Rozdział 64. Celeborn

415 18 7
                                    

Miriel położyła się na ziemii i zamknęła oczy. Wiedziała, że musi najpierw oczyścić umysł. Zajmowało jej to sporo czasu, by wyzbyć się całkowicie wszystkich negatywnych emocji. Skupiła się, nie rozpraszając niczym innym. Po chwili czas przestał istnieć. Znów przeniosła się do zakamarków umysłu niedostępnych dla wielu osób.

Potem, gdy jej umysł był całkowicie otwarty, skupiła się na klatce piersiowej i dłoniach, by znaleźć w sobie ten niewielki płomyk. Czas mijał, choć Miriel tego nie odczuwała. Musiała znaleźć jakiś bodziec. Bez tego się nie obejdzie. Coś, co ją uszczęśliwia. Co sprawia, że chce się jej żyć.

Pomyślała o rodzicach. O swojej matce i ojcu. Zawsze ją wspierali i pomagali dążyć do celu. Przypomniała sobie moment, w którym dostała swój list do Hogwartu. Nigdy nie zapomni uczuć, jakie nią wtedy targały, czytając list. Była najszęśliwszym dzieckiem na ziemii. A jej rodzice byli wtedy tacy dumni. W zeszłe wakacje, gdy dostała wyniki SUM, rodzice cieszyli się bardziej od niej samej. Lepszych wyników Miriel nie mogła sobie wymarzyć. Jej babcia też tam była. Cieszyła się równie jak oni.

Babcia. Miriel przypomniała sobie wszystkie szczęśliwe chwilę z nią. Jak analizowały niebo w letnie noce, leżąc na trawie. Omawiały konstelacje i układy planet. Jak wspólnie siedziały godzinami w ogrodzie, czytając książki i pijąc ulubioną herbatę. Jak chodziły na spacery po lesie z samego rana. Za każdym razem spotykały stado saren, które bez wahania do nich podchodziły. Zawsze miały dla nich coś do jedzenia.

Maddy i Beth. Jej najlepsze przyjaciółki. Na pierwszym roku usiadły we trzy w jednym przedziale. Przez większość podróży żadna z nich się nie odzywała. Były zbyt zestresowane pierwszą podróżą do Hogwartu. Rozmowę zaczęła wtedy Maddy, gdy za oknami robiło się już ciemno. Na początku było trochę niezręcznie, lecz po chwili rozgadały się na dobre i jeszcze przed wyjściem z pociągu ustaliły, że jeżeli zostaną wybrane do tych samych domów, będą dzielić wspólnie pokój. I tak się też stało. Od tamtego czasu zawsze się wspierały i były nierozłączne. Co prawda w tym roku było wiele problemów, lecz ich przyjaźń przetrwała. Miriel nie mogła sobie wyobrazić, co by bez nich zrobiła.

I był też on. Chłopak, z którym nie przypuszczałaby, że cokolwiek będzie ją łączyć. Zawsze znała go jako aroganckiego, rozpuszczonego syna swoich bogatych rodziców. W tym roku jednak pewne wydarzenia sprawiły, że poznała jego prawdziwe wnętrze. Wcale nie był zły. Nie chciał robić tych wszystkich rzeczy, których niektórzy śmierciożercy uznaliby za zaszczyt. Był arogancki, to prawda, ale miała wrażenie, że otoczkę swojej wyższości i pogardy do słabszych zawdzięcza swojemu ojcu. Miriel widziała, że potrzebuje wsparcia, bo nikt inny go nie rozumie i nawet nie próbuje zrozumieć.

Za każdym razem, gdy go widziała, czuła coś, czego jeszcze nigdy wcześniej nie doświadczyła. A gdy ją przytulał, ogarniała ją taka błogość. Chciała go dla siebie. Tak często o nim myślała. Zajmował jej umysł dniami i nocami. Pragnęła z nim być cały czas. Czuć ciepło jego skóry i upajający zapach perfum. Wiedziała, że tylko ona poznała jego prawdziwą twarz. Swoją wrażliwość okazywał tylko jej, co uznawała za coś cudownego. Poczuła przyjemne uczucie w brzuchu.

Była w nim zakochana.

Nagle poczuła ciepło w klatce i dłoniach. Uczucie zdawało się znajome, choć nigdy wcześniej go nie czuła. Ciepło promieniowało coraz bardziej i bardziej. Czuła, że znalazła ten malutki płomyk, który właśnie zaczął wypełniać całe jej ciało. Czuła, jakby ogień krążył w jej żyłach zamiast krwi. Nie było to jednak w negatywnym znaczeniu, bo mogło kojarzyć się to z ogromnym bólem, jednak w tym przypadku dawało jej to siły. Żywioł zawładnął jej ciałem. Mały płomyk zmienił się w ogień, który wypełnił każdą komórkę jej ciała.

𝐘𝐨𝐮 𝐚𝐥𝐰𝐚𝐲𝐬 𝐡𝐚𝐯𝐞 𝐚 𝐜𝐡𝐨𝐢𝐜𝐞 | Draco Malfoy  Where stories live. Discover now