106. Damil

181 21 8
                                    


Pamiętam tamten dzień. Tamten poranek. Tamto słońce. Padające na nasze twarze. Twój ostatni, tamtego dnia pocałunek. Potem nastaje noc. Nie chcę wiedzieć, co się w trakcie niej wydarzyło. Nie opowiadaj mi. Jeszcze nie jestem gotowy. Kiedyś cię wysłucham. Kiedyś wyszepczesz to między pocałunkami, ale dzisiaj nie.

Dzisiaj to nie ma znaczenia. Jestem ja i jesteś ty. Tylko to się liczy, pamiętaj.

***

Nie mogę spać. Stoję na balkonie. Wspominam swój ostatni skok, który pozwolił mi wygrać. Sprawił, że znalazłem się na ramionach Halvora i Roberta. Wywołał łzy i uśmiech jednocześnie. Chciałem dzielić się swoim szczęściem z całym światem. Chciałem wszystkim o tym opowiadać. Chciałem o tym słuchać z ust innych. I słyszałem. Początek zawsze był taki sam.

To historia z hollywoodzkiego filmu...

Przytakiwałem. Kiedy ktoś, by mi o tym opowiedział. Nie uwierzyłbym. A przecież to ja odgrywałem główną rolę.

– Idź świętuj! – chciałeś wygonić mnie z pokoju.

– Bez ciebie nie idę – odpowiedziałem.

– To szantaż – próbowałeś żartować.

– Zawsze mogę cię tam zanieść – wzruszyłem ramionami.

– Daniel, jesteśmy dorośli.

– Kam, dlatego daję cię wybór – wyszczerzyłem zęby – chcę świętować z tobą. Jak zauważyłeś jesteśmy dorośli. Nie potrzebuję hucznej imprezy. Wystarczysz mi ty.

– Nie zrobię tego Johannowi – pokręciłem głową i podałeś mi dłoń.

***

Teraz śpisz. Twoja dłoń spoczywa na mojej klatce piersiowej. Moje palce bawią się twoimi włosami. Wiem, że nie zasnę tej nocy, ale leżę obok ciebie. Normalnie bym wstał i poszedł do kuchni. Wziął laptop, zrobił herbatę i siedział do czasu, aż sen by sobie o mnie przypomniał, ale od wypadku budziłeś się za nim zdążałem uruchomić film. Siadałeś ze mną w kuchni. I powtarzałeś tylko:

– Budź mnie, Danny.

Powiedziałeś, że to dlatego, że którego dnia przespałeś moment, w którym przestałem oddychać. To Johann powiedział mi, że stało się to po tym jak nie spałeś parę dób z rzędu. Ty tylko przewracałeś na to oczami i mówiłeś, że to nie istotne. Po pewnym czasie przestałem się z tobą kłócić i zostawałem w łóżku. Może i czas dłużył mi się, ale przynajmniej przesypiałeś całe noce. Zazwyczaj.

– Też nie możesz spać? – zaskakuje mnie fakt, że nie śpisz.

Twój oddech był taki głęboki i spokojny.

– Ja mam powód – odpowiadam – to znaczy, no wiesz, to moje pierwsze zwycięstwo od ponad roku. A jaki jest twój? Zostałem grzecznie w łóżeczku.

– A jak ci powiem, że taki sam jak twój? Też mnie cieszy twoje zwycięstwo.

– To powiem ci, Kamilu, że bardzo nie ładnie kłamać – wyznałem konspiracyjnym szeptem.

– Niezły jesteś – odpowiadasz zrezygnowany – chyba dobrze mnie znasz.

– Chyba tak – przytakuję – ale za słabo, aby wiedzieć, co siedzi w twojej głowie.

– Za tydzień loty – zaczynasz i robisz przerwę.

– Poradzisz sobie – całuję cię we włosy – kto jak nie ty.

– Znalazłoby się paru – wzdychasz – ale z tym bym spał.

– To zdradzisz o co chodzi?

– A mam wybór? – pytasz rozbawiony.

– Nie – zawsze stawiam na szczerość.

– Boję się o ciebie – szepczesz – wiem, że umiesz skakać, że tamto nie było twoją winą, ale... A ty się nie boisz?

– Ja mam motyle w brzuchu na samą myśl, że będę tam skakał – odpowiadam z powagą – kocham latać. I to pamiętam.

Rozumiesz i nie drążysz już tematu. Łączysz nasze usta w pocałunku. Kładę cię na sobie. Chcesz się sturlać, ale zatrzymuję cię na sobie. Patrzysz na mnie zirytowany.

– Przykro mi panie Kamilu, ale zrzucił pan swoją kołdrę, kiedy pan spał, więc została nam tylko moja. Lubię się nią dzielić, ale znając twoje terytorialne zapędy, to najbezpieczniej będzie jak zostaniesz na mnie. Nie zmarznę.

– Danny, ale ja nie miałem swojej kołdry – denerwujesz się.

– Trudno i tak cię nie puszczę – śmieje się z twojej niezadowolonej miny – a poza tym należy mi się jakaś nagroda.

– Nie taka.

– Taka – upieram się.

– Nie lubię cię – prychasz.

– Bądź miły, bo pójdę do kogoś innego – grożę.

– Proszę bardzo. Droga wolna.

– Twój brak zazdrości doprowadza mnie do szewskiej pasji – szepcze ci do ucha.

– Ja jestem zazdrosny, naprawdę – odpowiadasz sennie, a ja nie mogę powstrzymać uśmiechu.


No ktoś musiał napisać o tym co się stało w niedzielę. Na Wasze nieszczęście padło na mnie i męczę Was Damilem.

Pokusa ~ skijumping one shotsWhere stories live. Discover now