Rozdział 69. Euforia

398 15 0
                                    

Weekend zaczął się wspaniale. Miriel obudziła się z samego rana, a euforia ogarnęła jej ciało. Od razu w jej głowie pojawiły się wspomnienia wczorajszego wieczora. Przez chwilę nawet zastanawiała się czy to aby na pewno nie był sen. Tak długo czekała na tę chwilę a, teraz, gdy nastała, patrzyła w przyszłość, zastanawiając się jak to będzie.

Wstała i podeszła do okna. Ujrzała błonia zalane słońcem. Rozpościerające się nad zakazanym lasem promienie połyskiwały w spokojnej tafli jeziora. Marzec zaczynał się obiecująco. Uchyliła okno, a do dormitorium wleciało świeże, orzeźwiające powietrze. Stała tak chwilę, oddychając głęboko, a na jej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Dawno nie czuła się tak szczęśliwa. Miała ochotę wybiec z dormitorium i biec do niego.

Nagle z tyłu głowy pojawiły się pewne obawy. Wszyscy pragną szczęścia. Ale kiedy już przyjdzie, zaczynamy rozglądać się za rachunkiem, jaki nam przyjdzie za nie zapłacić. Miriel wiedziała, że to nie będzie łatwe. A to, jak słono mogą za to zapłacić, uświadomiła sobie teraz. Nie zburzyło to jednak do końca jej szczęścia. Zachwiało je lekko, ale nie na tyle, by legło w gruzach. Narodziła się w niej znienawidzona nadzieja, że wszystko może być dobrze. Nawet w tak strasznych czasach, w jakich żyją. Nie miała mu więc za złe słów, które wczoraj wypowiedział. "Trzymaj się ode mnie z daleka". Miriel dała mu jasno do zrozumienia, że ona też ma wybór i właśnie go podjęła. Ryzyko przeplatane szczęściem lub porażką.

- Zamknij to okno - powiedziała Maddy zaspanym głosem, przerywając jej rozmyślania. - Jest strasznie zimno.

- Przepraszam - parsknęła Miriel i pośpiesznie zamknęła okno. Odkąd odkryła nowe umiejętności zdążyła się dowiedzieć, że nie odczuwa dłużej zimna.

Maddy odwróciła się na drugi bok, naciągnęła kołdrę pod samą szyję i zamknęła ponownie oczy, pogrążając się we śnie. Miriel ubrała się i poszła na śniadanie.

Schodząc po marmurowych schodach przypomniała sobie, że dziś odbędzie się kolejna lekcja teleportacji. Ominęła już sporą część zajęć, więc nie widziała sensu w dalszym uczestnictwie. Pewnie i tak nie udałoby jej się zdać egzaminu. Spróbuję na rok, pomyślała. Na ten moment lepiej zająć się nadrobieniem zaległości.


Weekend minął zaskakująco szybko w nawale pracy domowej i nauki. Za każdym razem, wchodząc do Wielkiej Sali podczas posiłków, Miriel patrzyła w stronę stołu Ślizgonów, szukając wzrokiem Draco. Nie było go. Na żadnym posiłku. Poważnie ją to zaniepokoiło. Z każdym kolejnym przekroczeniem progu sali jej oczekiwania malały. Dlaczego go nie ma? Co robi? Unika jej?

W jej głowie rodziło się mnóstwo pytań, na które podświadomie znała odpowiedź. Czyżby naprawdę chciał poświęcić swoje szczęście, którego ma teraz tak niewiele, tylko dla jej bezpieczeństwa? Czy jest dla niego aż tak ważna? Czy wręcz przeciwnie i tak naprawdę nic dla niego nie znaczy? Tłumiła to wszystko skupiając się na nauce, wyczekując na poniedziałek.

W niedzielny wieczór siedziała na łóżku w dormitorium, wpatrując się bezczynnie w czerwone kotary swojego łóżka. Oczy bolały ją od czytania przez większość dnia. Jej  ciągłe rozmyślania o chłopaku przerwała nagła myśl o swoich rodzicach. Dumbledore wysłał im list z wyjaśnieniami, gwarantując, że wszystko jest już w porządku. Miriel dostała list zwrotny w sobotę po południu z przeprosinami odnośnie całego zajścia. Przepraszali ją, że nie wyjawili jej całej prawdy. Nie miała im jednak tego już za złe. Chcieli ją chronić. Cieszyła się, że żyje. Chciała się z nimi spotkać, lecz wiedziała, że na ten moment praca im na to nie pozwala.


Wróciła myślami do chłopaka. Przed oczami pojawił się obraz jego bladej twarzy. Przypomniała sobie po raz setny ich pocałunek, który zapadł jej dogłębnie w pamięci. Nadal czuła zapach jego perfum, który równie dobrze zapamiętała. Miała ochotę go poszukać w tym momencie i porozmawiać z nim. Z drugiej strony nie wiedziała, czego ma się spodziewać. Bała się, bo w głębi duszy znała jego myśli i wiedziała dlaczego tak postępuje. Bała się jednak usłyszeć tego na żywo, bo wtedy domysły  stałyby się bolesną prawdą.

𝐘𝐨𝐮 𝐚𝐥𝐰𝐚𝐲𝐬 𝐡𝐚𝐯𝐞 𝐚 𝐜𝐡𝐨𝐢𝐜𝐞 | Draco Malfoy  Where stories live. Discover now