Rozdział 53. Pewna śmierć

393 17 0
                                    

W środę na kolacji Miriel czekała tylko na spotkanie z Malfoyem. Zastanawiała się, czy znalazł jakieś informacje dotyczące jej sytuacji.

- Nic nie zjesz? - spytała Maddy, przyglądając się badawczo Miriel. Ta od początku dnia miała mdłości i nie zamierzała nic jeść.

Beth podniosła wzrok znad swojego talerz z kiełbaskami pod sporą warstwą keczupu, również patrząc na Miriel.

- Nie jestem głodna. Nienajlepiej się czuję - rzekła, popijając sokiem dyniowym.

- Pewna jesteś? - spytała sceptycznie Beth.

- Tak - westchnęła Miriel, lekko zirytowana ich zachowaniem. Wiedziała, że się martwiły, mimo to i tak ją to denerwowało.

Maddy nic więcej nie powiedziała. Rozjerzała się po Wielkiej Sali, skończywszy jeść. Jej spojrzenie zatrzymało się na pewnym Krukonie, który właśnie zmierzał do wyjścia.

- Kto to? - zapytała, wskazując dyskretnie palcem. - Jakoś nie zwróciłam większej uwagi nigdy na niego. Całkiem przystojny.

- Dylan - odrzekła Miriel, patrząc na Krukona, którego rozpoznała niemal od razu. Maddy i Beth rzuciły jej zdziwione spojrzenia.

- Skąd wiesz? - spytała Maddy.

- Poznałam go kiedyś w bibliotece. Podał mi pióro. Potem go spotkałam na tej Ślizgońskiej imprezie, a następnie u Slughorna. Jest całkiem w porządku - wyjaśniła Miriel. - Ale unikaj tej dziewczyny w długich włosach - wskazała na Krukonkę siedzącą w towarzystwie paru innych osób. - Strasznie dużo gada. Przyjaźnią się.

- Rozumiem - odrzekła Maddy, mrużąc lekko oczy. Wyglądała na dość zaciekawioną jego osobą.

Miriel spojrzała w górę. Zaczarowany sufit dzisiaj spowijały granatowe chmury, a gdzieniegdzie widać było błyszczące gwiazdy. Przeniosła spojrzenie na stół Ślizgonów i zobaczyła jak Draco wstaje, mówiąc coś do Zabiniego. Potem ruszył do wyjścia, posyłając przy tym przelotne spojrzenie Miriel. Drgnęła, również wstając.

- A ty gdzie idziesz? - zapytała Beth. - Nie poczekasz na nas?

- Ja... - zaczęła Miriel, ale nie mogła wymyślić żadnej sensownej wymówki. Już wszystkie wykorzystała. - Idę... do sowiarni... Tak. Muszę wysłać list do rodziców.

- Chyba będzie ci trochę zimno - rzekła sceptycznie Maddy, przyglądając jej się podejrzliwie.

- Dam radę - rzekła i ruszyła szybko do wyjścia. Czuła na sobie ich spojrzenia.

W drzwiach jednak napotkała kolejną przeszkodę. Zderzyła się z Harrym.

- Przepraszam - powiedziała, a chłopak poprawił okulary na nosie, które lekko się przekrzywiły.

- Nic się nie stało - odrzekł. - Gdzie tak biegniesz?

- Nigdzie - rzekła wymijająco.

Kolejna osoba wie, że kłamię, pomyślała rozpaczliwie.

- Muszę lecieć - rzekła i pobiegła schodami na górę, zanim spotka jeszcze kogoś, i zanim znów będzie musiała się tłumaczyć. Harry, nieco dziwiony, wszedł do Wielkiej Sali.

Gdy była już na odpowiednim piętrze, ruszyła korytarzem, rozglądając się, czy nie ma nikogo w pobliżu. Nagle usłyszała wrzask i odskoczyła przestraszona. Spojrzała w górę i zobaczyła Irytka.

- A TY CO TU ROBISZ? - ryknął, ale zdawał się być bardzo rozbawiony.

- Nic - rzekła wymijająco. Dziś same problemy.

𝐘𝐨𝐮 𝐚𝐥𝐰𝐚𝐲𝐬 𝐡𝐚𝐯𝐞 𝐚 𝐜𝐡𝐨𝐢𝐜𝐞 | Draco Malfoy  Where stories live. Discover now