111. Tęskno - Morgenzauer

148 22 9
                                    

 - Każdy dzień jest taki sam. Wstaję. Ćwiczę. Jem. Bez zastanowienia połykam gryzy starannie przygotowanego posiłku. Potem rozmawiam z trenerem przez telefonem. Jego stają się strumieniem informacji, które już posiadam, więc po co odtworzyć je po raz kolejny? Ćwiczę. Czasami jadę to porobić gdzieś indziej. Potem jakieś akcje... powiedzmy marketingowe. Uśmiech w stronę dziennikarzy. Moim następnym przystankiem jest skocznia, na której widok chce mi się wymiotować. Siadam na belce. Czasami potem nie pamiętam tego momentu, a czasami myślę o jakimś upadku. Swoim nie swoim. Ale nie boję się już nie. Odpycham się z belki. Staję się bezwiekowym starcem. Czuję to samo co dziesięć, pięć lat temu, jedynym dodatkiem jest poczucie upływającego czasu, przemijanie. I nagle przejeżdżam przez próg. Nie mam siły na nic. Na wybicie, lot, telemark. To się robi niebezpieczne. To znaczą tak mówią...

- A pan, co myśli na ten temat? – pyta mężczyzna w białym kitlu.

– Ja? Śmieszne, że pan pyta, co ja myślę. Rzadko ktoś tak robi. Nie pamiętam, kiedy ostatnio. Może dlatego nic nie myślę– prycham i przewracam oczami.

Nikt nie zwraca uwagi. Przyjemna odmiana. Aż mam ochotę opowiadać dalej. Czyżby... samotność.

– Przez parę minut w locie czuję euforię – kontynuuje, przypominając sobie, że wspomniane odczucie przemija tuż po lądowaniu. Juniorzy skaczą dalej – jestem wolny. Tylko wtedy. Uzależniające uczucie. Jednak ucina je się od razu wraz z końcem skoku, który musisz ładnie zakończyć.

Na chwilę zapada cisza. Mężczyzna kreśli coś w swoim notatniku, a ja nie wiem, co jeszcze mogę mu powiedzieć.

– Kiedy jeszcze byłem dobrym skoczkiem bywało momenty, że trzeba się było jeszcze uśmiechnąć, podnieść ręce wysoko do góry. Komuś pogratulować. Poudawać, że naprawdę robi na tobie wrażenie pierwsze zwycięstwo jakiego anonimowego faceta. Zabawne uczucie naprawdę – uśmiecham się krzywo i poprawiam włosy.

– Cieszył się pan tylko z własnych zwycięstw? – psycholog wpatruje się we mnie zza grubych szkieł swoich okularów.

– Nie no – śmieje się prawie szczerze – był taki ktoś, komu nawet kibicowałem. A zresztą pan wie... beznadziejny przypadek. Uwielbiałem, kiedy wygrywał. Był moją inspiracją. Był wzorem.

– Chciał być pan taki jak on? – pyta mężczyzna, jakby bardziej zainteresowany.

– Nie no. Byłem lepszy. I za nim zdiagnozuje mnie pan u mnie narcyzm, to... a nie, to chyba jednak wszystko – rezygnuję z ostatniego zdania.

– To wypalenie – stawia znajomą diagnozę psycholog.

Nie podobają mi się jego słowa. Zaciskam wargi. Wstaję i zabieram z oparcia fotela kurtkę.

– To wszystko – odpowiadam i wychodzę.

– To można... – woła jeszcze za mną mężczyzna.

Nie odpowiadam, zaczynam biec. On chyba wychyla się za mną, ale ja nawet tego nie dostrzegam. To już bez znaczenia.

***

– Tato, jakiś pan do ciebie – Lily ciągnie mnie za rękaw bluzy.

Niechętnie odrywam się od książki. Obrzucam ją zaskoczonym spojrzeniem, a potem mój wzrok pada na mężczyznę stojącego w drzwiach pokoju. Ubrany cały na czarno. Ze skórą bladszą od śniegu patrzy na mnie oczami, otoczonymi ciemnymi obwódkami. Ręce ma schowane w kieszeniach, a na twarzy coś na kształt uśmiechu.

Tato jakiś pan do ciebie – powiedziała Lily przed chwilą.

Wujek – powiedziała Lily, mając zaledwie rok, sprawiając, że dwudziestotrzyletnią twarz Gregora rozświetlił promienny uśmiech.

Pokusa ~ skijumping one shotsWhere stories live. Discover now