36. Kiedyś odejdzie - G.Schlirenazauer x S.Ammann

234 14 3
                                    

     Zawsze chciałem poznać jego historię. Wiedzieć, co kryję się za palcami bębniącymi o każdą powierzchnię się do tego nadającą oraz za ciągle zaciśniętymi wargami. Co kryją myśli pod bujnymi włosami, co tak naprawdę chciałyby powiedzieć usta. Miałem nierealne marzenie zostania jego powiernikiem, pragnąłem być kimś więcej niż przypadkowym cieniem.

    Kiedy inni zaczęli mnie zauważać, gdy nagle każdy stawał się spragniony mojego towarzystwa i blasku on nadal patrzył na mnie jak na powietrze. Byłoby to irytujące, gdyby nie fakt, że mężczyzna taktował tak wszystkich, ale ja zawsze miałem potrzebę bycia wyjątkowym. Chciałem znaczyć coś więcej niż inni chociaż dla niego.

   Jednak im bardziej się starałem tym on oddalał się coraz bardziej. Chociaż wcześniej zdawało mi się to niemożliwe. Jak bez rozmowy, opierając nasz kontakt jedynie o częste spojrzenia, można było cofnąć się w relacji...

   Jednak pewnego dnia po prostu do mnie podszedł. Był to dzień, w którym legło w gruzach jedno z moich największych marzeń. Sam sobie odebrałem szansę na wyjątkowe osiągnięcie, powtórzenie wyczynu Hannawalda. Innsbruck, jak zwykle ta franca... Zachowałem się jak dziecko, jak nastolatek, którym do niedawna byłem. Rzuciłem narty. On tylko podszedł. Nawet na mnie nie spojrzał. Po prostu je podniósł i mi podał.

- Ładne, szkoda ich, nie uważasz? - zapytał cicho.

     Byłem tak zaskoczony, że nie odpowiedziałem, patrzyłem tylko na  niego. Simon jeszcze przez chwilę stał, po chwili położył dłoń na moim ramieniu i delikatnie je ścisnął. Znowu mnie opuszczał. Ale tym razem pozostawiał po sobie iskierkę nadziei, że nie jestem dla niego tylko tłem. Jednocześnie mężczyzna zaczynał intrygować mnie coraz bardziej.

***

    Przez kolejne lata mężczyzna nie zmieniał się w żaden konkretny sposób. Może już tak nie jaśniał, ale... nie miałem czasu przyglądać mu się z taką samą intensywnością jak wcześniej. Nie byłem już przecież zafascynowanym nastolatkiem. Byłem maszyną... człowiekiem od wygrywania. Jedna decyzja Alexandra co prawda uniemożliwiła mi zdobycia trzech kryształów z rzędu, ale tak to trudno było znaleźć na mnie receptę. Siadałem na belce, patrzyłem w dół, skakałem, wygrywałem. Nie było w tym żadnej filozofii, po pewnym czasie nie było także i mnie.

   Zwyciężałem. Uśmiech na ustach.  Oczy jaśniejące od reflektorów. Ludzi tłum otaczający mnie z każdej strony. Miałem wszystko na zewnątrz, w środku stawałem się coraz bardziej pusty.

- Nienawidzę cię - powiedział kiedy Thomas.

    Teraz nikt nie żywił do mnie skonkretyzowanych uczuć. A ja doznawałem czegoś tak intensywnego. Czasami tylko czułem na sobie wzrok Simona. Jednak nie miałem siły już się tym przejmować.

    Zaczął pojawiać się lęk... przed tłumem, presją, ludźmi. Tak wielu z nich było fałszywych. Bałem się  nie wygrać. Bałem się nie uśmiechnąć. Bałem się, bałem się być sobą. 

   Wdech, wydech, w końcu zmiana. Odszedł Alexander, przyszedł Hainz. Szansa na lepsze. Było. Ulga z powodu zdjętych obowiązków, oczekiwań przynajmniej trenera i... nadal pustka. To nie ja się uśmiechałem. Po mistrzostwach w Szwecji zawiesiłem karierę... Nie powinienem był tego robić.

   Wypadek, kontuzja, pogłębiający się syndrom wypalenia. Miłość mojego życia, porażką mojego życia i... Nagle pojawił się Simon. Pozytywny akcent, przerywnik.  

     Odwiedził mnie, kiedy siedziałem samotny w domu, spędzając czas na wpatrywaniu się w ścianę. Jedyne zajęcie, któremu potrafiłem się poświęcić się z całym zaangażowaniem.

Pokusa ~ skijumping one shotsWo Geschichten leben. Entdecke jetzt