Rozdział 87. Pierścień

278 12 4
                                    

W drzwiach stanął wysoki mężczyzna, przypominający dementora. Jego szpetną twarz wykrzywił uśmiech.

- Idziesz ze mną - powiedział ochrypniętym głosem i wskazał różdżką na Miriel.

- Po moim trupie - warknęła i zerwała się na równe nogi, gotowa do walki. Nikt więcej nie zginie. Nie w jej obecności.

- To się okaże - parsknął mężczynza, ale jego twarz wykrzywiła złość.

- Nie możesz mnie zabić - zaśmiała się Miriel. Ogarnęło ją dziwne uczucie. Czuła się jak szaleniec. - Bo jeżeli to zrobisz, to on zabije ciebie.

Mężczyzna patrzył na nią ze wściekłością. Celowali w siebie różdżkami, nie spuszczając z siebie spojrzeń.

- Może i nie mogę cię zabić. Ale na pewno mogę ją - rzekł i zwrócił się w stronę Beth.

- Expelliarmus! - krzyknęła Miriel.

Mężczyzna odbił zaklęcie. Zagotowało się w niej, gdy tylko usłyszała jego słowa. Ale na pewno mogę ją zabić.

- Sectumsempra! - krzyknęła, a niewidzialny miecz przeciął ciało mężczyzny, z którego trysnęła krew. Krzyk rozdarł jego gardło.

- REDUCTO!

Zaklęcie odrzuciło go do tyłu na tyle, że wyleciał przez otwarte drzwi klasy na korytarz. Miriel szybko zamknęła drzwi.

Obie znów padły u boku Maddy.

- Zrób coś, proszę - powiedziała rozpaczliwie Beth. Na jej twarzy malowała się niewyobrażalna wręcz rozpacz.

- Ale co? - zapytała Miriel. Spojrzała na Maddy. Cierpienie natychmiast wypełniło jej serce.

- A co z elficką magią? Nie istnieje coś, co pomoże? - zapytała z nadzieją, chwytając dłoń Maddy.

- Nie. Ta magia wymaga balansu. Przywracanie ludzi do życia nie leży w jej naturze - powiedziała, a słowa z trudem przeszły jej przez gardło. Rozpacz zalewała jej ciało jak lawa, wypalając boleśnie każdą komórkę ciała.

Spojrzała na swoje zakrwawione dłonie. Dlaczego nie istnieje magia, która może ją ocalić. Spojrzała na swój pierścień. Nagle doznała olśnienia, które zapiekło ją w środku jak łyk ognistej whisky.

Nieśmiertelność. A co jeśli...

Pośpiesznie zdjęła pierścień z palca i włożyła go na palec Maddy.

- Co ty robisz? - spytała Beth.

- Ten pierścień może dać nieśmiertelność. A co jeśli zamiast nieśmiertelności może ocalić też życie? Esensja życia... - wytłumaczyła, a ekscytacja wzięła nad nią górę. To musi się udać. Po prostu musi. Maddy musi żyć. Musi.

Czekały w napięciu. Nadzieja zalała ich serca. Ale czy słusznie? Mijały chwilę, lecz nic się nie działo.

- Proszę... - szepnęła Miriel i chwyciła ją za dłoń.

Proszę żyj. Proszę żyj. Proszę żyj. Błagam.

Nagle Maddy otworzyła oczy i wzięła głęboki wdech. Jej blada twarz nabrała koloru. Miriel i Beth krzyknęły zaskoczone. Ulga, jaką poczuły, nie równała się z niczym.

- Udało się - niedowierzała Miriel. - Naprawdę się udało...

Maddy popatrzyła na nie w szoku. Oddychała ciężko, a rany się goiły. Już nie krwawiła. Beth rzuciła się na nią z płaczem, przytulając.

𝐘𝐨𝐮 𝐚𝐥𝐰𝐚𝐲𝐬 𝐡𝐚𝐯𝐞 𝐚 𝐜𝐡𝐨𝐢𝐜𝐞 | Draco Malfoy  Where stories live. Discover now