77. Kopciuszek - D.Huber x J.Hörl

169 22 13
                                    

,,I zegar wybił północ"


Był sobie mały chłopiec. Rodzeństwo czytało mu bajki na dobranoc, po czym całowali go w jasną główkę i układali go do snu. Miał szczęśliwe dzieciństwo. Bez strachu. Bez większych zmartwień.

   Był sobie inny chłopiec. Mieszkał na tej samej ulicy, tylko po jej przeciwległym końcu. W małym budynku z wieloma pokojami. Swój musiał dzielić z obcymi chłopcami, którzy nie byli jego braćmi. Byli starsi. Bili go, popychali.  On nie mógł narzekać. Miał przecież dach nad głową.

   Byli sobie dwaj nastolatkowie. Widywali się codziennie. Nie zamienili nigdy ze sobą nawet słowa. Mały chłopiec był ponad to. Nie chciał smucić rodziców, nie mógł zadawać się z dziećmi z tamtego domu. Był posłusznym nastolatkiem. Nie buntował się. Nie potrafił. Tak mawiał, popalając coś więcej niż papierosa, popijając soczek jabłkowy z procentami. Ten drugi, inny, przyglądał mu się z daleka, znad nowo rozpoczętej książki.

   Byli sobie dwaj licealiści z ostatniej klasy. Obydwaj uzdolnieni. Obydwaj pewni siebie o silnych charakterach. Jeden i drugi nieznoszący sprzeciwu, niepotrafiący rozmawiać i współpracować z nikim. Gwiazdy zdecydowały, że będą musieli ze sobą współpracować w najważniejszym rocznym projekcie. Daniel nie mógł powiedzieć, że lepiej i szybciej zrobi to sam. Jan nie mógł powiedzieć, że rodzice nie pozwolą mu robić projektu z kimś z nizin społecznych. Musieli zamilknąć. Zacisnąć usta i pięści, zacząć współpracować.

   Poszli do nijakiej kawiarni, znajdującej się na samym środku ich ulicy. Zajęli miejsca, w głębi pomieszczenia. Daniel nie lubił ciekawskich wspomnień. Jan nie chciał, by ktoś go tu zobaczył z tym innym chłopakiem. Połączyła ich ta niema nić porozumienia.

  Zamówili kawę. Daniel otworzył książki, Jan laptopa. Przez chwilę się tylko na siebie patrzyli. Prychnęli, w tym samym momencie. Każdy sam przeczytał polecenie. Znów ich spojrzenia się skrzyżowały. Musieli ze sobą rozmawiać. Jan odgarnął z czoła grzywkę. Daniel przygryzł wargę. Czekały ich długie tygodnie współpracy.

***

    Z trudem się dogadywali. Daniel odkrył, że wiedza jego współpracownika w dużej mierze jest tylko pozorna, a Jan potrafi tylko ładnie i długo mówić. Jan odkrył, że Daniel jest jeszcze dziwniejszy i bardziej zdegenerowany niż mu się na początku wydawało. Przedramiona Hubera pokryte były dziwnymi wzorami tatuaży, w sportowej torbie brzęczały dziwne buteleczki z pastylkami, a oczy Daniela zwykle były dziwne nieobecne. Ale praca szła do przodu. Powoli.

   Co tydzień, panowie, pokazywali nauczycielom postępy. Zadowalające, ale bez błysku, którego obydwaj tak pragnęli. Musieli starać się bardziej. W kawiarni nie można było siedzieć po nocach. Daniel nie mógł zapraszać nikogo do siebie, dlatego zrobił to Jan. Przełamując obrzydzenie pod nieobecność rodziców, wprowadził tego chłopaka pod swój dach.

   Był dobrym gospodarzem. Zrobił dzbanek herbaty, wyciągnął ciasteczka. Zaprowadził swojego gościa do salonu. Wydawało mu się, że Daniel zrobił się nagle malutki i niepewny siebie. Jan poczuł przypływ sił i uśmiechnął się kpiąco do swojego partnera. Ten tylko pochylił głowę, a na twarz opadło mu parę blond pasemek. Delikatny rumieniec wypełzł na jego twarz.

- Chyba powinniśmy zabrać się do pracy, Huber - Jan otworzył laptopa.

    Daniel pokiwał głową. Zabrali się do pracy, a z dzbanka zaczęła unosić się para. Jan musiał przyznać że jego gość robił zdecydowanie więcej i szybciej. Poprosił o dolewkę herbaty cichym, niskim głosem, jakim się jeszcze nie zwracał do gospodarza. Temu, to się spodobało. Poczuł przyjemne wibracje w dolnej partii brzucha na sam tembr tego głosu. Przygryzł wargę i tylko poszedł do kuchni. Oparł się o blat i zaczął planować wdrożenie w życie bajki o Kopciuszku. No przynajmniej częściowo...

     Jan wrócił po dłuższej chwili z nowym dzbankiem herbaty i butelką wina. Postawił to na stole.

- Nie uważasz, że trochę tu gorąco - Jan uśmiechnął się do swojego gościa po raz pierwszy przyjaźnie.

- Otworzysz okno? - przytaknął mu Huber.

     Jednak gospodarza nie zniechęcił ten komentarz Daniela. Nie zważając na zaskoczone spojrzenie chłopaka zaczął ściągać przy nim drogą bluzę, pod którą nic już nie miał. Tylko idealnie wyrzeźbione na siłowni ciało. Rozbawiło go trochę zmieszane spojrzenie Daniela.

- Niewiniątko? - zagadnął Jan - myślałem, że tacy, jak ty zaczynają znacznie, znacznie wcześniej.

- Tacy jak ja? - nie zrozumiał Huber, marszcząc brwi.

- Przecież mieszkasz w...

- A, o to ci chodzi - prychnął cicho Daniel - mogłem się spodziewać... Naprawdę przykro mi, że profesor nie wybrał ci do towarzystwa innego księcia z bajki, a mnie innego... ,,takiego jak ja", ale to nie moja wina, że musisz pracować ze mną i nie życzę sobie...

- Spokojnie - Jan roześmiał się i podszedł do drugiego chłopaka i pchnął go na oparcie sofy - naprawdę cieszę się, że tu jesteś, chociaż nie obstawiałem, że to ja będę cię musiał czegoś nauczyć.

- Nie będziesz musiał. Skończyliśmy projekt, a ja muszę... - Huber zerwał się na równe nogi, wpadając na gospodarza.

- Nie puszczę cię samego w noc, a poza tym, jeszcze nie wybiła północ, Kopciuszku - Jan złapał swojego towarzysza za nadgarstek.

- Puszczaj - syknął Daniel.

- A co? Pobijesz mnie? -  Horl przewrócił oczami - tego tam cię nauczyli?

    Ten inny chłopak tylko znowu spuścił wzrok.

- Tak myślałem - gospodarz zaśmiał się i sięgnął do starej, wyblakłej koszulki swojego gościa.

***

     Minęło parę lat i chłopcy znów stanęli na przeciw siebie.

      Jan już nie był małym chłopcem. Był dorosłym mężczyzną, poszukującym swojego Kopciuszka, który uciekł tamtej nocy, nic po sobie nie pozostawiając. Jan jednak nie chciał, a może bardziej bał się zapytać Daniela o rękę. Pragnął mu jedynie powiedzieć, że poniósł zasłużoną karę, w postaci nieprzemijającego uczucia samotności, pożądania i miłości, skierowanego w stronę Hubera.

   Daniel nie był już tym innym chłopcem. Był bankierem. Samotnym, cichym, zranionym. Stracił pewność siebie. Zostawił ją w rękach bardzo nieodpowiedzialnego człowieka, który zaprosił go do swojego domu i nie wypuścił o północy. Cały czar, więc prysł, a Daniel musiał uciekać o świcie.

    Teraz znów na siebie patrzą. Tym razem są sobie równi. Jan już nie będzie mógł chwycić dłoni Daniela. Daniel tym razem będzie mógł odpowiedzieć, o ile, oczywiście się odważy.

   Mogą oczywiście uciec. Minąć się. Udać, że się nie znają, ale coś ich do siebie ciągnie.

    Może, gdyby poznali się w innych okolicznościach wszystko skończyłoby się dobrze? Może, gdyby Daniel nie był inteligentnym Kopciuszkiem, a Jan rozkapryszonym księciem, to teraz staliby ramię w ramię, a nie po przeciwnych stronach.

Jan chce coś powiedzieć.

     Ale Daniel nie może mu dać dojść do słowa. Chociaż minęło tyle czasu, to wspomnienie tamtej nocy nadal jest bolesne.

- Przepraszam - mówi Jan głosem nie tak pewnym, jak wtedy, gdy informował Daniela, że jest mu gorąco.

    Huber tylko kiwa głową. Jan zbliża się, ale zegar znów wybija północ.


Uroczyście przysięgam, że naprawdę miało być szczęśliwe zakończenie, ale nie wyszło. Może następnym razem.

A tak w ogóle, co byście powiedzieli na serię baśniową z naszymi skoczkami? Był ,,Kopciuszek", to co chcecie kolejne?




Pokusa ~ skijumping one shotsWhere stories live. Discover now