73. Prośba do tego, który nadejdzie po mnie - S.Ammann x K. Peier

241 16 8
                                    


          Tamtego dnia stałem w drzwiach. Z nienaturalnym, nieswoim spokojem patrzyłem na dwa połączone ciała. Na obce dłonie, palce, paznokcie wbijające się w skórę na ukochanych plecach. Byłem jak zahipnotyzowany i nie mogłem się ruszyć nawet o milimetr. I właśnie z tego powodu byłem pewny, że to był sen. Przecież to właśnie w snach nie potrafimy zmienić toku wydarzeń. W realnym życiu mamy pewną moc sprawczą. Jednak w tamtym momencie po prostu o tym zapomniałem. Stałem i patrzyłem z niedowierzaniem. Myślałem, że Killiana stać jednak na trochę więcej niż ty, Następco. Może jednak seks ze zwycięzcą smakuje lepiej niż ze starym mistrzem. Może, nagle, Killian stęsknił się za młodym ciałem, nie bardziej spragnionym dotyku niż moje własne.

      Wracając, stałem i milczałem. Co mogłem powiedzieć? Miałem krzyczeć? Protestować? Przeklinać? Chyba jednak jestem ponadto. Może wtedy byłem, bo teraz jednak tego żałuję, siedząc w barze, zanurzając usta w whisky podstawionej pewną ręką barmana. A może to właśnie alkohol kazał mi żałować. Zadawać bezsensowne pytanie: ,,co by było gdyby?" Mam ochotę krzyczeć, że i tak nic, ale milczę.

     Zawsze byłem tchórzem, zawsze bałem się upadku. Nie potrafiłbym podejść do ciebie, Następco, na ulicy i dać w twarz, chociażby powiedzieć za jaką kurwę cię uważam. Przeszedłbym obok ciebie i dopiero, gdybyś się oddalił tak, bym miał pewność, że już mnie nie widzisz, to splunąłbym na ziemię, wyobrażając sobie, że robię to pod twoje nogi. Tak, czynię ten zbyteczny żałosny gest...

    I to jest właśnie powód, dla którego zaciskam palce na szklance i czuję jak łzy napływają mi do oczu. Przymykam, więc powieki. Łzy są takie niemęskie. Ale dla kogo mam być męski, skoro już nikogo nie mam i zostałem sam. Otwieram oczy. Widzę ciebie. Uśmiechniętego, młodego chłopaka. Mimo mrozu w rozpiętej kurtce. Z pięknymi rumieńcami na twarzy i uroczymi dołeczkami w buzi. Podchodzisz. Zbliżasz się. Mnie paraliżuje strach. Mimo że mnie nie znasz. Nie wiesz kim jestem. Siadasz obok mnie. Przechodzi mnie podskórny dreszcz. W swoich wizjach tyle bym mógł, a teraz wiem, że to słaby blef. Jawne, nieusprawiedliwione kłamstwo.

- Proszę się nie smucić, świat jest taki piękny – mówisz i stawiasz mi drinka.

      Też zawsze byłem szczęśliwy po seksie z Killianem.

      Potem opowiadasz mi o ,,swoim słoneczku". Na cudzysłów zasługują oba wyrazy, bo żadne z nich nie jest ani trafne, ani prawdziwe, mimo że ty o tym nie wiesz. Może ci nie powiedział, a może to tobie wydało się to błahe i nieważne, że on kogoś ma. Przecież teraz wszyscy zdradzają. On nie był wyjątkiem. Tylko ty to wykorzystałeś. Ja bym nie potrafił. Tylko, że ja jestem człowiekiem niemodnym, starej daty.

    Masz potrzebę opowiedzenia mi o wszystkim. O słodkim smaku miłości, o tym jak to jest pierwszy raz kochać i się kochać. Wypieki na twojej twarzy mają świadczyć o prawdziwości twoich słów. I tak ci nie wierzę. Nie potrafię.

Płyną litry alkoholu. I mnie rozwiązuje się język, bo ty jesteś zmęczony i chcesz tylko słuchać.

- A co będzie, jak to wszystko się skończy? - pytam cicho – jak kiedyś on nie będzie twój? Jak będziecie mijać się niczym obcy ludzie na ulicy?

- Tak to się nie stanie – odpowiadasz poważnie – jesteśmy sobie pisani.

Myślę, ale nie mówię, że to zupełnie tak jak ja i Killian. Nie podaję imienia.

- Też kiedyś myślałem, że ja i mój ukochany... że jesteśmy nierozłączni – zaczynam i skupiam na sobie całą twoją uwagę – że znam go tak dobrze, a on zna mnie, że nasze dusze to jedność, że nie potrafimy bez siebie żyć. Pomyliłem się. On potrafił.

- A ty? - pytasz, zakłopotany odgarniasz włosy z czoła.

