39. Ostatni raz J.Ahonen x H.Olli

172 16 4
                                    

- Ja ciebie broniłem - wykrzyczał, kiedy tylko mnie zobaczył.

     Spojrzałem na niego smutno, w milczeniu. Miał rację. Obaj mieliśmy. Każdy swoją.

- Gdyby nie ja wszyscy dowiedzieliby się kim tak naprawdę jesteś - przymknął oczy, a spod przymrużonych powiek wypłynęły łzy.

     Patrzyłem na niego. Wyglądałem tak samo parę lat temu. Ale oczyściłem się spowiedzią przed wszystkimi.

- A ty wydałeś mnie tak po prostu - wychrypiał, przewracając szklankę stojącą na blacie. Wypłynęła z niej przeźroczysta ciecz.

     Mogłem powiedzieć, że nie miałem wyboru. Widziałbym, że nie kłamię, a on miałby rację, to właśnie robię.

- Zniszczyłeś wszystkie moje marzenia - wysyczał.

    Sam to zrobił - ktoś mógłby pomyśleć w ten sposób. Ale ja wiedziałem, że mężczyzna miał rację. Wziąłem za niego odpowiedzialność, wręczając mu pierwszą szklankę wódki.

- Bałeś się, że będę lepszy, że cię przyćmię, prawda - znalazł się przy mnie w paru krokach.

      Uśmiechnąłem się. Pierwszy łyk przekreślił taką możliwość.

- Jesteś kurwą - jego szloch przerywał śmiech.

     Skinąłem głową.

- Jesteś skończonym hipokrytą. Nawrócony świętoszkowaty Jane uratował zapijaczonego kolegę. Główno nie kolegę. Chłopca do pieprzenia - krzyczał - ale nie jest gejem proszę państwa. Jemu wszystko jedno. Raz przeleci skocznię, potem faceta, a na koniec zrobi dziecko żonie.

    To wszystko było bardzo brzydką ujętą prawdą, która bolała, bo nie kryła nawet odrobiny fałszu.

- Wszystko bez zobowiązań. Wszystko bez zabezpieczeń - chichotał - podawał szklankę whisky i wódki. Rozbierał się i innych.

    Przygryzłem wargę. Zaplotłem ręce na piersi w pozycji obronnej przed samym sobą.

- Nigdy nie był trzeźwy. Zawsze miał powód to świętowania, no chyba, że pił z rozpaczy - wydął usta - mistrz, który nie pozwolił uczniowi podążać swoją drogą.

    Harri nie był na nią gotowy. Widziałem to po nim. Nawet w tym momencie. Zataczał się. Śmiał i płakał jednocześnie, wchodząc w kałużę rozlanego alkoholu, którego zapach drażnił i mamił moje zmysły. Nie był mi obojętny, ani on, ani przesuwający się w moją stronę mężczyzna.

- Prawie ich pobiłeś, aby ratować swój tyłek. Stanąłem między tobą a nimi, a ty ich do mnie przyprowadziłeś - kontynuował, tym razem bardziej trzeźwym tonem - ale nie powiedziałeś im, że nie jestem amatorem. Kazałem się zawieźć na badania krwi. Trzeba było czekać.

    Przynajmniej nie zabił się na skoczni. Cyferki, które mu wyszły były nieistotne. To ile wypił  poprzedniego wieczoru... Ale nie czułem się jak bohater. To ja mu to zrobiłem.

- Zniszczyłeś mi życie - krzyczał.

    Lata temu to zrobiłem i nie poniosłem żadnej konsekwencji. Miałemm dług względem niego, który chciałem spłacić.

- Usiądziemy? - zapytałem, kiedy cisza ciągnęła się w nieskończoność.

- Jesteś bezczelny - zaśmiał się - ale proszę. Posłucham o zgubnych smutkach obcowania z alkoholem od specjalisty.

    To nie uszczypliwość, to fakt.

- Przepraszam - myśląc o pierwszym razie.

- Pocałuj mnie... - wyszczerzył żółte od papierosów zęby - chociaż na przyjemność to trzeba zasłużyć.

    Uśmiechnąłem się. Lubił kierować te słowa, oczywiście po fińsku, w stronę Waltera. Facet nigdy nic nie rozumiał. Albo przynajmniej przymykał na to oko. Jak na masę innych spraw.

- Wiesz, Jane, to jest niezwykle - Harri zaczął się kiwać - jesteś ostatnią osobą, którą podejrzewałbym o powrót do zepsutej zabawki. Nie wolałeś kupić nowej, a tej zostawić w spokoju by rozłożyła się na dobre.

    Wiem, że specjalnie użył ,,kupić".

- Chcesz ją poskładać? Za późno - Olli upadł na moje nogi, nie był w stanie się podnieść - ja nie jestem niezniszczalny.

- Ja też nie - wyszeptałem i zacząłem głaskać go po włosach.

- Brzydzę się tobą - zdążył powiedzieć.

     Za nim zawartość jego żołądka nie znalazła się na podłodze.

     Ja się nie brzydziłem. Wziąłem go na ręce. Wił się. Żółtawa ciecz ciekła z jego ust. Na zapach byłem uodporniony.

   W ubraniach posadziłem go w wannie. Zacząłem napuszczać wodę. Mężczyzna nie zareagował na to w żaden sposób. Patrzył się na ścianę.

     Zacząłem go myć. Najpierw twarz, potem zdjąłem koszulkę i wrzuciłem ją do miski. Sam wstał i zdjął spodnie, chwiejąc się przy tym. W czasie całego procesu mysia odezwał się tylko raz.

- Zastanawiasz się czasami, czy twój syn też taki będzie - zapytał z błyskiem w oku.

    Bałem się o to i o wiele innych rzeczy też.

    Potem zaniosłem go do sypialni. Posadziłem na fotelu. Posprzątałem łóżko. Wymieniłem pościel na czystą. Przeniosłem go na posłanie i otworzyłem okno a potem szczelnie przykryłem kołdrą.

   Wróciłem do kuchni i drugiego pokoju. Posprzątałem. Myśląc o tym, ile razy ktoś musiał robić to za mnie. W ten sposób tego wszystkiego nie odpracuję.

    Kiedy skończyłem, poszedłem do niego. Położyłem się obok śpięcego. Pocałowałem go w głowę na dobranoc.

- Śpij Harri, jutro będzie... Po prostu będzie - tym razem nie zamierzałem okłamywać go przed snem.

Przed mistrzostwami tak w stylu vintage. Jak wam się podobało? Co powiecie na więcej w takim stylu?

Pokusa ~ skijumping one shotsWhere stories live. Discover now