110. Niespełnienie - D.A.Tande x M.Lindvik

164 17 6
                                    

Czułeś kiedyś niespełnienie? – zapytał wysoki chłopiec o blond włosach.

Niespełnienie? – dopytał młodszy, odgarniając jasne włosy przyjaciela.

Czujesz, że gonisz za czymś, ale nie wiesz za czym i chociaż byś zrobił wszystko... to nadal czujesz, że ci czegoś brakuje – wytłumaczył ambitny blondyn.

Jego towarzyszył spojrzał na niego bez zrozumienia. To wystarczyło.

***

Nie jesteśmy sobie pisani, Marius – powiedział parę lat później wysoki mężczyzna o blond włosach.

Znalazłeś? – zapytał przez łzy młodszy.

Co? – nie zrozumiał blondyn.

Spełnienie, w kimś innym – Marius już nie próbował hamować łez.

Pozwolił jeszcze, aby jego rozmówca otarł łzy palcami.

***

Otaczała mnie masa ludzi. Przymiarka mojego pierwszego ślubnego garnituru trwała w najlepsze. Johann stał w drzwiach i oparty o framugę przyglądał mi się z leniwym uśmiechem na zadbanych ustach. Patrzył na mnie jak na lalkę, którą przebierał w coraz to nowe ubrania. Drogie jak diabli. Obawiałem się, że wartość mojego potencjalnego ślubnego stroju mogła przekraczać samochodu, którym z Mariusem pomykałem w naszych licealnych latach.

Powiedziałem, wtedy, że pragnę czegoś więcej niż ten rozpadający się Fiat. Dlatego przed drzwiami modnego salonu stało Lamborghini mojego narzeczonego.

– I jak, Daniel? – Johann w końcu do mnie podszedł z hollywoodzkim uśmiechem na ustach – zamyśliłeś się a Joachim obawia się twojego werdyktu.

– Jest piękny – odpowiedziałem może trochę za szybko – w nim będę wyglądał pięknie na naszym ślubie, tylko...

– Tak? – Johann przejechał dłonią po klapie mojej marynarki.

– Jesteś pewny, że muszka to dobry pomysł? – zmarszczyłem lekko brwi.

– Mówiłeś, że w krawacie czujesz się jak pies prowadzony na smyczy – przypomniał Johann.

– A w muszce, jak klaun – pomyślałem, ale zamiast tylko chwyciłem mojego partnera za rękę i podniosłem ją do ust, by złożyć na niej pocałunek.

– Jak zwykle masz rację – powiedziałem, zmuszając się do uśmiechu.

– Dlatego ty tylko musisz jutro zjawić się na naszym ślubie. Wszystko już przygotowane – zaśmiał się.

Do mnie natomiast dotarło, że nie podjąłem żadnej decyzji dotyczącej tego ślubu. Nie wiedziałem nawet na jakie kwiaty zdecydował się mój ukochany.

***

Mam uczulenie na róże – powiedział wysoki blondyn, gdy jego przyjaciel zrobił gest, jakby chciał zerwać piękny kwiat.

To jakie kwiaty będą na twoim ślubie? – zapytał młodszy, smętnym wzrokiem obdarzając różany krzew.

Stokrotki i fiołki – zaśmiał się Daniel, wtykając za ucho swojego towarzysza biały, polny kwiat.

***

Przebrałem się w swoje normalne, niemoralnie drogie dżinsy i koszulkę polo. Pozwoliłem pocałować się w usta.

– Mój piękny narzeczony – uśmiechnął się Johann.

Wziął mnie pod ramię i poprowadził w stronę samochodu. Jak zwykle otworzył przede drzwi. Zająłem swoje miejsce, obok kierowcy. I znowu nie miałem na nic wpływu. Kiedy Johann mknął ulicami Oslo, zacząłem się zastanawiać, czy właśnie to było ,,tym czymś", czego tak pragnąłem, do czego zamierzałem. Powodem, którym opuściłem Mariusa, tak dawno, dawno temu...

***

W dzień mojego ślubu usłyszałem podniesione, poddenerwowane głosy. Ale w dzień ślubu Johanna świeciło słońce, więc nie mogłem się krzywić. Pozwoliłem się ubrać i zaprowadzić do samochodu. Poczułem na ramieniu dotyk naszych świadków jego brata i Roberta.

– Marius by tu nie pasował – powtarzałem sobie, nie pytając nawet o zdanie Johanna.

– Przynajmniej czasami chciałbym wiedzieć, co się dzieje w twojej pięknej główce – wyznał kiedyś mój przyszły mąż.

Nie zdobyłem się na odwagę, żeby mu powiedzieć, że moim też.

W końcu stanąłem na ślubnym kobiercu. Wystarczyło tylko podejść do ukochanego powiedzieć tak i...

Ale tego nie zrobiłem. Uciekłem. Pobiegłem na najbliższy przystanek. Wiedziałem, gdzie chcę pojechać.

***

Myślałem, że czas zatrzymał się w miejscu. Byłem pewien, że tylko moje życie gnało na oślep do końca, nie dając mi czasu na chwilę zadumy. Ale świat też szedł do przodu. Nie stanął, gdy zamknięty w złotej klatce nawet nie planowałem ucieczki. Moment, w którym wybiegłem, zostawiając za sobą swojego księcia z bajki, nie był przełomy dla nikogo innego. Każdy miał swoje życie. Nigdy o tym nie pamiętałem. Zbyt zabsorbowany swoim zagmatwanym ja nie widziałem nic poza tym.

W rodzinnej miejscowości nikt na mnie nie czekał na samotnym przystanku. Nawet bez bukietu kwiatów. Samotnie musiałem wędrować w stronę jedynego przyjaznego mi domu. Mijały mnie zaciekawione spojrzenia, kto wędruje wśród pól w ślubnym garniturze.

Moja podróż zakończyła się pukaniem w drewniane drzwi. Czekałem niedługo, ale wolałbym musieć siedzieć pod nimi wieczność niż musieć zobaczyć to, co zobaczyłem.

Marius otworzył mi w zwykłej koszulce z ręką jakiego faceta, oplatającego jego wąskie biodra i ustami umieszczonymi na jego zagłębieniu w szyi.

– Danny – zdołał wyszeptać tylko Marius, a jego oczy zrobiły się duże i szkliste.

– Wróciłem – wychrypiałem głosem pełnym żaru.

***

– Tam miałeś wszystko – powiedział Marius.

Nie potrafiłem wytłumaczyć, że wszystko było w rzeczywistości niczym.

– Księcia, pałac... – wyliczał, obserwując sylwetkę swojego chłopaka, krzątającego się po kuchni.

– Nie było tam ciebie – odpowiedziałem pusto i banalnie.

– Wcześniej mnie nie potrzebowałeś – uśmiechnął się krzywo – wcześniej nie byliśmy sobie pisani – co się zmieniło?

Nic. Wszystkiego. Ja. Perspektywa.

– Nie wiem – podparłem dłonią głowę.

– A ja cię nadal kocham, Danny – szepnął Marius żarliwie – tylko czy tobie moja miłość wystarczy. Ja się nie zmieniłam.

Ja też. Co by się nie stało i tak będę czuć niespełnienie.


Czasami lubię napisać coś wesołego, lekkiego, nie wzniosłego, nie pięknego, ale po prostu rozrywkowo przyjemnego. Lubię topić się w smutku i rozpaczy, bo samej kochając emocje, te skrajne najprościej mi przekazać. Są też takie dni, kiedy najbardziej lubię napisać coś od siebie lub napisać trochę o sobie.

Jak Wam przypada do gustu taka forma.

Pokusa ~ skijumping one shotsWhere stories live. Discover now