– Nie otwieraj oczu – poprosiłeś cichutko, nachylając się do mojego czoła, dotknąłeś mojej twarzy swoimi zimnymi palcami, bałem się, że poczujesz łzy.
Wiedziałem co zamierzasz zrobić, że przegrałem walkę o ciebie. A to, co się zaraz stanie to moja wina.
– Nie płacz po mnie – słyszę, jak odkładasz na szafkę obrączkę.
Zwracasz mi wolność, której nie chcę. W sposób, który rani.
Drzwi się za tobą zamykają, a ja zaczynam płakać. Wiedziałem, że nadejdzie taka noc. Od tamtej nocy na dachu, ale jeszcze gdzieś z tyłu głowy miałem nadzieję, bo ta nigdy mnie nie zawodziła.
Teraz tkwię w łóżku. Uwierają mnie opatrunki na klatce piersiowej. Samo oddychanie jest nieprzyjemne i bolesne, zapomniałem o tym, jak pieściłeś moje ciało. Czemu teraz mnie zostawisz z tym samego. Nie tak powinno być. W zdrowiu, w chorobie... Kamil, wróć.
Tylko dlaczego to ty masz wracać? Dlaczego nie miałbym do ciebie pobiec, a może po prostu... Po co do mnie mówiłeś. Mógłbym się łudzić, że wyszedłeś tylko do kuchni, po szklankę wody, a tak?
Wstaję. Powoli, wiem, że muszę, bo inaczej to wszystko będzie moją winą. Naciągam na nogi kapcie, nie daję radę poradzić sobie z bluzą. Zapalenie płuc będzie na twoją odpowiedzialność. Czuję się wykończony już pierwszymi ruchami. Ale dojdę do ciebie, przyprowadzę cię tutaj na siłę, Kamil, słyszysz? Nie słyszysz, bo wołam cię tylko w mojej głowie, bo znowu się, boję.
Udaje mi się dojść do drzwi tarasu. Popycham szklane drzwi i opieram się framugę. Patrzę na twoje plecy, na cienki materiał koszulki, który dokładnie podkreśla szczupłość twojej sylwetki. Biel ubrania tak pięknie kontrastuje z ciemnym niebem.
– Zwariowałeś? – odwracasz się i dodajesz szczyptę prozaiki do tej metafizycznej nocy.
– Ja? – krzyczę do ciebie, kiedy odwracasz się do mnie i wreszcie mogę zobaczyć twoje oczy – to nie ja zostawiam chorego męża samego w domu. Nie ja odchodzę, prosząc go, aby się nie obudził, aby nie płakał, mimo że wiesz, że nic gorszego nie mogłoby mi się przytrafić?
– Wracaj do łóżka – prosisz cicho i spokojnie, nie zniżysz się do krzyku.
– Bez ciebie? Zapomnij? – nie miałem tego w planach, ale jak zwykle nie postępujesz zgodnie z moimi oczekiwaniami, dlatego zaczynam iść w twoim kierunku.
– Daniel, proszę – a jednak mój szantaż działa, bo idziesz wracasz do mnie.
– Tym razem o co? O jedną noc, o jeden pocałunek, o rękę, a nie poczekaj, jesteś moim mężem, ale może teraz poprosisz mnie o rozwód? – zaczynam kaszleć, może trochę udaję, ale zasługuję na ten wyraz współczucia na twojej twarzy.
– Nie wiesz o czym mówisz – kręcisz głową i podchodzisz do mnie.
Obejmujesz mnie, pozwalasz, abym się na ciebie oparł, robię to z premedytacją. Opieram czoło o twoje.
– Zaciągnij mnie do łóżka, proszę – prycham.
– Słucham? – patrzysz mnie zaskoczony, niedowierzasz naiwnościom moich słów.
– Zrób to samo co wieczorem – głaszczę go po twarzy – Stań po dwóch tygodnia milczenia w moich drzwiach. Zrób minę zbitego psa i powiedz: ,,chcę się dzisiaj tylko kochać, Danny", a ja znowu się zgodzę, bo za tobą tęsknię. Jesteś tylko moim mężem, nie musisz mi się spowiadać – odrzucam głowę do tyłu – rozbierz mnie, dbaj, aby nie bolało, fizycznie, bo tak prościej. Niczego więcej nie potrzebuję.
आप पढ़ रहे हैं
Pokusa ~ skijumping one shots
फैनफिक्शनMiłość nie jest grzechem. Miłość nie jest złem. Miłość jest siłą, która niszczy lub buduje. Miłość jest drogą, prowadzącą do raju lub zgubienia. Ty jesteś grzechem. Ty jesteś złem. Ty jesteś siłą, która mnie niszczy. Ty jesteś siłą, która mnie buduj...