74. Prośba do tego, który nadejdzie po mnie - K.Peier x S.Ammann part II

160 10 4
                                    

I jeśli kiedyś sama

                                                                           zapłacze nocą nie wchodź do jej pokoju już ja będę przy niej

Bohdan Urbanowicz z ,,Erotyku do następcy"

       Wiem, zbyt dobrze, że sam zawiniłem. Słowem, myślą, uczynkiem i zaniedbaniem. Niepamięcią, chwilą słabości. Brakiem wierności. Czego mi brakowało? Niczego. Byłem kochany. Nie byłem samotny, a jednak coś mnie popchnęło w ramiona innego. A jednak mgła pożądania ogarnęła mój wzrok i umysł. Mógłbym przeprasza, ale na co to się zda? Co mi przyjdzie z rozpaczy, żalu? Nic. Muszę jakoś żyć dalej. 

      Sam. Nie potrafiłem znaleźć godnego Następcy. Po nic, więc, była zdrada. Zostałem samotną wyspą. Nieszczęśliwą, pełną bólu i żalu. Niczym pokutę odprawiam pielgrzymkę pod okna nowego domu Simona. Przez uchylone zasłony mogę podziwiać go każdego wieczoru. Najpierw był sam. Potem zaczął się tam pojawiać jego stary przyjaciel. Często. Zbyt często. Zbliżali się do siebie coraz bardziej. Powoli, bez zbytecznego pośpiechu. Nikt nie stał im na przeszkodzie. Wreszcie ich nie rozdzielałem. Przynajmniej fizycznie, bo przecież mentalnie... Ciągle byłem w Simonie. Byłem jego częścią, tak samo jak on był moją. Mimo tamtej nocy. Mimo mojej zdrady. 

   Manuel mógł dłońmi dotykać ciała Simona. Ustami zjeżdżać coraz niżej lub po prostu przygryzać płatek jego ucha. Jednak zawsze, chociaż może trochę nieświadomy podążał moim śladem. Niczym lustrzane odbicie powtarzał moje ruchy, pieszczoty. A Simi odpowiadał mu nauczonymi na mnie słowami i gestami. Robił i robi tak, bo te ruchy wsiąknęły w niego, bo wszystkie te wyrazy, zdrobnienia i przymiotniki, nabyte w rozmowie ze mną przywarły do jego języka. On ich nie mówi, nie wymyśla na nowo. Sięga po nie, jakby wyjmował je z kieszeni. A Manuel o tym wie, chociaż może nie. W każdym razie, ta pierwsza wizja, jest zdecydowanie bardziej satysfakcjonująca. 

   Śmieszy mnie, gdy mijamy się przypadkowy na uliczkach naszego niewielkiego miasta. Tworzymy nieformalny trójkąt. Oparty o chemii między mną a Simim i zdrową lub nie zazdrością Manuela. Skąd inąd uzasadnioną, bo przecież wiem, jak patrzy na mnie Simon. Tak samo jak ja na niego. Z tęsknotą. A Manu zna nas obu na tyle dobrze, że wie, że jesteśmy sobie pisani. Mimo to chwyta coraz mocniej dłoń Simona. Przyciąga do siebie. Pragnie jego uwagi. 

    Czasami, Manuel, widzi w oczach swojego ,,chłopaka" cień przeszłości. Wie, że to ja jestem nim. Wie, że odpowiadam za wiele wzlotów i upadków Simona. Nienawidzi mnie za to. Nie potrafi sobie z tym poradzić.

     Boli mnie, że gdybym nie popełnił, błędu pomyłki, to nie musiałbym prosić, błagać w myślach Manuela o jedną drobną przysługę, aby Simona brał w ramiona. Przygarniał, tak mocno do siebie, jak to tylko możliwe i dawał, dawał tak wiele miłości, jak tylko w sobie miał. Dlaczego? Naprawdę kocham Simona. Naprawdę chcę dla niego jak najlepiej. I dlatego. I mimo tego. To ja zraniłem go najbardziej. Wbijając swój czyn prosto w serce. Kocham go jednak tak bardzo, że wiem, że nie jestem i nigdy nie będę w stanie zagoić tej rany. 

     Byłem dzieckiem, gdy się poznawaliśmy. Przy Simonie dorastałem. Uczyłem się od niego i uczyłem jego. Stawaliśmy się pełnoprawnymi partnerami - chociaż on zawsze powtarzała, że od początku nimi byliśmy. I właśnie dlatego, że zatapiając usta w wargach tego trzeciego, prowizorycznego Następcy, byłem już dorosłym, ukształtowanym mężczyzną, to teraz muszę potrafić odejść. Nie potrafię. Tak samo, jak przytłaczają mnie konsekwencje własnego czynu. Tak infantylnego.

   Wściekły rozbijam lustro. Widzę w nim najgorszego człowieka na świecie. Tyle obiecywałem. Tyle dobra dla niego pragnąłem. I on to czuł. I on wierzył w każde moje słowa. A ja go zawiodłem. Pieprząc się z przypadkowym chłopcem, o roli jaką miałem do odegrania w życiu Simona. Pomagałem mu walczyć z demonami przeszłości. Byłem wsparciem. Miałem stanowić dowód, że można pokochać drugiego człowieka, bo człowiek ma serce. Nie udowodniłem. Stałem się kolejnym argumentem przeczącym tej tezie. I dlatego powinienem dać Manuelowi tę szansę.

    Nie dam jej. W pośpiechu zakładam buty. Mam nadzieję, że zdążę. Za nim Simon się zakocha. Tak niedawno był na granicy tego... Przez umysł przechodzi mi straszna myśl. Niech Simon ma dziś kryzys. Niech zadzwoni telefon. Niech pojawi się na nim znajomy numer Manuela. Niech rozlegnie się z słuchawki przerażony głos. Niech zabolą mnie słowa Austriaka. Niech moim umysłem zawładnie strach. 

     Wtedy wybiegnę w noc na czas. Oczywiście, że w noc. W dzień nie będzie na tyle dramatycznie. Jeszcze wpadnę na głupi pomysł wzywania karetki, a przecież to ja jestem jego lekiem na całe jego zło. Nie jestem. Ale w marzeniach nie muszę się trzymać prawdy. Mogę całkowicie zaprzeczać faktom.

      Muszę ochłonąć. Ostatni raz patrzę na martwą część wyświetlacza. Nie dzieje się nic. Postanawiam pobiegać w zupełnie inne miejsca niż zwykle. Trasą antysentymentalną. Trasą zapomnienia. Tak będzie najlepiej, bo chociaż w myślach marzę, by stać się bohaterem Simona. Porwać go w ramiona. Zabrać daleko do krainy szczęśliwości. To wiem, że on nie tego teraz potrzebuje. Ustępuję, więc miejsca lepszemu - Manuelowi. I biegnę w przeciwną stronę niż zwykle...

***

    Mija wiele lat. Jestem sam. Idą jeszcze inną trasą. Powolnym krokiem. Noga za nogą. Opatulony ciepłym płaszczem i długim, zielonym szalikiem. Starym jak świat. Jak miłość moja i Simona. Znów nie mam telefonu w kieszeni. Tym razem nie chcę, by ktoś do mnie dzwonił. Tym razem nawet nie ma kto, bo... Simon jest już dla mnie nieosiągalny. Jest w raju. Jest mu tam dobrze - przynajmniej taką mam nadzieję. 

   Dla niego ta historia kończy się inaczej niż dla mnie. Moja w drodze na most. Dla niego w ramionach Manuela. Po nieodebranym przeze mnie telefonie, który jednak zadzwonił. Rozległ się głos Manuela, ale słyszała go tylko cisza po mojej stronie słuchawki. Simon miał kryzys lecz, gdy Manuel otworzył drzwi nie zobaczył go w moich ramionach. Śmierć odebrała telefon. I przyszła. Zdążyła. Ja nie. I dowiedziałem się dopiero po paru dniach. Od Następcy...

I tu macie kontynuację. Mam nadzieję, że równie dobra.

Pokusa ~ skijumping one shotsWhere stories live. Discover now