64. Stollinger - Chłopak z portretu

236 22 5
                                    

– Nie chcę żadnego specjalnego traktowania – oznajmił ciemnowłosy mężczyzna z anielskim uśmiechem na ustach – namaluj mnie jak mnie widzisz.

Widziałem go jako Gabriela, Michała lub Rafaela, ale szybko wyleczyłem się z tej myśli.

– A mogę ci wykorzystać? – zapytałem nieśmiało, gdy bez oporów zrzucił za dużą białą koszulę.

– Rób ze mną co chcesz – zaśmiał się, już wtedy wiedział, że omota mnie bez większych problemów.

Jedyną satysfakcję jaką czerpałem z naszej relacji, to ten sekundowy wyraz zdziwienia, gdy dostrzegał moją naiwność.

– Jakim cudem przy tej wnerwiającej cesze charakteru nie jesteś infantylny? – pytał podczas naszych seansów.

Nie pozostawało mi nic innego jak wzruszyć ramionami i wrócić do obrazu, którego nie potrafiłem skończyć. Mężczyzna miał tak wiele twarzy, że uwiecznienie tylko jednego oblicza byłoby zbrodnią, więc zmieniłem początkową koncepcję.

– Zamierzasz mi zrobić serię obrazów? – zakpił brunet, gdy po raz kolejny zmieniałem jego ustawienie.

– Zamierzam przedstawić całego ciebie – odpowiedziałem szczerze.

– Powodzenia – prychnął.

Pokręciłem głową. To jego niedowierzanie było dla mnie bodźcem do stworzenia największego dzieła, jakie kiedykolwiek wyszło spod mojej ręki.

***

– Naprawdę nie pijesz alkoholu? – zapytał, gdy odmówiłem kieliszka wina – prawdziwi artyści piją i ćpają. Ty pewnie tego drugiego też nie robisz.

– Co więcej nie palę – ostrzegłem.

– Nawet maryśki? – niedowierzał.

– Szczególnie jej – podkreśliłem.

– To co z ciebie za artysta? Richard nie ostrzegał, że taki... – zaczął, ale nie pozwoliłem mu dokończyć.

– Tani, Kamil, przypominam tani.

– To możesz jeszcze mi powiesz, że nie sypiasz z klientami – przybliżył się.

– Tego nie powiedziałem – pocałowałem go w policzek.

– Jaki grzeczny – zakpił – Andreas, obudź swoje wewnętrze zwierzę.

– Leniwca? – drażniłem się.

Kamil parsknął śmiechem i zaczął odpinać guziki mojej koszuli.

– Przyda ci się odpoczynek po pracy – szepnął.

– Nie będę negował – tym razem od razu znalazłem jego ciepłe wargi.

***

I zapozował mi w samym naszyjniku.

Żartuję. Po prostu kochaliśmy się w pracowni malarskiej. Może nie było wygodnie, ale przynajmniej klimatycznie. Śmieliśmy się z siebie, ale nie poznaliśmy się lepiej. On poszedł do pracy, a ja odespałem noc, która była pierwszą z wielu podobnych.

Nie chciałem kończyć jego portretu. A musiałem, w końcu pokazać mu efekt końcowy. Przestraszyłem się jego zaskoczonej miny, który wynagrodził mi jego anielski uśmiech.

– Postarałeś się, panie portrecisto – przyznał z uznaniem – tylko czy naprawdę jestem tak mało kolorowy.

Naprawiłem to, w kolejnych portretach, bo stał się moim najlepszym modelem i... kochankiem. Uwielbiałem, gdy prosił cichym głosem:

– Namaluj mnie.

Przystawałem na to z radością.

Do momentu, w którym odszedł.

~Kamil~

Bycie modelem jedynego malarza abstynenta i zadeklarowanego niećpuna trochę mnie przerosło. Andreas był zadziwiającym chłopakiem, łączącym w sobie wiele przeciwieństw, był zagadką, którą z początku bardzo chciałem rozwiązać. Jednak z czasem znudziłem się. Nic nas nie łączyło oprócz serii obrazów, które towarzyszyły mi potem przez wiele lat. Podróżując po Europie często napotykałem się na nie w drugorzędnych galeriach sztuki. Lubiłem słuchać interpretacji na ich temat, krytykować je, zachęcając innych do pochlebnych opinii.

Pewnego dnia na taką wystawę zostałem zaproszony przez Daniela. Poszliśmy do galerii na obrzeżach Oslo.

– Widziałeś je już pewnie – powiedział i wskazał na dobrze mi znane, z każdej strony, obrazy – chciałbym poznać autora.

– Nie chciałbyś. Nie pije, nie pali i nie ćpa. Nie miałbyś z nim o czym rozmawiać – zaśmiałem się i oprałem o jego ramię, on tylko pokręcił głową i odgarnął mi włosy z czoła.

– Byłbyś idealnym modelem – powiedział w końcu i pochylił się nade mną.

– Nie jest – usłyszałem za nami znajomy głos – nie potrafi ustać długo w jednym miejscu, chyba, że dasz mu książkę lub telefon. A poza tym rozprasza artystę i wodzi go na pokuszenie. Zaciąga do łóżka.

– Ale do niczego nie przymuszam – najpierw spojrzałem z wyrzutem na Andreasa a potem palcem wskazującym dotknąłem wargi Daniela, dając mu znać, że jeszcze nie skończyliśmy.

– Oczywiście – uśmiechnął się mój portrecista i położył mi rękę na ramieniu.

Spojrzał mi w oczy, swoim smutnym, niebieskim spojrzeniem i oddalił się.

– To na czym skończyliśmy – Danny wyrwał mnie z krainy wspomnień i złączył nasze usta.

***

Kiedy wyjeżdżałem z Oslo czule żegnany przez Daniela już planowałem wyjazd do Monachium, znów chciałem być namalowany. Dlatego już kolejnego dnia stałem w drzwiach pracowni Andreasa.

Nie widziałem go. Dlatego wszedłem w głębiej. Na jednym ze stołów postawiono świeczkę zapachową.

– Jaka urocza atmosfera – powiedziałem głośno i zatrzymałem się na środku pokoju.

– Którą psujesz, Kam – usłyszałem głos Andreasa za sobą.

Odwróciłem się, ale widziałem tylko delikatny zarys jego sylwetki.

– Zapragnąłem byś mnie namalował – wyznałem.

– Dla blondynka?

– Dla siebie – włożyłem ręce do kieszeni dżinsów.

– Tak?

– Nie potrzebujesz modela? – zapytałem.

– Znalazłem kogoś innego – odpowiedział – Kamilu, poznaj Stephana. Trochę grzeczniejszy od ciebie. 

I po maturach. Nareszcie. Nie stres a zmęczenie było najgorsze.
Wracam, nie wiem na jak długo.
Na pewno chcę dokończyć ,,Zapomnianego" do końca czerwca, a to potraktuje jako taki dodatek. Buziaki😘

Pokusa ~ skijumping one shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz