97. K.Stoch x M.Kot - Przed nocą

189 24 2
                                    


  Noc zapadała nad Sochi. Do pokoju, niczym cień wsunął się chłopiec. Przepraszam, już od paru lat mężczyzna. Spojrzał na mnie smutny, może nieco wystraszonym wzrokiem i odgarnął z czoła, opadające na jego twarz ciemne kosmyki. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę w milczeniu. W końcu uśmiechnąłem się zachęcająco i dłonią wyprostowałem koc na łóżku. On podszedł nieśmiało. Zatrzymał się parę kroków ode mnie.

– Nie mogę zasnąć – wyznał cicho.

– Stres przed debiutem – bardziej stwierdziłem niż zapytałem.

Mężczyzna skinął głową i nieśmiało usiadł na skraju łóżka. W milczeniu przyglądał się książce leżącej na nocnej szafce, potem jego wzrok wylądował, na odsłoniętym fragmencie kolorowej pościeli i delikatnie się uśmiechnął.

– Tyle razy skakałem na normalnej skoczni, nawet na mistrzostwach świata, a teraz czuję się jakbym miał to robić pierwszy raz w życiu – swoim nieco przyciszonym głosem rozpraszał ciszę.

– Może te pięć kółek na koszulce startowej robią taką różnicę? - zagadnąłem.

– Może – odpowiedział trochę zbyt zamyślony.

Przybliżyłem się do niego i pogładziłem po przyjemnych w dotyku włosach. Uśmiechnął się smutno.

– Pamiętaj, jutro nie możesz za dużo myśleć – powiedziałem cicho.

– Wiem – odpowiedział spokojnie i położył mi głowę na kolanach – więc pozwól mi dzisiaj z tobą zostać.

Skinąłem głową i zacząłem gładzić go plecach. I tak minęła noc przed jego debiutem, a moim kolejnym konkursem olimpijskim.

***

Poszliśmy na skocznię. Śnieg odbijał promienie słońca. Uśmiechnąłem się w kierunku jego jaśniejącej tarczy, chcąc złapać chociaż trochę kolorków. Simon zawsze powtarzał, że olimpijskim podium zawsze trzeba umieć się zaprezentować...

Kolejni skoczkowie oddawali swoje próby, a ja patrzyłem na nich przez przeszklone ściany pomieszczenia, gdzie czekałem na swoją próbę. I gdyby nie fakt, że na twarzach moich sportowych rywali nadal malował się strach, to pewnie bym z taką pewnością siebie nie wyszedł na rozbieg.

***

Po tym wszystkim pamiętałem tylko euforię. Wiatr pod nartami i migającą mi w kącie oka biało – czerwoną flagę. Potem poczułem ciała swoich kolegów z drużyny. Nieco zdezorientowanym spojrzeniem szukałem Maćka, na których ramionach już po chwili się znalazłem. Szczęście i przyjemne ciepło wypełniało mnie w każdym, nawet najmniejszym calu. Zrobiłem to, naprawdę to zrobiłem, a złoty krążek już niedługo miał zawisnąć na mojej szyi.

Dawid i Piotrek już spali, kiedy z Maćkiem i Jankiem wróciliśmy do hotelu. Ten ostatni uśmiechnął się do nas i przepraszając udał się na spoczynek, wykończony, i senny.

– Nie przeszkadzaj Piotrkowi i chodź do mnie – poprosiłem – dzisiaj ja nie chcę być sam.

Maciek skinął głowę i poszedł ze mną. Synchronicznie zrzuciliśmy z siebie kurtki i buty, czapki cisnęliśmy czapki na stół a potem zmęczeni usiedliśmy naprzeciw siebie na podłodze. On oparty o szafę, ja o łóżko.

– Jesteś niesamowity – powiedział z energią, którą rzadko się u niego widziało – to co zrobiłeś... ale wierzyłem w ciebie, Kamil, naprawdę.

Roześmiałem się, patrząc na jego rozjaśnione oczy. I wtedy zrozumiałem. Nadal w nas buzowała adrenalina i nie tylko ja jeszcze byłem na zeskoku skoczni, czując na sobie ciepło ciał, chłód wiatru i pełne podziwu spojrzenia w rywali. Maciek patrzył na mnie teraz jak oni, jakby na plecach wyrosły mi skrzydła, dzięki którym mogłem pokonać rywali z tak niebotyczną, jak na tę skocznię przewagę.

Pokusa ~ skijumping one shotsजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें