Rozdział 32

34.9K 1K 40
                                    

COLLIN

Wszedłem do domu głośno trzaskając drzwiami. Na szczęście mieszkałem sam więc nie musiałem słuchać krzyków matki, żebym nie trzaskał drzwiami. Byłem dzisiaj poddenerwowany, a wizyta Harrego tylko to spotęgowała. Teraz byłem wkurwiony na maksa. Rzuciłem plecak w kąt, a sam pobiegłem do swojego pokoju. Rozebrałem się do bokserek i stanąłem w pozycji przy worku. Na przemian zacząłem uderzać w worek treningowy, a po pokoju roznosił się huk uderzeń. Przez tak długi czas chciałem o niej zapomnieć. I udało mi się to. Ale od tej pory obiecałem, że nigdy się nie zakocham. Nigdy nie miałem kolejnej dziewczyny. Tylko laski na jedną noc. Zupełnie się zmieniłem. Kiedyś romantyczny, troskliwy i pomocny. Teraz jestem zupełnym przeciwieństwem.

Moja pierwsza dziewczyna

Pierwsza miłość

Pierwsza osoba na której mi zależało.

Pamiętam każdy dzień po kolei gdy byliśmy razem. Pamiętam każdą wycieczke, każdą naszą ulubioną zabawę.

~13 LAT TEMU~

-Dawaj szybciej!-śmiałem się biegnąc obok Harrego z patykami w rękach i śmiejąc się w niebogłosy. Ludzie patrzyli na nas jak na idiotów gdy we trójke pędziliśmy po mokrym betonie jedynie w krótkich koszulkach i mokrych spodniach.

-Czekajcie!-piszczała trzylatka która starała się za nami biec. My byliśmy od niej o trzy lata starsi. Rosie biegła za nami w dwóch, mokrych, jaśniutkich blond kucykach, brudnej od lodów koszulce i mokrych, zwykłych getrach. W rękach trzymała patyk bo we trójkę udawaliśmy, że jesteśmy czarodziejami i zamieniamy ludzi i rzeczy w żaby, konie i pomarańcze.

-Chodź-powiedziałem do dziewczynki i schyliłem się. Blondynka zapiszczała radośnie i wskoczyła siadając na moich plecach. Chwyciłem ją za uda i ruszyłem dalej. Mała jedną ręką mnie trzymała, a drugą wymachiwała krzycząc zaklęcia. Jej brat biegł tuż za nami śmiejąc się w niebogłosy i również machając "rózdżką".

-Patrzcie!-zapiszczała Rosie wskazując na coś w oddali. Z Harrym popędziliśmy jak najszybciej pilnując aby Rosie nie spadła z moich pleców. Wskoczyliśmy do duzego błota brudząc się niemiłosiernie. Usłyszałem pisk, a potem zobaczyłem jak Rosie ląduje w błocie cała się brudząc. Upadłem ze śmiechu w błoto brudząc sobie również włosy i twarz. Harry zrobił to samo i we trójke;brudni i mokrzy śmialiśmy się w niebogłosy, a ludzie obok nas patrzyli się dziwnie, albo krzyczeli, że nasi rodzice są nieodpowiedzialni i że nie powinniśmy biegać sami.


Taa...doskonale to pamiętam. Potem krzyki rodziców, a w końcu długa kąpiel podczas której musieliśmy zmyć całe, lepiące się błoto co nie było takie prosto. Zwłaszcza zmyć to coś z włosów.

MADDIE

Leżałem plackiem na kanapie oglądając telewizje gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zwlekłam się z kanapy i ruszyłam do drzwi. W progu stanęła niska, moja starsza sąsiadka z kotem na ręku. Staruszka miała siwe, krótkie, lekko kręcone włosy, mocno zadarty nos i piwne oczy. Jest bardzo miłą kobietą.

-Dzień dobry-przywitałam się.

-Witaj skarbie-odpowiedziała żywiołowo.-mam problem. Wyjeżdżam na jeden dzień i nie ma kto zostać z Victorem-wskazała na rudego kota na rękach.-chciałabym cie zapytać czy mogłabyś się nim zaopiekować. Nie jest wymagający, a bardzo mi zależy.

-Pewnie. Nie ma problemu-odparłam odbierając zwierzę od sąsiadki.

-Jesteś cudowna-zaklaskała.-zaraz przyniosę ci miskę i kuwete Victora.

-A gdzie Rex?-zapytałam mając na myśli starszego owvczarka belgijskiego kobiety.

-Rex będzie mieszkał na zewnątrz. Moja koleżanka go tylko kilka razy dokarmi, a nie może wziąźć Victora bo jej koty go nie zakceptują.

-Dobrze. Zaopiekuje się nim-pogłaskałam rudzielca za uszami, a ten zamruczał zadowolony.

-Dziękuje. Zaraz wrócę.

Odstawiłam kota na podłogę, a ten od razu gdzieś zniknął więc pomyślałam, że poszedł pooglądać jego tymczasowe mieszkanie.

Kobieta podała mi miski i kuwete kota i dziękując jeszcze raz wyszła z mojego domu.

-Victor!-zawołałam, ale kota, ale ten nie przybiegł. No tak...zapomniałam wspomnieć, że straszny uparciuch z niego. Dlatego wolę psy.-Victor, gdzie jesteś!

Przeszukałam wszystkie pomieszczenia, a zajęło mi to jakieś piętnaście minut. W końcu zobaczyłam go siedzącego w moim pokoju na parapecie. Widząc, że ktoś wszedł spojrzał na mnie, a zaraz potem znowu gdzieś przez okno.

-Co tam rudzielcu?-zapytałam smyrając go za uszami. Usiadłam na łóżku i włożyłam do uszu słuchawki co jakiś czas patrząc na kota który wciąż siedział na parapecie patrząc na coś w oddali.

Gdy po godzinie mu się znudziło wskoczył na łóżko i ułożył się jak najdalej ode mnie;obok mojego białego misia. 

Przekroczyć GranicęWhere stories live. Discover now