Rozdział 45. Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz

424 16 3
                                    

- Gdzie idziesz? - zapytała Maddy, widząc, że Miriel ubiera kolejno czapkę, szalik i płaszcz.

- Przejść się  - odrzekła i wyszła z dormitorium, wkładając różdżkę do kieszeni płaszcza w kolorze ciemnej zieleni.

Wtorkowe popołudnie było dziś całkiem przyjemne. Przez noc napadało sporo śniegu, a słońce było już nisko na horyzoncie, oświetlając błonia bladym, pomarańczowym światłem. Miriel wyszła z zamku na dziedziniec. Uczniowie najmłodszych klas rzucali się śnieżkami, goniąc się nazwajem. Cały dziedziniec wypełniało echo śmiechów, a w powietrzu było czuć dobrą zabawę. Niektórzy budowali lodowe zamki z użyciem czarów.

Miriel wyminęła ich i udała się w stronę jeziora, pokonując spore zaspy śniegu, który mienił się przepięknie w pomarańczowym świetle. Wiał delikatny, mroźny wiatr, który muskał zaczerwienione policzki Miriel. Powietrze miało cudowny zapach; świeży, orzeźwiający. Z chatki Hagrida ulatywały kłęby dymu, tańczące nad kominem i zanikające ponad koronami drzew zakazanego lasu.

Gdy doszła na skraj jeziora, przycupnęła na lekko oblodzonym kamieniu, znajdującym się pod koroną ogromnego buka. To miejsce kojarzyło jej się tylko z jednym. Z nim.

Siedziała, wpatrując się w gładką, srebrzystą taflę jeziora. Słońce było coraz niżej. Za pół godziny zniknie. Miriel starała się oczyścić swój umysł, ale nie wiedziała nawet od czego zacząć. Zbyt wiele myśli kłębiło się w jej głowie.

Nagle usłyszała charakterystyczny dźwięk stawianych kroków na świeżym śniegu. Odwróciła głowę i ujrzała Malfoya, idącego w jej kierunku. Jej serce zabiło mocniej na jego widok. Wiatr targał jego białe włosy, a blada skóra w świetle zachodu nabierała zdrowego wyglądu.

- Śledzisz mnie? - spytała Miriel, ponownie wbijaj wzrok w horyzont.

Chłopak usiadł na kamieniu zaraz obok niej. Miriel przeszył przyjemny dreszcz.

- Wracałem z sowiarni i cię zauważyłem - odrzekł po chwili, również wpatrując się w horyzont.

Miriel poczuła się lekko zawstydzona, przypominając sobie okoliczności, w jakich ostatnio rozmawiali, kiedy płakała w pokoju życzeń.

- Dlaczego byłaś z Bletchleym na podwieczorku u Slughorna? - zapytał Draco. Jego głos był łagodny i spokojny. Takiej wersji Malfoya Miriel jeszcze nie słyszała. Wyczuć można było jednak nutkę zazdrości.

Zdziwiło ją to pytanie, a jednocześnie uderzyła ją fala nagłego stresu związana z sytuacją pomiędzy nią a Milesem.

- Dlaczego pytasz? - spytała, chowając ręce do kieszeni, bo zaczęła czuć nieprzyjemne mrowienie w palcach spowodowane zimnem.

- Podobno go nie znosisz, więc skąd ta nagła zmiana? - rzekł.

- Nienawidzę go - odpowiedziała Miriel, próbując trzymać emocje na wodzy. Nie miała zamiaru już nigdy przy nim płakać, żeby nie poniżać się jeszcze bardziej.

- Trochę to niespójne - prychnął.

- Powiedzmy, że nie miałam wyboru - westchnęła po chwili.

- Podobno każdy ma wybór. Twoje własne słowa - powiedział, kładąc nacisk na ostatnie zdanie.

Hipokrytka, pomyślała Miriel.

- Jedna opcja gorsza od drugiej - mruknęła. - Nie chce o tym rozmawiać.

Malfoy spojrzał na nią, lecz Miriel nie oderwała wzroku od horyzontu. Jej oczy wyglądały jakby były wypełnione płynnym złotem, a włosy w tym świetle zdawały się płonąć. Próbowała się nie zaczerwienić. Jej serce galopowało, widząc kątem oka, że zimne oczy koloru stali wpatrują się w jej twarz.

𝐘𝐨𝐮 𝐚𝐥𝐰𝐚𝐲𝐬 𝐡𝐚𝐯𝐞 𝐚 𝐜𝐡𝐨𝐢𝐜𝐞 | Draco Malfoy  Where stories live. Discover now