Rozdział 34

34K 1K 83
                                    

COLLIN

-Chyba będzie padać całą noc-powiedziałem wpatrując się w okno. Maddie siedziała na obrotowym fotelu i z nerów bawiła się palcami. Nadal miała na sobie ubranie, a ja za każdym razem miałem ochotę w coś uderzyć gdy widziałem co ma na sobie. Żadnej dziewczynie która tu była na jedną noc nie pozwoliłem jej ubrać. A co miałem jej powiedzieć? Wystraszyłbym ją i na pewno uciekałby ze strachem.


-Um...to może już pójdę. Nie pada tak bardzo-powiedziała i w tym momencie za oknem zagrzmiało. Zaśmiałem się cicho wsadzając ręce do kieszeni dresów.

-Ja sądze inaczej. Zostaniesz tutaj na noc. Co ty na to?

-Nie. To nie jest dobry pomysł. Ja...muszę już wracać-zaczęła panikować. Wstała z fotela z zamiarem wyjścia, ale złapałem ją za ręke. Poczułam jak się spina i nieruchomieje.

-Nie wygłupiaj się-warknąłem.-będziesz spała w pokoju gościnnym. Co ty na to? A jutro odwioze cie do domu.

Spojrzała na mnie tymi oczami pełnymi strachu i niepewności.

-Dobrze-przytaknęła.-mogę spać w pokoju gościnnym.

-Okey, chodź. Zaprowadze cie.

Poszliśmy korytarzem wchodząc do małego pokoju na końcu korytarza.

-Tutaj masz pokój. Um...jesteś głodna czy coś?-zapytałem drapiąc się po karku. No bo sorry, ale nigdy nie byłem w takiej sytuacji żeby proponować komuś nocleg. Ewentualnie chłopakom, ale oni zawsze wybierali gdzie chcą spać i nie miałem tego problemu.

-Nie jestem głodna-mruknęła.

-Jakbyś coś chciała kuchnia jest na dole, a ja jestem w pokoju obok. Chyba tyle. Dobranoc Maddie-powiedziałem. Zamykając drzwi usłyszałem jeszcze jej ciche "dobranoc".

MADDIE

Rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Pokój był mały, ale przytulny. Kremowe ściany, półki z jakimiś książkami, a w kącie łózko z niebieską kołdrą, poduszkami oraz komoda. Nadal byłam niepewna. Zostaje na noc u chłopaka. I to u jakiego! Gdyby ktoś w szkole się o tym dowiedział to, albo ja nie miałabym życia, albo Collin miałby przesrane. Wole nie ryzykować.

Spojrzałam na siebie i westchnęłam. Nadal miałam na sobie ubranie chłopaka, ale nie miałam zamiaru ich ściągać. Jeszcze mnie nie pogięło. Weszłam do łóżka po woli przykrywając się kołdrą. Słyszałam jak deszcz stuka o parapet i rynne, a burza co chwile rozświetla miasto. Położyłam głowę na poduszce, ale nie mogłam spać. Nie umiałam zasnąć z myślą, że jestem nie w swoim domu. Bałam się, że Collin może tu przyjść, a tego bym nie chciałą.

Była północ gdy wreszcie sen dał o sobie znać i wreszcie zamknęłam oczy wtulając się bardziej w miękką, błękitną poduszkę.

Rano obudziły mnie czyjeś odgłosy i wiem, że to nie był tylko Collin. Słyszałem zarówno męskie jak i damskie rozmowy. Po woli wyszłam z łóżka i poczłapałam na dół nieśmiało stojąc na środku schodów. Zobaczyłam Collina w samych bokserkach i znów moje serce przyśpieszyło. Jego ciało...boże. Wygląda nieziemsko. Wszystko w nim jest nieziemskie i gdybym byłą normalną dziewczyną pewnie śliniłabym się na jego widok.

Obok niego stali zapewne jego rodzice oraz jakaś kobieta z mężczyzną u boku i małą dziewczynką. Początkowo myślałam, że owa kobieta to dziewczyna Collina, ale zaraz uświadomiłam sobie, że jest zapewne dużo starsza od szatyna.

-A kto to?-zapytała w końcu kobieta uśmiechając się do mnie. Nie odezwałam się tylko spuściłam zażenowana głowę w dół.

-To Maddie-odezwał się Collin.

-Hej. Jestem Lucille-podała mi ręke którą niechętnie uścisnęłam.-jesteś dziewczyną Collina?

-Nie-odpowiedzieliśmy razem.

-To dlaczego masz jego ciuchy?-zapytała, a ja spaliłam buraka.

-Wczoraj wieczorem padało więc Maddie przenocowała u mnie w pokoju-wyjaśnił szatyn.

-Już ochłonąłeś po...-zaczął zapewne tata Collina, ale nie skończył, bo jego żona uderzyła go w żebra. Chłopak zacisnął dłonie w pięści i spiorunował go wzrokiem.

-Nie przypominaj-warknął ostrzegawczo.

-Mógłbyś się ubrać-powiedziała jego matka.-tu jest małe dziecko i my. Nie chcemy na ciebie patrzeć pół nagiego. A gdyby to był listonosz, albo co gorsza...listonoszka?!

-Zawsze tak otwieram ludziom drzwi-wzruszyłem ramionami.

-To wyjaśnia, dlaczego każdy omija cie szerokim łukiem-zaśmiała się Lucille jeżeli dobrze pamiętam.

-Dobra, pójdę się przebrać-wywrócił oczami, minął nas na schodach i wbiegł do swojego pokoju.

-Miło mi cie poznać-powiedziała starsza kobieta.-jestem Amanda, a to mój mąż Henry.

-Dzień dobry-mruknęłam cicho.

-To jest Eric. Mój mąż-przedstawiła go Lucille, a ten podszedł do mnie z dzieckiem na rękach.-no i Tess. Nasza córka.

Pomachałam jej, a ta zawstydzona przytuliła się do ojca.

-Miło wreszcie widzieć kogoś w tym domu. Nie tylko naszego syna-westchnęła Amanda.-powiedz dziecko...jadłaś coś na śniadanie.

-Niedawno wstałam i...

-No to trzeba ci coś zrobić!-klasnęła w dłonie i pobiegła do kuchni ciągnąc za sobą męża.

-Dziwne, że mój głupi braciszek znalazł sobie jakąś dziewczynę-westchnęła Lucille.

-Nie jestem jego dziewczyną.

-Przyjaciółka?

-Nie. Nikim ważnym-mruknęłam spuszczając wzrok na sowje skarpetki.

-Hm...nie sądze.

-Co masz na myśli?-zapytałam widząc jak ta patrzy się na mój podkoszulek, a właściwie podkoszulek Collina, a po chwili patrzy mi w oczy.

-O tym to powinien ci powiedzieć sam-obróciła się i wzięła swoję córeczke na ręce, a ta uśmiechnęła się do mnie nieśmiało.-idziemy do kuchni. Idziesz?

-Um...zaraz przyjdę-powiedziałam, a małżeństwo udało się do kuchni. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się nad słowami dziewczyny. "O tym powinien powiedzieć si sam". O co jej chodziło? Kompletnie jej nie rozumiałam.

-Idziesz?-obok mnie pojawił się ubrany już Collin, a ja podskoczyłam ze strachu.-w sensie do kuchni-wytłumaczył.

-Um...tak tylko...chciałabym z powrotem ubrać się w swoje ciuchy.

-Masz tutaj w łazience-wskazał palcem na drzwi, a ja kiwnęłam głową i pobiegłam do pomieszczenia.

Przekroczyć GranicęWhere stories live. Discover now