bliżej przysunęłam się do Collina. Wszędzie podrapane ściany, graffity ze strasznymi treściami i jakieś stare kosze na śmieci. Zimno tu i śmierdzi. Ohyda. Nie moglibyśmy się spotkać w parku tylko tutaj?

Mocniej ścisnęłam dłoń szatyna czując jak zaczynam drżeć. Ale na prawdę zaczęłam się bać gdy zza ściany wyszedł Harry w skórzanej kurtce, ciemnej koszulce, spodniach i wysokich butach. Wyglądał okropnie. Okropnie strasznie.

-Pojawiłeś się-oparł się o ścianę i na mnie spojrzał.-i to nie sam.

-Czego chcesz?-warknął.

-Domyśliłem się, że tutaj z nią będziesz-kontynuował ignorując pytanie Collina.

-Zostaw ją w spokoju i gadaj czego chcesz-zacisnął dłonie w pięść puszczając moją ręke, a ja odczułąm nagłe zimno w tamtym miejscu. 

-Po prostu chciałem pogadać.

-Gdybym ci nie znał uwierzyłbym ci-prychnął.-ale, że znałem cie od dziecka wiem, że nie chodzi tu o zwykłą rozmowę więc po prostu gadaj co chciałbyś kurwa mieć.

-Grzeczniej, bo zaraz nie będzie tak przyjemniej-fuknął w jego stronę.-chce, żeby ona podeszła tu bliżej.

-Nie ma nawet takiej pierdolonej możliwości-schował mnie za siebie stając przede mną.-nie oddam ci jej.

-Wyluzuj koleś-wywrócił oczami.-chce z nią tylko pogadać. Podejdź tu-wskazał na mnie.

-Nigdy-warknął trzymając mnie za nadgarstek.-nie podejdzie do ciebie. Ani mi się śni.

-Collin, bo zaraz na prawdę się zezłoszczę-warknął.-albo tu podchodzi, albo już jej więcej nie zobaczysz.

Zadrżałam słysząc jego groźby. Spojrzałam na Collina, ale ten wzrok skupiony miał na Harrym. Każdy jego mięsień był napięty, a jego usta zaciśnięte w wąską linie. Był zły. A nawet wkurzony.

Harry popatrzył na nas i zapytał:

-Więc...jaka decyzja?


Przekroczyć GranicęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz