69. M.Fettnet x A.Koffler

160 17 9
                                    

  dla FankaPLskokow  która stwierdziła, że Kofi i Fettner zasługują na oddzielnego shota.

    Za nim cię poznałem nie wiedziałem czym jest dom, własne łóżko, bliski człowiek. Kładłem się tam, gdzie było miejsce, obok ludzi, którzy twierdzili, że mnie znali i lubili. Zawsze kłamali przynajmniej połowicznie. Ja ich tylko fascynowałem.

    Byłem jak wędrowiec, podróżujący bez celu i wiary, że kiedyś zaznam spokoju. Nawet nie wiedziałem, że tego pragnę. Aż zaproponowałeś mi kawę. Tak zwyczajnie i po prostu, że nie potrafiłem odmówić. Spędziłem u ciebie cały dzień, bo na zewnątrz szalała burza.

    Przypatrywałeś mi się. Ale nie nachalnie. Czasami czułem na sobie twoje spojrzenie. Ale nawet mnie ono cieszyło. Przyciągałeś mnie. I pragnąłem czegoś więcej. Czy chociaż raz, ja nie mogłem wybrać z kim spędzę noc?

    Wyglądałeś na osobę, która powie: -,,Zostań ile potrzebujesz."

    A ja po raz pierwszy nie ulotnę się rankiem. Ale ty nic takiego nie powiedziałeś. Dopiero, gdy w nocy przestało padać, usiadłeś obok mnie na kanapie i ze słabym uśmiechem powiedziałeś:

- Zostań na dużej, albo ucieknij już teraz.

   Załączyłem nasze usta w pocałunku, w ten sposób chcąc dać odpowiedź, ale ty odepchnąłeś mnie delikatnie i wskazałeś ręką na świeżą pościel na krześle. Zrozumiałem nawet za dobrze.

Pierwszy raz zabolało. Chciałeś zostać zdobyty. Chciałeś mnie sprawdzić. Ale ja nie zamierzałem dać ci wygrać łatwym poddaniem się.

   Walczyłem. W milczeniu i ciszy. Opowiadałem ci niewiele, bo nie lubiłeś słuchać. Wolałeś patrzeć. Na moje ciało, tatuaże, w oczy. Jakby z tego próbując odczytać moją historię, moje myśli i zamiary. Pozwalałem ci na to, bo po raz pierwszy wiedziałem, gdzie chcę spędzić kolejną noc. Zrozumiałem, że nie mam siły już chodzić po prostu przed siebie. Może tylko  się starzałem, a może aż się zakochiwałem.

~ Andreas ~

   Czułeś się i pragnąłeś być wiatrem. Mówiłeś o sobie mało i zdawkowo, ale i tak więcej niż komukolwiek innemu. Nie pamiętałeś mnie. Nie wiedziałeś, że znam tę historie i prawdę.

   Pragnąłeś mi zaimponować swoją zmiennością, porywczością i lekkim podejściem do życia. Ubierałeś w ładne słówka fakt, że boisz się odpowiedzialności i szarej codzienności. Ale przecież kiedyś obydwa szybowaliśmy pod niebem w wyjątkowym szwadronie Pointnera. Każdy z nas był wyjątkowy i brawurowy. Tobie po prostu zostało to na dłużej, ale ja nie miałe wystarczająco pięknych wspomnień z tamtych czasów, aby miało mi to zaimponować. Śmieszyłeś mnie tym. Ale nie zauważałeś tego. Przecież wszystkim innym to imponowało, bo tylko ja znałem cię wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, co czeka po opadnięciu zasłony.

   Drażniło cię to, że to nie ja zabiegałem. Że to ty musiałeś zabiegać dłużej niż parę dni. Słyszałem jak mówiłeś przez telefon, że nie będę ci się długo opierał, że nauczysz mnie wszystkiego. Nie przypuszczałeś, że nie chcę być twoim uczniem.

   W końcu któregoś wieczoru, po alkoholu, stwierdziłeś dziecinnie, rozżalony, że jestem jak kot, lubię wędrować własnymi ścieżkami. Uśmiechem przyznałem ci rację, ale nie pamiętałeś o tym następnego ranka.

    Wiedziałem, że nie wyznasz mi miłości. Byłeś na to zbyt dumny i uparty. Widziałem, że zabolało, kiedy, niby w żartach, powiedziałem, że nie zazdroszczę twojemu przyszłemu chłopakowi, bo nie masz charakteru nadającego się do współżycia. Byłeś zbyt wpatrzony w siebie, aby przyjąć do wiadomości, że ktoś jeszcze może być reżyserem wielu życiowych sytuacji. Chciałem abyś to zrozumiał.

I mimo tej całej wiedzy, którą o tobie miałem, czekałem. Dziś nie jestem w stanie dokładnie określić na co. Może na to, że się zmienisz, albo lepiej, ja to zrobię. Ale ty byłeś tak bardzo kruchą skałą, gdy zaczynałem nad tobą pracować bałem się, że zaraz się rozpadniesz. Twój starannie poukładany świat nie był gotowy na tak wielkie zmiany.

  No właśnie. Chaos, w którym rzekomo się obracałeś był tylko pozorny. Przekonałem się o tym dość szybko. W tamtym momencie przestałem wierzyć w twoje:

- Bywały tygodnie, że nie wiedziałem, gdzie będę spał kolejnej nocy.

Wydawało mi się, że ktoś kto kolorystycznie układa ubrania jest na to za mało chaotyczny. A jednak po pewnym czasie musiałem przyznać, że się myliłem. Kiedy spędziliśmy noc w parku zrozumiałem jak działał twój umysł. A raczej tak mi się wydawało. Za nim nie wyciągnąłeś błyszczącego pierścionka.

- Kocham cię, Kofi - szepnąłeś cicho.

- Kocham cię, Fetti - odpowiedziałem.

   I zapanowała cisza, bo twoje dłonie drżały do tego stopnia, że nie byłeś w stanie wsunąć mi na palec pierścionka. A ja nie potrafiłem ci pomóc, bo chociaż to ja byłem tym rozważnym i opanowanym, to też cały drżałem. Nie, nie z niepewności, a z miłości, którą zdążyłem cię obdarzyć.

Pokusa ~ skijumping one shotsWhere stories live. Discover now