53. A.Stękała x V.Stursa

211 25 16
                                    

FankaPLskokow

– Chciałeś się ze mną widzieć, Stursa – mówię cicho i staję przed tobą.

Nie chce mi się na ciebie patrzeć, ale robię to. Ty się tylko uśmiechasz i wyciągasz do mnie rękę. Mogę podjąć decyzję. Teoretycznie, bo kiedy nie złapię twoich palców ty wyrwiesz mi moje. Jeżeli nie pocałuję cię w policzek, to ty wpijesz się w moje usta i zedrzesz cienki materiał koszuli.

Siadasz na blacie zamkniętego baru. Odgarniasz włosy z czoła. Ujmuję twoją dłoń. Zadowolony oblizujesz usta i przygryzasz dolną wargę. Miało być seksownie, opanowuje mnie fala obrzydzenia, zauważasz to i tylko kręcisz głową.

– Nie chcę już twoich pieniędzy – oznajmiasz nagle, a ja wiem, że to zdanie zwiastuje tylko kłopoty – są nudne i bezosobowe, nie przypominają ciebie.

Wolną dłoń wkładam do kieszeni eleganckich spodni, zaczyna robić mi się gorąco. Chcę otworzyć okno, ale wiem, że nie mogę teraz tego zrobić. Dlatego tylko stoję i myślę, kiedy to wszystko minie.

– Patrz mi w oczy – mówisz ostro.

Jestem zaskoczony. Zwykle bawisz się ze mną dłużej. Zaciekawiony zerkam w kierunku twoich błyszczących z pożądania źrenic. Jak zwykle, gdy światło nierównomiernie pada na pomieszczenie, zmieniają barwę, intrygujące zjawisko.

– Pojedziesz ze mną do Pragi – oznajmiasz i wyciągasz drugą dłoń, którą zaraz poczuję na swoim policzku – mamusia musi cię poznać.

Wiem, że kłamiesz. Nie ma ,,mamusi", jest za to twoja pracowania na przedmieściach czeskiej stolicy. Niedokończone rzeźby, napoczęte obrazy i niekompletne rysunki, zatarte przez drżącą dłoń szkice. A pod tonami kartek rozsypany biały proszek. Coś co kiedyś łączyło teraz nas dzieli. Nie chcę do niego wracać, ale ciebie nadal więzi uzależnienie, nie myślisz racjonalnie. Chcesz tylko towarzysza, chcesz tylko mnie, w twoich chorych uzależnieniach i fantazjach nadal możemy się kochać po narkotykowych orgiach.

Widzisz zawahanie w moich oczach. Strach, że koszmar, przed którym nadal uczę się uciekać, powraca. Uśmiech gości na twojej twarzy, domyślasz się.

– Trzydniowy wyjazd. Nikomu nic się nie stanie – zachęcasz – twój mały chłopczyk o niczym się nie dowie i... będzie bezpieczny.

– Skoro tak... – szepczę, choć już teraz w to wątpię.

***

Wszystko powraca, gdy przechodzę przez próg mieszkania. Zakurzone przedmioty, zaschnięta herbata, kawa i wino. Słońce walczy z grubym materiałem zasłon. Zaplatam ręce na piersi. Pragnę stąd uciec. Tak daleko jak to tylko jest możliwe.

Jest to niemożliwe. Opierasz się o drzwi. Już nie wyjdę.

– Usiądź – rozkazujesz – robię to w miejscu, w którym stoję.

Wzruszasz ramionami. Wiem, że tobie jest to obojętnie. Będziesz nade mną górował nieważne, gdzie to zrobię. Zaciskasz palce na szyjce w połowie pustej butelki wina. Zastanawiam się czy pęknie zielone szkło a szkarłatna krew spłynie po twoich palcach. To będzie czas na ucieczkę, ratunek.

Klękasz przede mną. Zaraz zaczniesz mnie poić. A moje miesiące odwyku pójdą...

– Nie rób tego, proszę – błagam cichym szeptem.

Ku mojemu zaskoczeniu zatrzymujesz się. Palcami dotykasz moich warg, powoli przesuwasz po nich palcami.

– Lubię cię takiego – uśmiechasz się.

Pokusa ~ skijumping one shotsDonde viven las historias. Descúbrelo ahora