- Nie wiem. Czas pokaże – niby obojętnie wzruszam ramionami, jakby rana właśnie się zagoiła. A przecież ta nawet nie zaczęła się goić. I jeszcze długo nie będzie.

- Czy jest coś czego żałujesz? Wiesz, że mogłeś go jakoś przy sobie zatrzymać? - dopytujesz się i wyciągasz do mnie rękę.

- Nie. Do momentu, gdy przyłapałem go na zdradzie byłem pewny, że jesteśmy nierozerwalni – odpowiadam.

- Ciekawe czy ten facet, z którym twój... chłopak to zrobił, wiedział, że... - alkohol coraz bardziej na ciebie wpływa, jąkasz się, zacinasz, jesteś żenujący, szkoda, że Killian takiego cię nie widzi.

- Raczej nie – mówię po krótkim namyśle – jest za bardzo zaślepiony miłością, romansem. I dlatego do niego nie mam aż takiego żalu. Chciałbym mu tylko powiedzieć parę rzeczy.

- Nie ma go tu – i znowu nieświadomie kłamiesz – ale możesz mnie powiedzieć.

- Mogę – przyznaję.

       Zapada chwila milczenia. Po niej nastaje idealny czas na mój monolog.

- Powiedziałbym, drogi Następco, wolałbym żeby ciebie nie było, ale skoro już jesteś to słuchaj – zaczynam jak zwykle przydługo i patetycznie.

- To ja posłucham – deklarujesz się, zapominając o przecinku między dwoma ostatnimi wyrazami.

- Nie oczekuj księcia z bajki a prostego, pełnego radości chłopca. Nie rób mu śniadania. On i tak nigdy go nie zje. Nie wyciągaj go do ludzi, drogich restauracji. Nie próbuj rozpieszczać. On tego nie doceni, bo nie lubi. Dominuj w łóżku. Nie wygląda, ale on lubi być tym uległym. Po wszystkim nie zapalaj papierosa. Ma z tym złe wspomnienia. Rano daj mu przestrzeń. Wieczorem – bliskość. Daj mu przestrzeń. Zabierz alkohol. Może być agresywny. Pozwalaj na wyjścia z kolegami. Ale tylko z tymi, którymi trenuje. Wybaczaj mu małe grzeszki. Wybaczaj, że zapomina o datach. Nie ma do tego głowy. Ty natomiast pamiętaj o wszystkim. Bądź jego kochankiem. Bądź przyjacielem. Bądź spowiednikiem. On musi ci ufać. On nie może poczuć się sam. Wybaczaj, gdy będzie szeptał, jęczał, krzyczał moje imię. Byłem jego pierwszym, poważnym krokiem w dorosłość. Pierwszym zapomnieniem – wyliczałem na jednym wydechu.

- Był od ciebie dużo młodszy? - marszczysz brwi.

- No – mruczę i zaczynam odczuwać nienawiść, pragnę byś zniknął, by nigdy żaden z nas cię nie poznał.

       Tym razem nie odpowiadasz. Przyglądasz mi się coraz uważniej.

- Jest w tobie tyle bólu – diagnozujesz mnie prawidłowo – jakby rana była zupełnie świeże.

- Jest – potwierdzam – dlatego poprosiłbym mojego Następcę by przykazał mojemu ukochanemu, żeby się nie zmienił wizualnie, bo chyba byłoby lepiej, gdyby zacząłby trochę bardziej być wierny, ale... co mnie to teraz obchodzi, Niech więc zostaną już tylko te czarne loczki, w których tak lubię zanurzać palce, ten kilkudniowy zarost, który tak przyjemnie drapał moją skórę.

- Przepraszam – mówisz nagle, jakbyś jednak wiedział – trochę tego wszystkiego nie rozumiem. Za dużo emocji... a ja trochę wypiłem... Chyba już pójdę.

- Oczywiście – wstaję, chwiejąc się – do zobaczenia. Zapamiętaj moje imię, usłyszysz je wiele razy, chociaż z tendencją zmniejszającą. Jestem Simon.

- On tak do mnie mówił... - mówisz tylko.

     A ja wiem. Rozumiesz. Pragnę byś nie istniał.

I z przytupem zaczynamy nowy sezon. W Rosji, a tam jak wiadomo, wszystko jest stanem umysłu. W oko mi dzisiaj wpadł Killian. I Ammann. W zeszłym sezonie ledwo wymęczył jakieś tam punkty, a tutaj proszę bardzo, proszę państwa sezon olimpijski został napoczęty. 

Ja natomiast ostatnio męczę Mery Spolsky, więc Wam też się nie upiecze.

Tradycyjnie proszę o opinię i odczucia z przeczytanym shotem.

Pokusa ~ skijumping one shotsWhere stories live. Discover now