11. Za siódmą chmurą II

231 21 3
                                    

        Domen spojrzał na zdjęcie swojego niedawno, zaledwie przed kilkoma miesiącami, zmarłego brata. Stało na komodzie przy łóżku, zrobione parę miesięcy wcześniej. Peter jako szczęśliwy plan młody i on, najmłodszy brat, dumny drużba. Byli szczęśliwi. To Peter zakończył tę sielankę. Umarł. Zostawiając go samego, zagubionego, w okropnym dorosłym świecie. W ramach protestu prowadził życie, jakiego na pewno by nie chciał dla niego starszy brat. Może nie pił, bo nie chciał stracić szansy na udaną karierę, ale sypiał z przypadkowymi chłopcami, bez uczuć, ciepła, miłości, wypierając się wszystkich wartości, jakie Peter wpajał w niego od małego. Dlatego teraz patrzył na zdjęcie, opierając brodę o nagie place Anze.

- Zawiodłem cię, co - powiedział szeptem do fotografii - nie tak sobie mnie wyobrażałeś, co? 

- Nie, ale było lepiej niż się spodziewałem - mruknął Semenic.

      Domen się wzdrygnął. Do tego stopnia przedmiotowo traktował swoich kochanków, że potrafił ich nie zauważać, zapomnieć, że słyszą, patrzą... Niektórzy nawet myślą. 

- Mój drogi, cieszę się, że te plotki, jako że znikasz przed świtaniem okazały się kłamstwem, ale nie wbijaj mi proszę łokcia w plecy, dobrze? - Anze jeszcze na dodatek mówił, co stanowiło ogromną wadę.

      Jednak spełnił prośbę kochanka i opadł na plecy. Wbił wzrok w sufit, zastanawiając się, jak spędzi jeden z nielicznych swoich wolnych dni.

- Ej, ale się przytul, zimno się zrobiło - Semenic przysunął się do niego.

       Domen nie odpowiedział. Cicho westchnął.

- Brakuje ci Petera, co? - zapytał nagle blondyn, rozczesując palcami swoje jasne włosy.

- Jakbyś się czuł, gdyby zginął członek twojej rodziny? - warknął cicho Prevc, nawet nie starając się panować nad głosem.

- Przepraszam - Anze zmarkotniał - nie powinienem.

- Nie ważne - machnął ręką Domen - i tak już wychodzę.

- Nie, poczekaj, zapomnij...

- Mam zapomnieć, że nie mam już brata? Może być ciężko - prychnął brunet i wyskoczył z łóżka.

- Wiesz, że nie to miałem na myśli - jęknął Semenic - po prostu...

- Posłuchaj. Zaspałem. Nie powinno być mnie tutaj - Domen odwrócił się gwałtownie do mężczyzny, który towarzyszył mu tej nocy - tej rozmowy by nie było, więc o niej zapomnij. Tak samo o tej nocy. 

- Ale...

- Ja już powiedziałem, to co chciałem. Rozmowa skończona.

**********

       Pędził samochodem przez wąskie, wiejskie ulice do miejsca, które jeszcze do niedawna było jego azylem. Nie był w nim od śmierci Petera. Nie potrafił spojrzeć na Kamila. Ten zawsze silny i opanowany mężczyzna rozsypał się w przeciągu kilku dni. Domen potrzebował wsparcia, sam był zbyt kruchy, aby dla kogokolwiek stanowić oparcie.

     Bał się tych odwiedzin, ale wiedział, że kiedyś muszą nastąpić, a skoro i tak, ten dzień rozpoczął się inaczej niż zwykle, to też powinien potoczyć się odmiennie od innych podobnych mu dni.

- Nienawidzę cię, Peter - szeptał zatrzymując pojazd kilkadziesiąt dobrych metrów przed posiadłością Stochów - nienawidzę tego, co nam wszystkim zrobiłeś.

      Wysiadł z samochodu, wsunął ręce o kieszeni i zaczął iść. Z głową podniesioną do góry. Chciał porozmawiać. Nawet wysłuchać cierpień Kamila, a przede wszystkim zabrać jakąś pamiątkę. Bluzę, koszulkę, cokolwiek. Coś dla siebie i dla Ludvika.

Pokusa ~ skijumping one shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz