Rozdział 50. Stresujący tydzień

400 17 0
                                    

Miriel przez resztę weekendu nie mogła przestać myśleć o tym dlaczego Malfoy tak postąpił. Co zrobiła źle? O czym wtedy myślał? Nie mogła tego pojąć. Przykro jej było, że jedyna osoba przed którą się otworzyła, kompletnie ją zignorowała.

W poniedziałek rano obudziła się w słabym humorze. Głowa ją bolała i nie miała zbyt ochoty z kimkolwiek rozmawiać. Poszła więc na śniadanie, nie czekając aż jej współlokatorki się obudzą.

W Wielkiej Sali była jednak już większość uczniów. Usiadła samotnie i nalała sobie trochę soku z dyni. Nie zamierzała nic jeść, bo czuła, że może ją zemdlić. Poza tym głos w jej głowie znów się odzywał, narzucając swoją irracjonalną wolę.

Po chwili przyleciała poranna poczta i Miriel wzięła jedną z gazet Proroka Codziennego. Jak zawsze była mowa o porwaniach, tajemniczych zniknięciach, a nawet morderstwach. W ostatnim czasie sytuacja w kraju bardzo się pogorszyła i nie wyglądało na to, by miało się cokolwiek poprawić.

Skończyła pić sok i ruszyła do wyjścia. Na korytarzu zaraz przed drzwiami ujrzała Rona i Harry'ego, którzy schodzili ze schodów w stronę sali, a z lochów wychodziła właśnie spora grupka Ślizgonów. Na nieszczęście Miriel był tam i Bletchley ze swoimi znajomymi, a za nimi szli Zabini i Malfoy. Po prostu świetnie, pomyślała Miriel. Fantastyczny zbieg okoliczności. Spojrzała przelotnie na blondyna, lecz ten udawał, że jej nie widzi.

- Cześć - powiedziała Miriel w stronę Harry'ego i Rona, którzy posłali jej uśmiechy, choć wyglądali na wyjątkowo zaspanych.

- Hej - odezwał się Bletchley, przechodząc celowo jak najbliżej Miriel.

- To nie było do ciebie - warknęła w jego stronę, krzywiąc się z odrazą.

- Jak zawsze milutka - mruknął, chcąc ją zatrzymać. Robił to niemal za każdym razem, gdy się mijali, choć i za każdym razem Miriel mówiła, by jej nie dotykał. Taka właśnie z nim rozmowa. Jak grochem o ścianę.

- Już ci coś powiedziałam - syknęła, zwracając się w jego stronę z nienawistnym spojrzeniem. Jego koledzy stali, obserwując całą sytuację. Niektórzy z nich zdawali się być rozbawieni tą sytuacją. Inni przypatrywali się z zaciekawieniem.

W tym czasie Malfoy i Zabini weszli do Wielkiej Sali. Miriel miała jednak wrażenie, że zanim blondyn zniknął za drzwiami, spojrzał w ich stronę.

- Masz jakiś problem, Bletchley? - zapytał Harry, podchodząc do nich. Na jego twarzy malowała się złość. Ron również podszedł, ale nie za bardzo wiedział, o co Harry'emu chodzi.

- A ty co, Wybrańcu? Nudzi ci się? - rzekł Bletchley, obdarzając go pogardliwym spojrzeniem. - To poczekaj do następnego meczu quidditcha, aż Gryffindor dostanie łomot.

Miriel poniekąd była pozytywnie zaskoczona, że Harry stanął w jej obronie, o ile można to tak nazwać, ale z drugiej strony bała się, że Potter powie coś, czego nie powinien.

- Zostaw ją - powiedział Harry.

- To nie twój interes, Potter - warknął Miles, mierząc go nieprzyjemnym spojrzenie.

Miriel nie chcąc tego słuchać, czym prędzej wyszła przez frontowe drzwi, zostawiając za sobą spojrzenia innych. Do lekcji było jeszcze sporo czasu, więc przeszła przez dziedziniec i usiadła na wilgotnym murku, opierając głowę o kamienną ścianę. Śnieg lśnił w wątłych promieniach zimowego słońca. Było bardzo zimno tego ranka, lecz Miriel to nie obchodziło. Nadal rozmyślała o Draco.


Minęło kilka dni, przez które nie uzyskała od blondyna żadnej odpowiedzi. Ignorował ją, unikał jej spojrzenia, zachowywał się, jakby wręcz nie istniała. Na eliksirach udawał, że miejsce obok niego jest puste. Miriel nie miała pojęcia, o co chodzi chłopakowi. Najpierw zdawał się ją nawet lubić albo po prostu tolerować, mieli wspólny sekret, a teraz zachowuje się, jakby nie istniała.

𝐘𝐨𝐮 𝐚𝐥𝐰𝐚𝐲𝐬 𝐡𝐚𝐯𝐞 𝐚 𝐜𝐡𝐨𝐢𝐜𝐞 | Draco Malfoy  Where stories live. Discover now