Rozdział 9. Melancholia

612 25 0
                                    

Siedziała w łazience dobrą godzine, płacząc. Kiedy z jej oczu przestały lecieć łzy z wycieńczenia, wstała i chwijnym krokiem wróciła do pokoju. Usiadła na łóżku i patrzyła w przestrzeń. W jej głowie na nowo zaczęły układać się pytania. Dlaczego? Ciało jej drżało, jakby z zimna, lecz było to spowodowane tylko i wyłącznie szokiem.

Spostrzegła na szafce nocnej dwa kawałki pergaminu. Wzięła je w dłoń i na jednym z nich ujrzała piękne pismo. To jeden z ostatnich listów od jej babci. Przeczytała go ponownie, a w jej głowie zapaliła się mała lampka. "Mam do ciebie jedną prośbę. Chodzi o ten pierścień, który dałam ci w zeszłym roku. Proszę, noś go cały czas i nie zdejmuj nawet na chwilę. To ważne. Nie odpisuj na ten list. " Czyżby chodziło właśnie o to? Czy tego szukali śmierciożercy? W głowie Miriel pojawiało się coraz więcej pytań. W końcu dała sobie spokój, bo głowa ją rozbolała od natłoku myśli, ale widziała, że nie spocznie póki nie dowie się kto to zrobił i w jakim celu.

Ten weekend był jednym z najgorszych w życiu Miriel. Beth i Maddy dowiedziały się wszystkiego od profesor McGonagall, za co Miriel była jej wdzięczna, bo z kolejną myślą o babci było jej coraz gorzej.

Od piątku do niedzieli przespała może łącznie pięć godzin. W nocy rozmyślała o wspomnieniach i płakała. Miała wrażenie, że to co przeżywa to tylko sen, że leżąc w łóżku otworzy oczy i to się skończy. Oczy miała opuchnięte od płaczu, a przyjaciółki próbowały ją pocieszać, lecz na próżno.

Do żałoby doszło w szybkim tempie poczucie winy. Zaczęła się obwiniać, że tak mało czasu spędziła z babcią. Jak mało do niej pisała. Przyjeżdżała do niej w każde lato na przynajmniej trzy tygodnie. Czemu nie przyjeżdżałam częściej, czemu nie pisałam częściej? A może to faktycznie ten pierścień. Ale co on mógł mieć wspólnego z Voldemortem? Chociaż może gdybym go zostawiła u babci i by go znaleźli, wciąż by żyła, rozmyślała Miriel, co doprowadzało ją do szaleństwa, bo tak naprawdę, nie znała prawdy.

Siedziała w swoim dormitorium, zatracona w myślach i żałobie. Nie wychodziła nawet w ciągu posiłków i od dwóch dni nie przełknęła nic. Głód jej nie męczył, smutek zżerał ją od środka. Wiedziała, że powinna zabrać się do życia prędzej, czy później, ale nie miała ani ochoty, ani siły. Robienie czegokolwiek by odciągnęło jej myśli od tego, lecz jak na razie było jej zbyt ciężko.

W niedzielny wieczór wstała i poszła do łazienki. Maddy i Beth były na kolacji. Spojrzała w lustro i się przestaszyła. Jej skóra, blada jak zawsze, przybrała szarej, niezerowej barwy. Pod jeszcze napuchniętymi oczami pojawiły się cienie. Jej usta straciły jakikolwiek różowy kolor i przybrały barwę zszarzałego pergaminu. Wyglądała jednym słowem, jakby była ciężko chora. Przemyła twarz ciepłą wodą, co delikatnie pomogło i przywróciło lekko różowy odcień skóry. . Przypatrywała się swemu odbiciu, wiedząc, że babcia nigdy by tego nie chciała.

Kiedy była mała babcia opowiadała jej, że gdy elfy umierają, ich dusza wędruje w niebo i zamienia się w jedną z gwiazd. Miriel wyszła z łazienki i podeszła do okna. Wyjrzała na zewnątrz i ujrzała gwieździste niebo. Widok stąd nie był najlpeszy. Jedyne o czym marzy teraz to dostać się na wierzę astronomiczną.

- Przyniosłyśmy ci kolacje... - powiedziała Maddy, która własnie wraz z Beth weszła do dormitorium. Obie za każdym razem, gdy mówiły coś do Miriel miały miny, jakby bały się, że mówią coś złego i niestosownego.

- Musisz coś w końcu zjeść - dodał Beth.

To prawda. Miriel od dwóch dni nie zjadła nic. Jedynie wypiła parę szklanek soku z dyni. Nie była w stanie. Żołądek odrzucał pożywienie, a ona sama czuła mdłości, gdy na nie patrzyła.

𝐘𝐨𝐮 𝐚𝐥𝐰𝐚𝐲𝐬 𝐡𝐚𝐯𝐞 𝐚 𝐜𝐡𝐨𝐢𝐜𝐞 | Draco Malfoy  Where stories live. Discover now