Rozdział 40

34.5K 1.1K 213
                                    

To było okropne. Myślałam, że zostanę tam zgwałcona. A tu nagle nie wiem jak zjawił się Collin i mnie uratował. Brzmi jak tani nousens? Cóż...trudno. 

Byłam tak przerażona, że nie reagowałam gdy bił tego chłopaka. Cicho płakałam skulona na piasku. Gdy coś do mnie mówił ten nie reagowałam. Byłam jak w amoku. Poczułam jak chłopak zarzuca mi na ramie swoją bluzę i podnosi, a następnie kieruje się w którąś stronę. Nie miałam siły nawet mu podziękować. Cicho skomlałam oparta o tors chłopaka. Zaczęłam drżeć z zimna i ze strachu. 

Nie wiedziałam kiedy chłopak położył mnie na fotelu w samochodzie i kiedy ruszył. Skuliłam się na siedzeniu bardziej naciągając na siebie materiał chłopaka.

-Nic ci nie jest?-zapytał w końcu, a ja odważyłam się tylko pokręcić przecząco głową.-słuchaj...bo...nie ma nikogo w domu u ciebie, prawda? Może...chciałabyś przenocować u mnie? Czułabyś się bezpieczniej.

-Mogłabym?-wyszeptałam cicho ścierając z policzków łzy.

-Oczywiście-uśmiechnął się.-jedziemy do mnie?

Pokiwałam głową, a chłopak zmienił kierunek i teraz jechał do swojego domu. Zaparkował na podjeździe po paru minutach. Wyszłam po woli z samochodu podtrzymując się go, aby nie spaść.

-Chodź-zaśmiał się cicho biorąc mnie na ręce jakbym nic nie ważyła. Nie miałam siły, aby krzyczeć czy nawet płakać. Teraz marzyłam tylko o łóżku.

Weszliśmy do domu, a ja powiedziałam cichutko:

-Możesz mnie już puścić.

Chłopak spełnił moje polecenie, ale w dalszym ciągu trzymał mnie lekko w talii.

-Chodź, dam ci coś na przebranie. Idź do pokoju gościnnego, pamiętasz drogę?

Kiwnęłam głową i zaczęłam wspinać się po schodach. Przeszłam przez cały korytarz wchodząc do pokoju gościnnego. Usiadłam na miękkim łóżku, a po chwili przyszedł szatyn ze swoimi ubraniami.

-Jesteś głodna?-zapytał po chwili, a ja zaprzeczyłam.-rozumiem. To przebierz się i idź spać. Dobranoc.

-Dobranoc-wyszeptałam gdy chłopak wyszedł z pokoju. Przebrałam się w tą samą koszulkę co kiedyś i jakieś dresy. Gdy położyłam głowę na poduszce poczułam, że odpływam i nie minęło pare minut, a zasnęłam.

Obudziłam się zlana potem. Kolejny raz te sny. Usiadłam gwałtownie na łózku ścierając z policzków pot i łzy. Płakałam przez sen? Z resztą to normalne. Zaczęłam drżeć nie z zimna, bo tu było wręcz gorąco, a ze strachu. Przez te sny nie wysypiam się. Mam je niemal codziennie i zawsze budze się płacząc lub krzycząc.

Wygrzebałam się z łóżka po woli idąc do kuchni. Musiałam się napić. W gardle miałam istną Sahare. 

W chwili gdy wypiłam wodę usłyszałam jak ktoś wchodzi. Pisnęłam cicho podskakując. Światło zapaliło się, a ja zobaczyłam Collina w samych bokserkach. Boże...jego ciało...te włosy w nieładzie i zaspana twarz.

-Nie śpisz?-zapytał z chrypką w głosie.

-Mm...chciało mi się spać i...miałam koszmary-odparłam odkładając pustą szklankę.

-Koszmary?-zmarszczył brwi.-to...coś co ci się przydarzyło.

-Yhym-mruknęłam twierdząco.-nie chce o tym gadać.

-Rozumiem. 

-Po co wstałeś?

-Też chciałem się napić-przeszedł obok mnie napełniając szklankę wodą.

-J..a pójdę już spać-wyjąkałam.

-Dasz radę?-usłyszałam więc spojrzałam na niego pytająco.-przez te koszmary-wytłumaczył się.-wysypiasz sie w ogóle?

-Czasami-mruknęłam cicho.-ale to nic takiego. Przyzwyczaiłam się.

-Może gdyby ktoś przy tobie był byłoby inaczej.

-Co masz na myśli?

-Może gdybym z tobą poleżał to byś pospała. Chce ci tylko pomóc-wytłumaczył wudząc moją przerażoną minę. Collin ma niby racje. Ufam mu na tyle, żeby pozwolić mu na...nieco więcej. Nadal jednak jestem zestresowana, ale może ma rację.

Pokiwałam głową, a chłopak podszedł do mnie i chwycił za ręke prowadząc na górę do swojej sypialni.

-Ym...ja śpię w pokoju gościnnym-powiedziałam.

-Dzisiaj u mnie-odparł kładąc się do łóżka. Ja stałam zupełnie nie wiedząc co mam robić.-chodź, nic ci nie zrobie. Zaufaj mi.

Zaufaj mi-to słowo cały czas chodziło mi po głowie. Położyłam się bardzo po woli obok chłopaka zachowując odstęp. Nie mogłam jednak spać. Wierciłam się i kręciłam przez godzinę.

-Nie śpisz?-usłyszałam męski szept.

-Nie-odszepnęłam patrząc na jego piękne, ciemne oczy.

-Chodź tu-rozłożył ramiona, a mi zaczęło bić szybciej serce, a język uwięznął w gardle. Nie mogłam nic z siebie wydusić.

-Nie bój się. Tak się lepiej śpi-wytłumaczył. Przysunęłam się bliżej niego strasznie zestresowana.-rozluźnij się-wyszeptał obejmując mnie ramionami i przytulając do swojego ciała. Byłam przerażona. Leżałam jak kołek. Nie wierzę, że przytulam się w jednym łóżku z facetem. Że pozwoliłam mu się tak do siebie zbliżyć. 

Może...to właśnie moja szansa? Żeby komuś zaufać? I żeby wreszcie przestać żyć w tym ciągłym kokonie?

Przekroczyć GranicęDonde viven las historias. Descúbrelo ahora