Rozdział 57. Czas wyznań

388 15 0
                                    

Miriel spędziła praktycznie całą niedzielę śpiąc. Niestety im więcej odpoczywała, tym bardziej była zmęczona. Traciła jakiekolwiek siły. Przyjaciółki odwiedzały ją najczęściej jak tylko mogły, lecz wizyty nie trwały zbyt długo, ponieważ pani Pomfrey nalegała, by dały jej odpocząć. Parę razy dziennie poddawano jej jakiś eliksir, który wzmacniał jej siły i poprawiał samopoczucie.

O osiemnastej Miriel obudziło jakieś zamieszanie. Widząc, która jest godzina, przypomniała sobie, że miała porozmawiać z Dumbledorem. Do sali weszły profesor McGonagall i pani Pomfrey, prowadząc kogoś za ramiona. Miriel od razu rozpoznała te ognistorude włosy.

Posadziły Rona na jednym z łóżek. Był cały blady na twarzy. Nieprzytomne spojrzenie błądziło po pomieszczeniu.

- Zaraz wrócę z esencją rucianą - oznajmiła pani Pomfrey i czym prędzej pobiegła po eliksir do swojego kantorka.

Po krótkiej chwili wróciła i podała Ronowi szklankę z esencją. Wypił ją duszkiem i położył się do łóżka, nadal nie mając pojęcia co sie wokół niego dzieje.

- Severus wziął próbkę tego miodu, by ustalić, jaka to dokładnie trucizna - rzekła McGonagall. Wyglądała na mocno zdenerwowaną, a na jej twarzy malował się strach, ale i troska o swoich uczniów. - Państwo Weasley powinni za niedługo tu być.

- Całe szczęście, że Potter użył bezoaru. Gdyby nie on, już by nie żył - powiedziała ze strachem pani Pomfrey i odetchnęła z ulgą, patrząc łagodnie na Rona.

Ron leżał z zamkniętymi oczami. Albo spał, albo był na tyle nieprzytomny, że po prostu całkowicie stracił kontakt z rzeczywiścią.

- Nie mam pojęcia jak to się mogło stać i skąd Horacy miał w gabinecie taki napój - westchnęła profesor McGonagall, patrząc w przestrzeń. Dwójka jej podopiecznych wylądowała w skrzydle szpitalnym w ciągu dwóch dni.

- Wydaję mi sie, że wspomniał, iż dostał go na święta - odrzekła Pomfrey.

Obie nie zwracały najmniejszej uwagi na Miriel, myśląc, że ta śpi. Odpowiadało jej to, choć z drugiej strony była bardzo ciekawa co się stało. Czuła jednak też strach i nie chciała dopuścić do siebie myśli, która ją nawiedziła.

- Muszę iść do dyrektora. Czeka tam już Horacy. Gdyby przyszli państwo Weasley, przyślij ich najpierw do nas - rzekła McGonagall i wyszła w pośpiechu.

Tak więc Miriel szybko podjęł decyzję i zrezygnowała z rozmowy z Dumbledorem na tą chwilę. Nie chciała mu zawracać głowy w takiej sytuacji. Wiedziała, że jej przypadek jest równie ciężki, a prawdopodobnie gorszy, lecz coś ją nadal powstrzymywało. Próbowała walczyć z tym uczuciem.

W ciągu dwudziestu minut przybyli państwo Weasley zobaczyć się z synem. Miriel znała ich tylko z widzenia. Co roku spotykała ich na peronie. Zostali oni skierowani od razu do dyrektora. Po jakichś trzydziestu minutach wrócili z powrotem i siedzieli przy łóżku syna. Pani Weasley szlochała cicho, pocieszana przez męża. Miriel przez cały ten czas udawała, ze śpi.

O godzinie dwudziestej, gdy państwa Weasley już nie było, pani Pomfrey pozwoliła w końcu odwiedzić Rona po dziesięciominutowej sprzeczce przed wejściem.

Do sali weszli Harry, Hermiona; blada jak kreda, Ginny oraz Fred i George. Wszyscy mieli grobowe miny.

- Ja to się stało, Harry? - zapytał George, siadając na skraju łóżka brata.

Harry opowiedział im całą historię, przez co i Miriel poznała szczegóły zdarzenia. Okazało się, że Rona trafił eliksir miłosny, więc wraz z Harrym udali się do Slughorna, by ten przyrządził antidotum. Potem mieli zamiar napić się wspólnie miodu pitnego, lecz ten okazał się zatruty, co spowodowało atak Rona. Na szczęście Harry szybko zadziałał z bezoarem, ratując mu życie. Potem Slughorn wezwał pomoc i po chwili pani Pomfrey wraz z McGonagall przyprowadzili go tutaj.

𝐘𝐨𝐮 𝐚𝐥𝐰𝐚𝐲𝐬 𝐡𝐚𝐯𝐞 𝐚 𝐜𝐡𝐨𝐢𝐜𝐞 | Draco Malfoy  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz