18. Nie ja powinienem tu być - M. Hayboeck x T. Morgenstern

381 15 16
                                    

Jakiś czas temu muszkiiet wspominała o tym shipie, postanowiłam coś z tym zrobić i wyszło to. Zapraszam❤️

       Świąteczny pociąg, tak Michael nazywał ten, który zwykle odbierał go z Wiednia i wiózł do domu. Przyjemny, spokojny i cichy o szóstej rano, jego ulubionej porze dnia. Jednak tym razem stał i patrzył jak odjeżdżał. Jeszcze nie mógł wrócić do rodziny, dziewczyny, do zwykłego spokojnego świata, który tak zawsze kochał. Wiedział, że nie potrafiłby usiąść przy kominku wziąć jej na kolana i zanurzyć twarzy w jej włosach, nie mógłby też z nią porozmawiać jak kiedyś, bo parę miesięcy temu to ona wyprowadziła ich relacje na poziom nieco wyższy niż przyjaźń... A on zaczynał teraz tego żałować.

    Stał na peronie w Wiedniu i nie potrafił zrobić kroku w żadnym kierunku. Nie mógł wrócić do niej, nie mógł pójść do niego... Stał rozdarty...

- To co zrobisz, będzie tylko i wyłącznie twoim wyborem, i tylko ty poniesiesz jego skutki - powiedział mu przed paroma godzinami Gregor - a ja nie mogę ci powiedzieć czy warto.

- Pamiętaj, że na Thomasa ktoś czekał - przypomniał Kofler.

       Stefan odprowadzał go tylko smutnym spojrzeniem. Dobrze wiedział, że dla Michaela będzie tylko najlepszym przyjacielem.

      Michael wolałby, albo żeby ktoś go zaprowadził za rączkę, albo wsadził do pociągu i nie pozwolił wysiąść na najbliższej stacji. Jednak musiał dokonać wyboru, najtrudniejszego na przestrzeni ostatnich lat. 

    W głowie miał miliard myśli. Na pierwszy plan, najczęściej wysuwał się się obraz jego i Thomasa, dwóch połączonych ciał po zwycięskich, dla starszego z mężczyzn zawodach w Titise. Pamiętał  delikatną, wilgotną fakturę ust mężczyzny, ciepły nieco przyspieszony oddech. Jego dłonie wciąż pamiętały twardość mięśni i przyjemną, satynową skórę. Uszy wspominały namiętny szept, a oczy, niewiarygodny wygląd Thomasa. 

   Jednak zaraz potem rzucały na to cień słowa chłopaka sprzed paru dni.

- W domu czeka na mnie moja była, która spodziewa się mojego dziecka - może i wiedział o tym wcześniej, ale dopiero wtedy dotarły do niego w pełni te słowa.

- To się nazywa rozbicie rodziny - w innym kontekście ktoś użył tego sformułowania, które Michiemu idealnie pasowało do tej sytuacji.

     Potem znowu krople potu na ciele, ślady palców Thomasa. Wymieszany zapach perfum, alkoholu i papierosowego dymu.

- Chcę być bliżej - szeptał wtedy Morgiemu.

     Ostatnia noc przed upadkiem.

     Ciało skoczka bezwładnie leżącego na zeskoku. Morgi wstaje. Uśmiecha się, ale znowu upada i już nie wstaje. A Mich stoi sam wśród ludzi, wszyscy coś robią, krzyczą, on nie wie co ma robić. Jego z nimi nie ma. Jest przy Thomasie, to znaczy chciałby być, ale... nie pozwolą mu. 

- Czasami dotyk leczy - powiedział mu przed paroma godzinami.

Nie tym razem. Teraz jest tylko strach i prawdziwy ból. To wszystko trwało wieki... kłamstwo. Zdecydowanie krócej. Pojawił się Walter. Wszystko sprawdza dokładnie. Na telebimie pokazują Pointnera. Na jego twarzy malował się prawdziwy, szczery ból. To znaczy, że było gorzej niż wszyscy sądzili.

- A ty się nigdy nie boisz, kiedy lecisz? - Thomas nad ni  górował tamtej nocy.

     W głowie Michaela pojawił się obraz wołającego o pomoc Thomasa. Musiał być przy nim.

Pokusa ~ skijumping one shotsजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें