50. Kiedy otworzę oczy, to nie będzie twój czas - Damil

336 25 10
                                    

– Nie otwieraj oczu – poprosiłeś cichutko, nachylając się do mojego czoła, dotknąłeś mojej twarzy swoimi zimnymi palcami, bałem się, że poczujesz łzy.

Wiedziałem co zamierzasz zrobić, że przegrałem walkę o ciebie. A to, co się zaraz stanie to moja wina.

– Nie płacz po mnie – słyszę, jak odkładasz na szafkę obrączkę.

Zwracasz mi wolność, której nie chcę. W sposób, który rani.

Drzwi się za tobą zamykają, a ja zaczynam płakać. Wiedziałem, że nadejdzie taka noc. Od tamtej nocy na dachu, ale jeszcze gdzieś z tyłu głowy miałem nadzieję, bo ta nigdy mnie nie zawodziła.

Teraz tkwię w łóżku. Uwierają mnie opatrunki na klatce piersiowej. Samo oddychanie jest nieprzyjemne i bolesne, zapomniałem o tym, jak pieściłeś moje ciało. Czemu teraz mnie zostawisz z tym samego. Nie tak powinno być. W zdrowiu, w chorobie... Kamil, wróć.

Tylko dlaczego to ty masz wracać? Dlaczego nie miałbym do ciebie pobiec, a może po prostu... Po co do mnie mówiłeś. Mógłbym się łudzić, że wyszedłeś tylko do kuchni, po szklankę wody, a tak?

Wstaję. Powoli, wiem, że muszę, bo inaczej to wszystko będzie moją winą. Naciągam na nogi kapcie, nie daję radę poradzić sobie z bluzą. Zapalenie płuc będzie na twoją odpowiedzialność. Czuję się wykończony już pierwszymi ruchami. Ale dojdę do ciebie, przyprowadzę cię tutaj na siłę, Kamil, słyszysz? Nie słyszysz, bo wołam cię tylko w mojej głowie, bo znowu się, boję.

Udaje mi się dojść do drzwi tarasu. Popycham szklane drzwi i opieram się framugę. Patrzę na twoje plecy, na cienki materiał koszulki, który dokładnie podkreśla szczupłość twojej sylwetki. Biel ubrania tak pięknie kontrastuje z ciemnym niebem.

– Zwariowałeś? – odwracasz się i dodajesz szczyptę prozaiki do tej metafizycznej nocy.

– Ja? – krzyczę do ciebie, kiedy odwracasz się do mnie i wreszcie mogę zobaczyć twoje oczy – to nie ja zostawiam chorego męża samego w domu. Nie ja odchodzę, prosząc go, aby się nie obudził, aby nie płakał, mimo że wiesz, że nic gorszego nie mogłoby mi się przytrafić?

– Wracaj do łóżka – prosisz cicho i spokojnie, nie zniżysz się do krzyku.

– Bez ciebie? Zapomnij? – nie miałem tego w planach, ale jak zwykle nie postępujesz zgodnie z moimi oczekiwaniami, dlatego zaczynam iść w twoim kierunku.

– Daniel, proszę – a jednak mój szantaż działa, bo idziesz wracasz do mnie.

– Tym razem o co? O jedną noc, o jeden pocałunek, o rękę, a nie poczekaj, jesteś moim mężem, ale może teraz poprosisz mnie o rozwód? – zaczynam kaszleć, może trochę udaję, ale zasługuję na ten wyraz współczucia na twojej twarzy.

– Nie wiesz o czym mówisz – kręcisz głową i podchodzisz do mnie.

Obejmujesz mnie, pozwalasz, abym się na ciebie oparł, robię to z premedytacją. Opieram czoło o twoje.

– Zaciągnij mnie do łóżka, proszę – prycham.

– Słucham? – patrzysz mnie zaskoczony, niedowierzasz naiwnościom moich słów.

– Zrób to samo co wieczorem – głaszczę go po twarzy – Stań po dwóch tygodnia milczenia w moich drzwiach. Zrób minę zbitego psa i powiedz: ,,chcę się dzisiaj tylko kochać, Danny", a ja znowu się zgodzę, bo za tobą tęsknię. Jesteś tylko moim mężem, nie musisz mi się spowiadać – odrzucam głowę do tyłu – rozbierz mnie, dbaj, aby nie bolało, fizycznie, bo tak prościej. Niczego więcej nie potrzebuję.

Pokusa ~ skijumping one shotsजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें