Rozdział 4. Nietoperz w swoim żywiole

772 33 1
                                    

Miriel obudziła się z miłym zaskoczeniem. Przez duże okna ich małego dormitorium wpadały promienie słońca. Przeciągnęła się, ziewając i rozejrzała. Beth i Maddy spały w najlepsze. El leżała obok jej głowy, pogrążona we śnie.

Ich dormitorium było małe, ale przytulne. Przy każdej ścianie stało jedno z łóżek, z czerwonymi, ciężkimi kotarami i baldachimem. Obok łóżek stały szafki nocne, na których najczęściej wszystko było porozwalane, oraz małe biurka. Na samym środku stał wysoki do samego sufitu piecyk, który w zimie ogrzewał całe dormitorium. Meble były drewniane i nadawały klimatu pomieszczeniu. Okna, duże i prawie zawsze brudne, wpuszczały mnóstwo światła, dzięki czemu pomieszczenie wydawało się większe. Miriel nie wyobrażała sobie mieszkać na przykład w dormitorium Ślizgonów, gdzie nie było okien.

Wstała pośpiesznie i udała się do łazienki. Była ona niewielkich rozmiarów, z lustrem, szeroką umywalką i wanną. Umyła twarz, a zimna woda ją pobudziła. Potem przebrała się w szatę i spojrzała na zegar. Było w pół do ósmej, czyli trwała pora śniadania.

- Wstawajcie - powiedziała na głos, ale ani Maddy, ani Beth nie drgnęły.

- WSTAWAJCIE!

Krzyki też nie pomogły. Wzięła poduszki i cisnęła nimi w przyjaciółki.

- C-co...? - spytała zaspanym głosem Maddy, nadal nie otwierając oczu.

- Wstawiaj, Harris - odrzekła. - I obudź Beth, ja idę na śniadanie.

W Wielkiej Sali było zamieszanie. Opiekunowie domów rozdawali plany lekcji. Miriel podeszła do profesor McGonagall.

- Dzień dobry - powiedziała.

- Ah tak, Feanar. Eliksiry, obrona przed czarną magią, zielarstwo... Wybitny. Kontynuujesz te przedmioty, prawda? - Profesor McGonagall spojrzała na nią uważnie.

- Oczywiście - odpowiedziała. Miriel nie wiedział, co chce robić, gdy skończy szkołe, więc po prostu kontynuowała te przedmioty które ją interesują lub uważa je za jakkolwiek przydatne.

- Astronomia?

- Nie - rzekła. Choć kochała ten przedmiot to i tak już większości nauczyła ją babcia, więc kontynuowanie było bez sensu. - Zaklęcia i transmutacje też kontynuuje. To będzie chyba tyle... Runy odpuszczę - powiedziała, a McGonagall po chwili wręczyła jej plan lekcji.

Miriel usiadła do stołu i zaczęła jeść jajecznicę z tostem. Plan lekcji był całkiem w porządku. Mnóstwo wolnego czasu, co niestety jest niczym w porównaniu do natłoku zadań domowych i nauki, jaka ich czeka. O dziewiątej zaczynają się dwie godziny obrony ze Snapem. W końcu ma swoją wymarzoną posadę. Ciekawe na jak długo.

Gdy skończyła jeść, dołączyły do niej Maddy i Beth. Obie były niewiarygodnie zaspane. W pierwszej kolejności poszły po plany lekcji, a następnie opadły na siedzenia naprzeciwko Miriel.

- Zaraz zginę... - oświadczyła Harris, wbijając widelec z kawałek kiełbaski.

- Na pocieszenie ci powiem, że za godzinę dwie godziny ze Snapem - powiedziała Miriel, przeczesując palcami swoje rude włosy, które były dzisiaj wyjątkowo napuszone.

- Świetnie - westchnęły jednocześnie.

- Hej - usłyszały głos Harry'ego, który przysiadł się kawałek obok Miriel i uśmiechnął się do dziewczyn.

Twarz Beth przybrała lekko czerwony odcień i pochyliła się nad talerzem, zasłaniając kurtyną blond włosów. Miriel to zauważyła i uśmiechnęła się pod nosem.

- Potter! - zawołała profesor McGonagall, a chłopak wstał i ruszył w jej kierunku.

- Elizabeth! Czyżby ktoś się zakochał?! - powiedziała podekscytowana Miriel, nachylając w stronę stołu. Maddy od razu się ożywiła.

𝐘𝐨𝐮 𝐚𝐥𝐰𝐚𝐲𝐬 𝐡𝐚𝐯𝐞 𝐚 𝐜𝐡𝐨𝐢𝐜𝐞 | Draco Malfoy  Where stories live. Discover now