Rozdział 32. Venenum

418 13 1
                                    

Otworzyła oczy. Przez chwilę nic nie widziała. Poczuła, że w prawej ręce trzyma różdżkę.

- Lumos maxima - powiedziała, dochodząc do siebie. Kula światła błysnęła nad jej ciałem.

Podniosła się do pozycji siedzącej. Czuła, jakby każda część jej ciała była zdrętwiała i wymarznięta do granic. Trzęsła się z zimna i nie wiedziała, gdzie się znajduje. Po chwili sobie przypomniała. Krew zaczęła szybciej krążyć w jej ciele, ale dłonie nadal okropnie piekły i były potwornie czerwone. Wsparła się rękami i podniosła na nogi, czując przy tym okropny ból w prawym ramieniu. Nadal miała wrażenie, że dziwne uczucie w jej ręce nie minęło.

Ruszyła dalej, nie mając pojęcia ile czasu minęło. Była tak zmarznięta, że nogi się pod nią uginały, prawie ich nie czuła. Gdy pomiędzy drzewami w końcu zobaczyła wyjście z lasu, miała ochotę całować ziemię.

Zaczęła ponownie biec. Biegła przez błonia, ślizgając się na śniegu, próbując nie upaść. Całe ciało ją piekło z zimna i oddałaby życie, by jak najszybciej usiąść przed kominkiem w salonu Gryfonów. W jej głowie cały czas przeklinała samą siebie za to, jak pochopnie postąpiła, idąc do zakazanego lasu całkowicie sama w środku nocy. Z drugiej strony jej pustka w sercu znów się powiększyła. Tak bardzo chciała by jej babcia żyła. Posunęła się do aż tak głupich rzeczy byle był cień szansy.

W końcu dotarła do zamku. Wślizgnęła się do środka i popędziła z trudnem na górę. Nikogo nie było w pobliżu.

- Błyskotki - wydyszała do portretu Grubej Damy, która wyraziła bardzo wyraźnie swoje niezadowolenie, że została obudzona.

Miriel wpadła do salonu, który oczywiście był pusty. Podbiegła do kominka, w którym na szczęście jeszcze trzaskał ogień i nastawiła swoje ręce nad płomieniami. Przyjemne ciepło rozeszło się po jej ciele. Siedziała tak parę minut do póki nie ogrzała się chociaż odrobinę. Nadal potwornie się trzęsła. Potem poszła do dormitorium i spojrzała na zegarek. Była północ. Z przerażeniem wpatrywała się w zegar, kalkulując ile czasu leżała w zakazanym lesie.

W końcu zrzuciła z siebie ubrania i spojrzała na ranę zadana przez węża i aż krzyknęła z przerażenia. Rana była dość głęboką i miała dwa duże rozcięcia od kłów. Z rany wcześniej lała się krew, która zdążyła zaschnąć, tworząc brązowe strugi. Teraz z rany sączyła się czarna substancja o konsystencji krwi. Wokół rany widoczne były mocno jej żyły, które przybrały czarny kolor. Wyglądało to przerażająco.

Miriel wpadła w panikę. Nie chcę umierać, myślała gorączkowo. Musi iść do pani Pomfrey. Ale jeżeli tam pójdzie będzie musiała się przyznać, że opuściła teren szkoły i weszła do zakazanego lasu, co było poważnym złamaniem regulaminu, grożącym wydaleniem ze szkoły. Tego też nie chciała.

Nagle ją oświeciło. Rzuciła się do swojego kufra i wydobyła z dna małą fiolkę wypełnioną płynem. Eliksir leczący głębokie rany, który wzięła z lekcji parę tygodni temu. Dalej dygocąc na całym ciele wylała kilka kropel na ranę, która ku jej uciesze zaczęła się zmniejszać. Wylała jeszcze kilka kropel i po chwili rana zniknęła. Miriel odetchnęła z ulga, ale nie na długo. Jad. Dalej krążył w jej żyłach. Nie było jej nic jednak. Nadal rozmyślała, czy możeby nie pójść do pani Pomfrey, ale nie chce ryzykować wyrzucenia ze szkoły. Rodzice by ją zabili.

Rozmyślała chwilę nad swoim stanem i doszła do wniosku, że jakby jad był śmiertelny, nie obudziłaby się już w lesie. Weszła do łóżka, otulając się szczelnie kołdrą, bo nadal było jej potwornie zimno i zamknęła oczy. Długo nie mogła zasnąć, a przed oczami miała czerwone ślepia wielkiego, czarnego węża.

𝐘𝐨𝐮 𝐚𝐥𝐰𝐚𝐲𝐬 𝐡𝐚𝐯𝐞 𝐚 𝐜𝐡𝐨𝐢𝐜𝐞 | Draco Malfoy  Where stories live. Discover now