| bet | S. Lehye & D. Prevc part II

1.2K 96 14
                                    

Chyba trzeba tu coś zmodyfikować... 🤔

- To prawda?! - wpadłem do pokoju Stephana i Andreasa. Chłopaki siedzieli na podłodze między łózkami i grali w karty. Steph spojrzał na mnie zaskoczony i wstał.

- Cześć, skarbie - podszedł do mnie i chciał pocałować, ale nie pozwoliłem mu na to.

- Odpowiedz - zażądałem.

- Ale nie wiem o co chodzi, słonko - wziął moją twarz w dłonie. - Co się stało?

- To prawda, że się o mnie założyłeś? - warknąłem, a Niemca zamurowało. Zerknąłem na jego współlokatora, który patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.

- Słucham? Kto ci tak powiedział? - wkurzył się.

- Powiedz, czy to prawda, czy nie - odepchnąłem jego dłonie.

- Domi... To skomplikowane...

- Nie wierzę... Mam nadzieję, że chociaż było warto - warknąłem. - No? Ile dostałeś za zaliczenie mnie?

- Pozwól mi wyjaśnić, to naprawdę nie tak, jak ci się wydaje - chciał położyć dłonie na moich biodrach, ale go odepchnąłem.

- Andreas, ile? Bo domyślam się, że to z tobą się założył. I mów prawdę, bo i tak się dowiem.

- 600 euro - oznajmił cicho. - I Stephan nie dostał tych pieniędzy.

- Dlaczego? - spojrzałem w oczy chłopakowi, w którym naprawdę się zakochałem, a który okazał się zwykłym dupkiem.

- Bo nie powiedziałem mu, że ze sobą spaliśmy... Porozmawiajmy w cztery oczy... Proszę.

- Nie masz prawa mnie o nic prosić - pchnąłem go. - I miej świadomość, że to koniec. Nie zbliżaj się do mnie nigdy więcej - wyszedłem z pokoju i kierowałem się do siebie.

- Domen! - usłyszałem za sobą krzyk Stephana. - Domen! - krzyknął jeszcze raz, ale nie odwróciłem się, ani nie zatrzymałem. Po chwili poczułem jak łapie mnie za łokieć i zatrzymuje. - Wysłuchaj mnie, błagam. Wyjaśnię ci wszystko... Dwie minuty i nigdy więcej mnie nie zobaczysz... Proszę - szepnął.

A ja?

A ja, cholera, nie mogłem się nie zgodzić, bo naprawdę jestem w nim zakochany i mimo, że pokruszył moje serce na maleńkie kawałki to gdzieś tam tli się nadzieja, że ma na to wszystko jakieś racjonalne wyjaśnienie.

- Dwie minuty i ani sekundy więcej - ruszyłem do swojego pokoju. Niemiec szedł za mną nic nie mówiąc, a ja się zastanawiałem, co oznacza to, że za mną pobiegł.

Zależy mu?

Czy zrobił to dlatego, żeby mnie ugłaskać, bo może jeszcze kiedyś mieć na mnie ochotę. - Słucham - zamknąłem za nami drzwi mojego pokoju. - I nie podchodź do mnie.

- Opowiem ci wszystko, jak było, od początku.... Ok, założyłem się z Andim, dałem mu się podpuścić, na początku naprawdę chodziło tylko o zakład... Ale... Domi... Cholera, ja naprawdę się w tobie zakochałem. Kompletnie się tobą zauroczyłem. Twoim uśmiechem, spojrzeniem, którym mnie obdarzałeś za każdym razem jak się spotykaliśmy... I cały czas za tobą tęsknię... Nawet jeśli rozstaliśmy się chwilę wcześniej... Uwielbiam sprawiać, że się uśmiechasz, że jesteś szczęśliwy... Kocham cię mieć przy sobie, trzymać cię za rękę... Kocham cię całego... Dlatego nie powiedziałem Andiemu, że poszliśmy do łóżka... Bo dla mnie to wszystko znaczy dużo więcej niż ten przeklęty zakład... Naprawdę cię kocham, Domi.

- Nie wierzę ci - oznajmiłem z neutralną miną. Nic chciałem dać nic po sobie poznać, chociaż w środku aż cały się do niego rwałem.

- Nieprawda... Chcesz mi wierzyć, ale nie widzisz podstaw... - zrobił krok w moja stronę.

- Czas minął, Stephan. Wyjdź...

- Domi...

- Wynoś się - warknąłem.

- Wiem, że spieprzyłem na całej linii, wiem to i żałuję tego - podszedł do mnie. Złapał mnie za nadgarstki. -  Zrobię wszystko żeby to naprawić... 

- Wszystko? - uniosłem brwi.

- Tak... Będę cię błagał - padł na kolana i oparł czoło o mój brzuch. - Wiem, że to trudne i nie proszę żebyś mi wybaczył, ale... Nie skreślaj mnie jeszcze - spojrzał mi w twarz. - Popełniłem błąd, ogromny błąd... Ale czy zmieniłoby coś to, gdybym sam ci o tym powiedział?

- Nie. To też byłby koniec - wyrwałem mu ręce. -  Wstań i wyjdź.

- Domi...

- Wyjdź stąd! - krzyknąłem, a po moim policzku spłynęła łza.

- Domen, skarbie - wziął moją twarz w dłonie. 

- Nie mów tak do mnie - spoliczkowałem go. - Nie masz prawa - uderzyłem go znowu.

-Bij, jeśli to ci ulży, zasłużyłem - oznajmił, a ja uderzyłem go w pierś kilka razy, aż w końcu złapał mnie za nadgarstki.  -  Nie płacz, błagam cię. Nie jestem wart twoich łez - przytulił mnie do siebie, a ja zamiast go odepchnąć, jak nakazywał rozsądek, wtuliłem się w niego i rozpłakałem. - Przepraszam - głos mu się załamał. - Nie chciałem cię zranić, przysięgam. Dlatego nie powiedziałem Andiemu prawdy, bo wtedy wiedziałem, że odpuści i sprawa umrze naturalnie... Przepraszam - szeptał. - Tak bardzo cię przepraszam - głos ponownie odmówił mu posłuszeństwa. Odsunąłem się od niego i już miałem się odezwać, ale zobaczyłem, że on też płacze. Stephan znowu starł moje łzy. -  Nie płacz - szepnął

- Idź już, proszę - wyszeptałem, nie powstrzymując łez.

- Dobrze - odsunął się ode mnie i ruszył do wyjścia, ale przy drzwiach jeszcze się zatrzymał. -  Zachowałem się jak dupek, wiem o tym i cholernie tego żałuję... Nie wiem, czy kiedykolwiek będziesz w stanie mi jeszcze zaufać, ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Nigdy nie omówię ci wsparcia, pomocy, czy po prostu towarzystwa, bo cię kocham - oznajmił i wyszedł, a ja stałem na środku pokoju z łzami płynącymi po policzkach i kompletnym mętlikiem w głowie.

One shots | ski jumpingWhere stories live. Discover now