Rozdział 2: Strzaskany Lód

929 85 23
                                    

— Cholera, czy my cofnęliśmy się w czasie? — Lan WangJi usiadł na swoim łóżku i powiedział.

— Też o tym pomyślałem.

— Dobrze- ale- JAK?! — Lan WangJi przypomniał sobie wybuch duchowej energii, którą obaj spowodowali. Spoglądając na Jiang Chenga, mruknął.

— Użyliśmy energii duchowej. Musieliśmy przypadkowo wejść w interakcję z kilkoma talizmanami Wei Yinga.

— Rezultatem jest powrót do czasów, gdy mieliśmy 15 lat, tuż przed Kampanią Zestrzelenia Słońca, przed A-Lingiem, SiZhuiem, JingYim, przed Jin GuangYao, zanim moja siostra i jej mąż umarli, zanim... wszystko można naprawić! — Jiang Cheng syknął, a jego twarz wykrzywiła się w wyrazie bólu.

— WangJi. — Lan WangJi uniósł brew, słysząc ciche wołanie, zerkając na zbolały wyraz twarzy Jiang Chenga. Jiang Cheng spojrzał prosto w oczy Lan WangJiego.

— A-Xian... ma swój złoty rdzeń. Z A-Xianem wszystko w porządku. On nie uciekł, nie ucierpiał i... o mój Boże, moi rodzice żyją... — Lan WangJi nie mógł pomóc, dobrze wiedział co miał na myśli.

— Mój brat nie jest już pogrążony w depresji... mój ojciec żyje. Czas, gdy byłem przykuty do łóżka przez trzy lata nigdy nie nadszedł. Nie mam blizn. Wszyscy są... szczęśliwi...

Jiang Cheng podszedł i usiadł na drugim końcu łóżka, między dwoma chłopcami nastąpiła długa cisza. Po dłuższej chwili siedzenia, kiedy obaj zdali sobie sprawę, że wszystko wróciło, zanim się rozpadło. Zanim to pokolenie zostało zmuszone do wojny. Zanim zginęło tak wiele istnień ludzkich. Jiang Cheng przerwał ciszę.

— Musimy wszystko naprawić.

— Co? — Lan WangJi wyglądał na zaskoczonego.

— Możemy wszystkich uratować! — zauważył Jiang Cheng — Możemy uratować twojego ojca, moich rodziców, A-Jie... A-Xiana. — Lan WangJi powoli skinął głową.

— Masz rację. — Jiang Cheng uśmiechnął się lekko, zachowując wspomnienie irytującego męża swojego brata. — Och, chwila. — Jiang Cheng spojrzał na Lan WangJiego:

— Nie jesteś już mężem. — stwierdził wspominając swojego brata.

Lan WangJi bez wahania lekko uderzył Jiang Chenga w ramię. Jiang Cheng zaklął, chwytając się za uderzone miejsce, skrzywił się na ponad przeciętną siłą młodszego Jadeitu.

— Co do kurwy?!

— Wen RuoHan żyje. — Lan WangJi zmienił temat. — Tak samo jak wszyscy Wenowie, których uratował Wei Ying. — Jiang Cheng zmarszczył brwi.

Przypomniał sobie, jak jego brat wyjaśnił mu, dlaczego zdecydował się ocalić pozostałych przy życiu ludzi z klanu Wen i co dla niego zrobili. Wciąż pamiętał sposób, w jaki Wei WuXian uśmiechał się i śmiał czule, dopóki nie popadł w rozpacz i poczucie winy. Jiang Cheng otrząsnął się z tego urażonego wyrazu twarzy, który pozostał w jego pamięci i powiedział z determinacją.

— Musimy ich uratować.

— Musimy uratować ich wszystkich. — poprawił Lan WangJi.

— W porządku! — Jiang Cheng zgodził się.

Nastąpiła kolejna chwila ciszy między nimi.

— ...Jak to zrobimy? — Lan WangJi wzruszył ramionami.

— Nie wiem, ile czasu minęło od naszego pierwszego spotkania w Zaciszu Obłoków. Ale to musi być zanim Wei Ying uderzył Jin ZiXuana. — Jadeit przerwał i spojrzał na Jiang Chenga — Pozwolisz Wei Yingowi na to? — Jiang Cheng skrzywił się.

Brother in Law's || TŁUMACZENIE PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz