Rozdział 43

33.8K 1.1K 215
                                    

-CO TO BYŁO!?-wrzasnęli na samym początku gdy do nich podeszłam.

-Ale...że co?

-Dobrze wiesz co!?-odezwała się Sandy.-przyjechałaś z...Colinem? Z TYM Collinem!?

-Coś w tym złego?-zapytałam niewinnie, a Sandy posłała swoim znajomym błagalne spojrzenie.

-Trzymajcie mnie bo nie wytrzymam-potem na mnie spojrzała.-oczywiście, że to coś złego! To morderca, największy postrach szkoły, każdy się go boi, a ty przyjeżdżasz z nim samochodem! OSZALAŁAŚ?!

-On nie jest taki zły. Taką ma...reputacje. Tak na prawdę jest zupełnie inny niż moglibyście się spodziewać.

-Collin to Collin-prychnął Jason.-nie warto z nim rozmawiać. Każdy się go boi. 

-Zaprosił nas podczas lunchu do ich stolika-oznajmiłam, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.

-Żartujesz, co? Powiez, że żartujesz?-mówili między napadami śmiechu.

-Mówie całkowicie poważnie. Collin tak powiedział.

-Musiało ci się coś przesłyszeć. On nie zaprasza takich osób jak my do stolika.

-I tak tam pójdziemy-wzruszyłam ramionami.

-Chyba w snach-prychnęła Sam.-Maddie, zrozum, że to nie jest towarzystwo dla Ciebie. Trzymaj się od niego z daleka. A teraz chodźcie już. Lekcja zaraz się zacznie.
***

Wchodząc do stołówki zobaczyłam, że Collin macha mi z lekkim uśmiechem.

-Chodźcie-powiedziałam, ale Sandy chwyciła mnie za nadgarstek.

-Co się z tobą dzieje Mad?-syknęła.-chcesz jeszcze żyć? Idziemy na nasze miejsce i koniec.

-Zostaw mnie-warknęłam wyszarpując się z jej uścisku.-zrozum, że mnie tam zaprasza. I was też. Idziecie czy nie? 

Spojrzałam na całą czwórkę. Stali z lekko uchylonymi ustami jakby nad czymś myśleli.

-Nie idź tam-odezwała się w końcu Lidia która stała cały czas cicho.-Collin i my to...zupełnie inne światy.

-To dlaczego nas zapraszają?

-Ale ty jesteś tempa-Sam pokręciła głową.-uroiło ci się coś. Collin i jego kumple do nas nie pasują. Nie jesteśmy mile widziani przy ich stole.

-Nie? To patrz?-odwróciłam się do nich tyłem idąc w stronę stolika gdzie siedzieli chłopcy. Od kiedy stałam się taka odważna? Ludzie patrzyli na mnie z przerażeniem, a niektórzy szeptali do mnie "Nie idź tam", "Życie ci nie miłe" "Boże, co ty robisz laska?"

-Um...cześć-bąknęłam tracąc nagle pewność siebie. Chłopcy obserwowali mnie z lekkimi uśmiechami, głównie Collin.

-Hej, siadaj-powiedział w końcu szatyn, a ja nieśmiało zajęłam miejsce obo niego ciągle widząc jak ludzie szeptają coś między sobą i rzucają w moją strone zszokowane spojrzenia, ale nikt nie odważył się podejść bliżej.

-Gdzie znajomi?-zapytał Collin.

-Tam-wskazałam palcem na czwórkę znajomych którzy posyłali mi spojrzenie typu "Wracaj tutaj natychmiast!"-boją się po prostu tutaj podejść.

Collin parsknął śmiechem i zachęcił ich ruchem głowy, aby tu przyszli.

-No chodźcie!-pomachałam do nich, a oni w końcu zaczęli bardzo po woli do nas podchodzić.

-Nie gryziemy-odezwał się szatyn gdy wszyscy stali pare metrów od stolika.-siadajcie, nie bójcie się.

Wyglądali jakby conajmniej mieli zjeść lunch z jakimś królem. Jason co chwile przecierał spocone czoło, Lidia z Sandy całe dygotały ze strachu, a Sam ze stresu bawiła się swoimi palcami. W końcu jednak usiedli przy stole.

-Jednak żyjecie-zakpiłam.-nie zabili was?

Sandy posłała mi spojrzenie typu "Zginiesz marnie", po czym jej wzrok na chwilę spoczął na chłopaku który obok niej siedział. Gdy ten również na nią spojrzał Sandy uciekła wzrokiem i zaczerwieniła się.

-Jestem Thomas-przywitał się, ale czułam, że kieruje to pytanie głównie do dziewczyny.

-Uhm...S...Sandy-mruknęła nieśmiało.

-Uhuhu-zagwizdał mi do ucha Collin, a ja się cicho zaśmiałam wkładając do ust frytkę.-coś tu się święci.

-Myślisz?-zapytałam podnosząc na niego wzrok.

-Ja to wiem-parsknął.-znam Thomasa od dziecka-oparł się wygodnie o krzesło.-tylko popatrz.

Thomas obserwował Sandy i coś do niej mówił, a ta nieśmiało się uśmiechała, ale widziałam, że się boi. Jason natomiast siedział znudzony i jednocześnie przerażony, podobnie jak Sally i Sam.

-Słuchajcie-zaczął Collin klaszcząc. Wspominałam, że nadal czułam te ukradkowe spojrzenia rzucane w naszą stronę?-idziemy w piątek do klubu i...jesteście zaproszeni. Co wy na to?

-Nie lubię klubów-bąknęłam.

-Polubisz-powiedział szatyn.-idziecie?-zwrócił się do moich znajomych.

-Pewnie, że ida-odezwał się za nich Thomas.

-Ciebie pytałem?-warknał rozbawiony szatyn, a Thomas podniósł ręce w geście obrony.-więc jak? Im więcej osób tym lepiej. Bruno zarezerwuje loże, co?

-Jasne stary-wzruszył ramionami.

-M...możemy iść-odezwała się cichutko Sandy.

-Świetnie-odparł Thomas.

-A wy?-zwrócił się do Lidii, Sam i Jasona.

-Będziemy-rzucili, a ja zaśmiałam się widząc jacy są przerażeni.

-To wspaniale. W piątek o dziewietnastej. Dostaniecie od nas adres, ale myślę, że po was podjedziemy.

-Nie trzeba-zaprzeczyła szybko Sandy.-znaczy...pojedziemy razem, prawda Mad?-posłała mi błagalne spojrzenie, a ja pokręciłam rozbawiona głową.

-Tak. Pojadę z nimi-odparłam kierując słowa do Collina.

-W porządku. To wyślemy wam adres w piątek. Znamy całkiem fajny klub.

Przekroczyć GranicęWhere stories live. Discover now