Rozdział 27. Chaos

445 19 1
                                    

Miriel obudziła się rano w tak samo złym humorze, z jakim opuściła pokój wspólny Slytherinu. Beth i Maddy spały obok we wczorajszych ubraniach.

Usiadła i rozejrzała się po dormitorium, a białe światło, wpadające przez okno oślepiło ją delikatnie. Sądząc po tym jak jasno było, wydedukowała, że jest południe. Parę chwil po niej obudziła się Maddy.

- Jak tam? - spytała nieprzytomnie, widząc, że Miriel nie śpi.

Ziewnęła szeroko. Beth obudziła się gwałtownie, jakby ktoś krzyknął jej do ucha i rozejrzała się dookoła.

- C-co się stało? - spytała niewyraźnie, na co Maddy się zaśmiała, siadając na łóżku. Miała na sobie tę samą czarną sukienkę, a jej makijaż już nie wyglądał tak dobrze jak wczoraj.

- Jak się bawiłyście wczoraj? - zapytała, a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. - Ja spędziłam dość przyjemną noc z takim jednym Krukonem.

- Którym?! - krzyknęła Beth, a jej twarz nagle się ożywiła. Nie wyglądała już na osobę nagle wyrwaną z twardego snu.

- Theo McCall - powiedziała z wyższością.

- Nie gadaj... - Beth otworzyła szerzej oczy.

Theo był jednym z bardziej popularnych i lubianych chłopców w szkole. Był również przystojny. Mirel wiedziała, że Maddy zawsze dostaje to, czego chce. Zazdrościła jej tego.

- A ty? - spytała Maddy, a satysfakcja dalej malowała się na jej twarzy.

- Ja tam nic nie pamiętam... Chyba trochę przesadziłam z whisky - westchnęła Beth i skrzywiła się lekko. Fala mdłości zalała jej ciało.

- A ty co robiłaś? - Maddy zwróciła się w stronę Miriel. - Rozdzieliłyśmy się chwilę po wejściu i już cię nie znalazłam.

Miriel w jeden sekundzie przypomniała sobie wszystkie wydarzenia z wczoraj. To jak piła i rozmawiała z Samanthą. To jak Bletchley ją zaatakował i jak zawaliła całe zadanie od Harry'ego. Miała porozmawiać z Malfoyem i dowiedzieć się czegoś, lecz w przypływie takich wydarzeń, kompletnie o tym zapomniała.

Przypomniała sobie jak Bletchley ją dotykał. Wszędzie. Mimowolnie złapała się za jedno ramię, które chłopak ściskał, trzymając ją pod ściną. Poczuła delikatny ból. Jej serce zabiło mocniej i poczuła uścisk w gardle. Od zawsze nie lubiła jak ludzie ją nahalnie dotykają, a szczególnie, gdy to robią bez jej pozwolenia.

- Gadałam... z jakimiś Krukonami - powiedziała szybko. - I...

Zastanawiała się czy powiedzieć przyjaciółkom o wczorajszym zajsciu, lecz zrezygnowała. Nie miała ochoty wracać myślami do tej obrzydliwej sytuacji. Jedyne, co miała ochotę zrobić to zwinąć się pod kołdrą i nie wychodzić już nigdy z łóżka. Tu była bezpieczna.

- W zasadzie nie pamiętam co było dalej, też dużo wypiłam... - odrzekła i opadła z powrotem na poduszki.

Jej mózg dalej analizował tą sytuację, a kiedy przypominała sobie kolejno, gdzie ją dotykał i w jaki sposób, w jej wnętrzu rodziła się panika, od której nie mogła się uwolnić.

Weekend minął bardzo szybko. Większość dnia Miriel się uczyła, by ponure myśli nie kłębiły się w jej głowie. Idąc w poniedziałek rano na śniadanie, zastała Ron i Harry'ego w Wielkiej Sali jedzących i rozmawiających o czymś. Nie rozmawiała z Harrym od czasu, gdy wróciła z imprezy. Może najwyższa pora przyznać, że zawiodła. Ale sama mu powtarzała, że tak będzie.

Nagle do sali wleciała chmara sów, które sypały na stół śnieg, spadający z ich trzepoczących skrzydeł. Jedna z nich przeleciała nad Miriel, rzucając jej list do rąk. Pośpiesznie go odpakowała i zaczęła czytać.

𝐘𝐨𝐮 𝐚𝐥𝐰𝐚𝐲𝐬 𝐡𝐚𝐯𝐞 𝐚 𝐜𝐡𝐨𝐢𝐜𝐞 | Draco Malfoy  Where stories live. Discover now