55. Lellinger

258 27 17
                                    

michael_is_a_hotdog

Usta twoje: ocean rozmowy,

Spojrzenie: fala wzburzona.

A twoje szerokie ramiona: Pas ratunkowy...

  

Jesteś kruchy i delikatny, dopiero teraz to dostrzegam, kiedy patrzysz na mnie spoza czarnej okładki bezimiennej książki, gdy podając ci herbatę muskam bladą skórę twoich dłoni. Uśmiechasz się do mnie, ja do ciebie, chociaż nasze serca krwawią, po co okłamywać się, że jest inaczej.

Pewnego dnia zapraszasz mnie na spacer. Od pięciu lat nie byliśmy na takim. To moja wina, przepraszam. Powiedziałeś, parę dni temu, że kochasz mnie za to, że ratuję świat, więc boję ci się teraz powiedzieć, że jest trochę inaczej, że sam nie potrafię zrobię nic. Rozmawiam z innymi pokrzywdzonymi duszyczkami, bo szukam w nich siebie. Prostej odpowiedzi na skomplikowane pytanie – kim tak naprawdę jestem?"

Nie rozmawiam z tobą, jak z innymi, bo ty jesteś skałą, ścianą, przystanią. Jesteś moim obrońcą, moją dobrocią. Dopuszczam ciebie blisko, blisko siebie, prawie nic już między nami nie ma. Oprócz mojej zdrady. Niepotrzebnej, złej, przypadkowej. Czy to nie jest straszne, że jeden błąd, jeden dzień, decyzja lub jej brak są w stanie zmienić całe życie? A twoje, wymykające się schematom działanie, reakcja na moje wyzwanie, powoduje, że nie wiem, co mam teraz zrobić?

Nie kocham Markusa. Nie kochałem go nigdy inaczej niż jak przyjaciela. A jednak stało się. Ty tego nie rozumiesz i nawet nie udajesz, że jest inaczej. A jednak walczysz ze sobą i starasz się wybaczyć mi. Nigdy ci się za to w pełni nie odwdzięczę.

No więc idziemy. Razem. Zaskakujesz mnie i splatasz nasze palce. Chcesz coś powiedzieć, ale boisz się, że głos zacznie ci drżeć. Skąd wiem? Czuję to. Od tylu lat się znamy. Pamiętam nas jako dzieci, nastolatków i bardzo młodych dorosłych z jeszcze gorącymi dokumentami informującymi wszystkich zainteresowanych, że już możemy kosztować wszystkiego. Ten ostatni okres nie trwał długo, bo ja musiałem bardzo szybko dorosnąć, a ty wziąłeś na siebie część mojego ciężaru i tak przestaliśmy być dziećmi.

Jak widzisz moja wina, ale tego nie przyznasz.

– Andiś – mówisz w końcu, tak cicho, że ten szept zlewa się z szumem wiatru – chciałbym, aby było jak dawniej.

Wiem, o którym ,,dawniej" mówisz, bardzo chciałbym ci to dać. Nawet nie wiesz jak.

– A może... – zatrzymuję się na chwilę i pozwalam by promienie słoneczne oświetlały mój lewy profil – zróbmy to teraz inaczej, dojrzalej.

Patrzysz na mnie zamyślony. Ta chwila wypełniona jest emocjami i uczuciami, napięcie wisi w powietrzu, a ja jak zawsze w momencie zdenerwowania mam ochotę zacząć się śmiać. Chcę odgadnąć, o czym myślisz. Przymykam oczy. Pochylasz się nade mną. Czuję, jak przysłaniasz mi słońce. Twoje wargi lądują na moich ustach. Muskasz tylko.

– Tak? – pytasz tym niskim głosem, który dotąd traktowałem tylko jako wspomnienie.

Nie jestem w stanie odpowiedzieć, bo wcale nie czuję się dojrzale. Po prostu wypełniasz mnie ciepłem. Dlatego tylko kiwam głową i nie otwieram oczu.

Znowu jesteś przy mnie. Tym razem na mojej twarzy lądują twoje dłonie. Twoje palce są na moich policzkach, masujesz moją skórą samymi opuszkami. Napierasz na mnie. Moje ciało odczuwa ekscytacja. Twój ruch jest jak bodziec, jak przypomnienie najpiękniejszego wspomnienia z dalekiej przeszłości, jak śnienie od nowa idealnego snu. Znajdujemy naszą melodię. Chociaż w głowie mam mętlik i nie jestem w stanie opisać innego uczucia niż ,,szczęście", to moje ręce wiedzą co robić, moje biodra napierają na twoje. Na pięknej, leśnej polanie, opadamy na trawę. Śmiejesz się. Ty czystym pięknym śmiechem, który tak uwielbiam.

Nie jest dobrotliwy, wyrozumiały, wymuszony, jak ten trwający już pięć lat. Pochodzi z przeszłości. Słonecznej, niewinnej i dobrej. Upadam na ciebie. Mogę patrzeć na twoją twarz. Całuję twój policzek. Odpowiadasz tym samym.

– Pierwszy las kochaliśmy się w domku nad jeziorem, na obozie sportowym, pamiętasz? – opieramy o siebie nasze nosy.

– Miałem niespełna szesnaście lat – chichoczę – nie mogłem potem w nocy zasnąć.

– A mi się nigdy lepiej nie spało – przygryza moją wargę – ty zawsze byłeś wrażliwszy.

I teraz to moje plecy stykają się z ziemią. I nic nieznaczący, chwilowy ból pleców, przypomina dzień, kontrastujący z tym. Dzień zły.

Zauważasz to. Dlatego odganiam ciemne myśli.

– Czy wszystko jest w porządku? – pytasz.

– Prawie idealnie – odpowiadam i przyciągam się do siebie.

Rozbierasz mnie a ja ciebie. Jesteśmy na równi. Nigdzie nam się nie spieszy, nie kneblujesz mnie. Nie mam związanych rąk, więc nie boję się. Nie brzydzę się sobą, gdy twój usta znajdują się moich żebrach, a dłonie delikatnie rozchylają uda. Sam mam ochotę zrobić to szybciej, ale podoba mi się, że chcesz mnie do siebie na nowo przyzwyczaić.

Bo przecież nie mam piękniejszych wspomnień niż z tobą.

Jesteś dobrym elementem układanki mojego życia.

Jesteś, jesteś, po prostu przy mnie

Dlatego krzyczę twoje imię.

Z radością.

Że wreszcie mogę.

– Dziękuję – mówię, gdy już leżysz obok i bawisz się moim uchem.

– Za co? – pytasz.

– Za wybaczenie – znów patrzę w twoje oczy – za czekanie i... za to.

Dotykam mojej obrączki.

– Dziękuję, że jesteś – odpowiadasz tylko.

I nie wiem czy ten dzień to sen.

Czy jutro nie obudzę się sam?

Czy będę tęsknić?

Czy będziesz oddzielnym bytem, jedynie lewitującym obok?

Nie wiem. I nie chcę wiedzieć.

Pragnę się cieszyć chwilą. Tobą obok mnie.

Pragnę się cieszyć słońcem i zapachem kwiatów.

Bo seks znów kojarzy mi się z tobą. Przyjemnością i wolnością.

Nie przymusem i bóle.

Nie przypadkiem i pomyłką.

Dziękuję, Stephan. 

Jestem cholernie dumna z tego shota. Bardzo mi się podoba, mam nadzieję, że wam też.
To chyba pierwszy słodki, pozytywnie zakończony Lellinger w życiu, więc pierwszy raz już za mną😉❤️

Pokusa ~ skijumping one shotsWhere stories live. Discover now