Rozdział 52. Czemu ja go lubię?

421 17 1
                                    

Miriel większość weekendu spędziła na przemyśleniach. Próbowała dojść do jakichkolwiek wniosków odnośnie całej tej sytuacji. Przeszkadzał jej w tym jednak odzywający się w przypadkowych momentach głos - towarzyszył mu przy tym ból głowy. Jakby ów ból miał odciąć wszytskie inne bodźce świata zewnętrznego i skupić jej umysł na swoim przekazie. Cały czas próbował ją wykończyć psychicznie, jednak nauczyła się już to ignorować. Przynajmniej na jakiś czas, choć nie było to łatwe. Zdawało się być coraz gorzej.

Doszła jednak do paru wniosków. Pierwszy z nich nasunął jej się dość szybko. Skoro jej babcia chciała, by pierścień był chroniony, to zapewne ona rzuciła na niego czar, który umożliwiał zdjęcie go z palca tylko Miriel. Przypomniała sobie, że gdy stała na peronie pierwszego września i babcia chwyciła ją za dłoń, poczuła się bardzo dziwnie. Wtedy prawdopodobnie rzuciła czar. Miriel nie miała pojęcia jednak jaki, bo nie znała się aż tak dobrze na elfickiej magii. Niemniej jednak zdawała sobie sprawę z tego, że niektóre z tych zaklęć są bardzo potężne.

Drugi wniosek był jednak tylko przypuszczeniem. Jeżeli Voldemort pragnie zdobyć pierścień to sam nie mógłby zdjąć go z jej palca. Musi zrobić to sama Miriel. Chyba, że umrze. Wtedy czar przestanie działać, a on będzie mógł odebrać jej pierścień. Ale dlaczego nie łatwiej po prostu wykorzystać do tego Malfoya? Jest smierciożercą i na dodatek tu, w Hogwarcie. Nie znała odpowiedzi na to pytanie, choć podejrzewała również, że Malfoy faktycznie może używać jakiejś mylnej taktyki i działać przeciwko niej. To miałoby sens.

Trzeci wniosek był jeszcze większym przypuszczeniem. Po co Voldemort miałby się tak trudzić? Wąż, jad, wskazówki w jej snach; to wszystko wymagało czasu i zaangażowania. Możliwe, że gdyby chciał zdobyć pierścień siłą, na przykład torturując ją, nie dostałby go. Nie wiedziała jednak czemu. Nie mogła do tego dojść, ale wydało jej się to zbyt dziwne, że zadaje sobie tyle trudu o jakiś głupi kamień. Najgorsze było jednak to, że nie miała pojęcia, jakie właściwości ten kamień posiada. Niewiedza i tajemnice ją wykańczały.

W poniedziałek na pierwszych lekcjach była nieprzytomna. Dopadła ją bezsenność i jedyne, o czym myślała w nocy, to o tej całej sytuacji z pierścieniem. Dziesiątki pytań krążące po jej głowie. Była potwornie senna.

Na transmutacji próbowała się za wszelką cenę skupić, lecz średnio jej to wychodziło. Nie wykonała prostego zadania, poleconego przez McGonagall przed całą klasą. Zamiast transmutowania kubka w szczura, jej kubkowi wyrósł ogon, który bardziej przypominał ogon węża. Wcześniej szło jej o wiele lepiej. McGonagall wyglądała na zawiedzioną, bo od zawsze uważała ją za bardzo dobrą uczennice.

Po lekcji, gdy opuścili salę zaczepił ją Harry. Chciał z nią pilnie o czymś porozmawiać. Beth i Maddy odeszły kawałek, idąc przed nimi, i udając, że wcale nie podsłuchują. Chłopak przeczesał roztrzepane włosy, wahając się, czy jednak chce się odezwać.

- O co chodzi? - spytała po chwili ciszy.

- Słuchaj, idąc rano na zielarstwo usłyszałem, jak Bletchley rozpowiadał swoim kolegą, że się spotykacie - powiedział z kwaśną miną, spoglądając ostrożnie na Miriel, jakby bał się jej reakcji.

- Co za skończony kretyn - warknęła Miriel, myśląc w pierwszej chwili, że się przesłyszała. - Nie wiem, co mam z tym idiotą zrobić - przyznała, mówiąc dość cicho, by Beth i Maddy nie dosłyszały ich rozmowy. - Kompletnie nic na niego nie działa. To staje się już przerażające.

- Myślę, że najlepiej... - zaczął Harry.

- Hej, Feanar! - Głos Malfoya przerwał wypowiedź Harry'ego. Oboje odwrócili głowy do tyłu. Ujrzeli wysokiego blondyna, który podążał w ich kierunku z czarnoskórym chłopakiem u boku.

𝐘𝐨𝐮 𝐚𝐥𝐰𝐚𝐲𝐬 𝐡𝐚𝐯𝐞 𝐚 𝐜𝐡𝐨𝐢𝐜𝐞 | Draco Malfoy  Where stories live. Discover now