Rozdział 90. Lord Voldemort

303 15 0
                                    

Miriel otworzyła oczy. Spała niewiele i nadal czuła się zmęczona. Twarda, zimna podłoga wcale nie pomagała. Był już dzień, co wywnioskowała po wątłym świetle, które sączyło się z pomieszczenia u góry.

Usiadła i zaczęła rozmyślać. Jeżeli jakimś cudem uda jej się uciec, gdzie pójdzie? Nie ma pojęcia gdzie jest. Opuściła lekcje z teleportacji w tym roku, więc nie może się nawet teleportować. Jeżeli uda jej się uciec, jak długo zajmie śmierciożercom znalezienie jej z powrotem? Nie miała pojęcia ile czasu będzie w stanie bronić się własnymi mocami. Ile sił będzie ją to kosztować. To była potężna magia, a gdy wcześniej nie miała z nią na dłuższą metę do czynienia, nie wiadomo co się stanie.

Z drugiej strony może po prostu się targować. Oddać pierścień w zamian za wolność. Ale czy to w ogóle ma sens? Czy Voldemort nie będzie widział podstępu w tym? Wiadomo, że nikt normalny nie oddałby czegoś tak cennego, tylko po to, by ratować siebie. Ale pierścień stracił moc. Jak długo zajmie mu odkrycie tego? Kilka sekund? Może godzin?

Tak wiele wyborów, a wszystkie tak tragiczne. Nie wiedziała, co robić.

Nagle usłyszała kroki na schodach. Serce mocniej jej zabiło, bo wiedziałam, że to nie Draco. Po chwili zobaczyłam kobiecą postać, która machnęła różdżką i weszłam do piwnicy. Po długich blond włosach rozpoznała matkę Draco. Miriel wstała, lecz nie ruszyła się spod ściany. Paraliżował ją strach. On tu jest.

- Idziemy - powiedziała szorstko. - Czarny Pan pragnie się z tobą widzieć.

Miriel poczuła żar na twarzy, a powietrze stało się cięższe. To ten moment. Nie miałam planu. Nie wiedziała co robić. Musi improwizować.

Odzyskała czucie w nogach i chwiejnym krokiem ruszyła w stronę wyjścia. Wyszły z piwnicy i znalazły się z powrotem w pomieszczeniu przypominającym salon. W świetle dziennym wydawało się jeszcze większe. Za oknami Miriel ujrzała burzowe chmury.

Kilku śmierciożerców stało po obu stronach kominka, a na fotelu, plecami do Miriel, siedział on. Miriel rozejrzała się dyskretnie w poszukiwaniu Malfoya, ale go tu nie było. Zabronili mu tu być czy sam nie przyszedł?

Postać siedząca na fotelu wstała i zwróciła się w stronę Miriel. Voldemort miał oślizgłą, przypominającą węża twarz oraz długą, czarną szatę. Blada, wręcz szara skóra, i czerwone, potworne oczy, które znała ze swoich snów. Próbowała nie okazywać tego, że się boi, choć w środku każda komórka jej ciała krzyczała: uciekaj! Była przerażona.

- Witaj, Miriel. - Jego głos był wysoki, lecz nie mniej przerażający od wyglądu.

Nie odpowiedziała. Strach wdławił jej głos. Na myśl znów przyszedł jej Draco. Musiał być równie przerażony, co ona teraz, tyle że niemal cały rok szkolny. Teraz już rozumiała.

- Sądzę, że wiesz dlaczego tu jesteś - rzekł i podszedł w jej stronę. Zahamowała w sobie odruch cofnięcia się.

- Wiem - odparła po chwili zachrypniętym głosem.

Voldemort przyjrzał jej się uważnie. Zbliżył się do niej jeszcze bardziej. Miriel miała wrażenie, że jest w stanie usłyszeć, jak jej serce wali w piersi. Spojrzał jej w oczy, potem jego spojrzenie spoczęło na jej dłoni. Szybkim ruchem ujął ją i uniósł na wysokość klatki piersiowej. Miriel przeraziło jak zimne miał ręce. Jakby włożyła dłoń do wody z lodem.

Przyjrzał się uważnie jej pierścieniowi. W jego oczach płonęła chora ambicją i żądza. Przeniósł spojrzenie z powrotem i spojrzał jej głęboko w oczy. Miriel próbowała utrzymać kontakt wzrokowy, lecz pragnęła się wyrwać i uciec.

𝐘𝐨𝐮 𝐚𝐥𝐰𝐚𝐲𝐬 𝐡𝐚𝐯𝐞 𝐚 𝐜𝐡𝐨𝐢𝐜𝐞 | Draco Malfoy  Where stories live. Discover now