Rozdział 20. Sen

472 17 1
                                    

Po obiedzie miała się odbyć lekcja obrony przed czarną magią ze Snapem. Idąc z przyjaciółkami na lekcje zdała sobie sprawę jak bardzo głupią rzecz powiedziała do Malfoya, a podczas lekcji siedziała jak na szpilkach. Chłopak co chwile zerkał na nią, a jego mina nie wróżyła nic dobrego.

Miriel zasłoniła się kurtyną długich, rudych włosów i notowała wszystko, co mówił Snape, nie odrywając wzroku od pergaminu. Dziś na szczęście była lekcja teoretyczna, więc nie było interakcji z innymi.

Nagle Miriel poczuła ukłucie w plecy. Odwróciła się.

- Czy można wiedzieć dlaczego, do cholery, Malfoy się na ciebie cały czas gapi? - spytała podniecona Maddy, jakby właśnie wydarzyło się coś, o czym można rozpowiadać plotki przez następne dwa tygodnie. Albo lata.

Maddy przeważnie na lekcjach dzieliła ławkę z Beth, a Miriel siedziała sama, lecz już się do tego przyzwyczaiła i całkiem dobrze jej było siedzieć w samotności, choć dość często ktoś się do niej dosiadał.

- Posprzeczaliśmy się na eliksirach - szepnęła Miriel, tak by Snape nie usłyszał. Nie chciała wpakować się w następny szlaban. A w stosunku do Gryfonów był szczególnie surowy.

- Mhm... - mruknęła Maddy, ale nadal bacznie się im przyglądała. Jej nigdy nie umknie żadna drobnostka.

Snape stał na katedrze obok swojego biurka i mówił bardzo cicho, lecz wyraźnie. Jego zimne, przenikliwe, czarne oczy omiatały klasę, co sprawiało, że każdy czuł dreszcze.

Zadzwonił dzwonek, lecz nikt się nie ruszył z miejsca. Dopiero, gdy Snape oświadczył, że lekcja jest skończona, wszyscy wstali i zaczęli zbierać się do wyjścia.

Miriel wyszła jako jedna z pierwszych nie czekając na przyjaciółki. Światło, wydobywające się z okien na korytarzu lekko ją oślepiło, bo w klasie u Snape zawsze było ciemno jak w grobie.  Śnieżyca szalała na dworze, a szyby oblepione płatkami śniegu nie przepuszczały krajobrazu.

Miriel szła żwawym krokiem przez korytarz, który powoli wypełniał się uczniami. Nagle coś złapało ją mocno za ramię i pociągnęło w prawą stronę.

- Chyba musimy sobie o czym porozmawiać - usłyszała chłodny głos, przed którym próbowała uciec.

- Nie mam zamiaru o niczym z tobą rozmawiać - odrzekła Miriel, a ton jej głosu zaskończył nią samą. Był bardzo spokojny, ale zarazem prześmiewczy. Teraz to ona miała władzę i to on musiał prosić o jej uwagę.

- Tak sądzisz? - zakpił, ściskając ją za ramię jeszcze mocniej.

Stali przy ścianę na korytarzu, który wypełnił się uczniami, a niektórzy rzucali na nich podejrzliwe spojrzenia. Na szczęście większość przeszła nawet ich nie zauważając.

- Tak, tak sądzę - odparła, wyrywając się z uchwytu szybkim ruchem. Stali, patrząc sobie w oczy.

- Jeżeli aż tak ci się podobam, że musisz mnie śledzić... - zaczął ze wstrętnym uśmieszkiem na twarzy, lecz Miriel dokładnie widziała jakie jest jego zagranie. Chciał przejąć pałeczkę w tej konwersacji, upokarzając ją, by się zawstydziła, na co ona prychnęła.

- Czy ty naprawdę myślisz - zaczęła, a jej głos był przesycony czymś, czego wcześniej u siebie nie słyszała - ...że zawracałabym sobie głowę kimś takim jak ty?

Niestety tak, pomyślała.

Uśmiech z jego twarzy spełzł tak szybko, jak się na niej pojawił i znów stał się zimny i oschły.

- Jak widać to tak, ale jeśli zobaczę cię gdziekolwiek, że węszysz i wytykasz nos w nie swoje sprawy to pożałujesz - powiedział, a jego szare oczy błysnęły. Utrzymywali kontakt wzrokowy parę sekund.

𝐘𝐨𝐮 𝐚𝐥𝐰𝐚𝐲𝐬 𝐡𝐚𝐯𝐞 𝐚 𝐜𝐡𝐨𝐢𝐜𝐞 | Draco Malfoy  Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon