- Rozmawiałeś z nim? - zapytał Kamil.
- Tak... Kamil, ja go kocham - czułem jak w moich oczach zbierają się łzy. - I tak, cholernie, chcę go z powrotem... I... - głos mi się załamał, a Polak usiadł bliżej i mnie przytulił. - Jak go widzę, to jednocześnie cieszę się i chcę się do niego przytulić, i przywalić mu w twarz krzesłem.
- Ja twojemu bratu też mam ochotę przyłożyć...
- Pero zasłużył... Stephan niby też, ale... Kamil - odsunąłem się od niego. - Ja widzę, że on mnie kocha. Widzę to w każdym spojrzeniu... Nawet w tym, że stara mi się nie wchodzić w drogę, bo to, kurwa, obiecał... A ja chcę czasem przypadkiem na niego wpaść... Jestem na niego wściekły, zawiódł mnie, spieprzył wszystko, ale ja mimo to cholernie za nim tęsknię i nadal go kocham... I czuję się jak kompletny mięczak, bo znowu łzy - wytarłem policzki.
- Prawdziwy facet nie wstydzi się łez...
- Taaa... Pero mi powiedział żebym przestał się mazgaić i zachowywał się jak facet... Może źle to zabrzmi, ale cieszę się, że z nim zerwałeś... Maciek to lepszy wybór... Jest w ciebie wpatrzony jak w 8 cud świata.
- Maciek jest... Cudowny... Uszczęśliwia mnie, naprawdę... Myślałem, że z Peterem byłem szczęśliwy, ale myliłem się. To było złudzenie...
- Cieszę się, że go masz, bo mimo, że Peter to mój brat, to wiem, że bardzo cię zranił... Uderzyłem go za to... Pierwszy raz go wtedy uderzyłem... I Cene też... I chyba dopiero wtedy zrozumiał co stracił... Nie spotyka się z nikim od tamtej pory.
- Chodź... - Kamil wstał. - Napiłbym się dobrej kawy.
Podniosłem się i już mieliśmy wyjść, gdy usłyszeliśmy jakiś hałas na korytarzu. Spojrzeliśmy po sobie z Kamilem, bo obaj rozpoznaliśmy głos Stephana i Petera, którego nie powinno tutaj być.
Wybiegliśmy szybko z pokoju. Zobaczyliśmy jak Pero przyciska do ściany Stephana, Kam bez zastanowienia rzucił się, żeby odciągnąć mojego brata, a ja stanąłem między nim, a Stephanem.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknąłem na Petera. Poczułem, jak Steph dotknął dłonią moich pleców, lecz nie odwróciłem się do niego.
- Zasłużył za to co zrobił - warknął.
- Odezwał się... Przykładny i kochający partner, który zaliczył większość skoczków - usłyszałem za sobą. Odwróciłem się do Leyhe. Nie wiedziałem skąd miał takie informacje.
- Cieszę się, że ciebie nie ma na tej liście - odparł mój brat.
- Wystarczy!!! - krzyknąłem. - Ty - wskazałem na Petera - idziesz do pokoju 315, Kamil zaprowadź go, a ty - spojrzałem na Stephana - idziesz ze mną - oznajmiłem a brunet kiwnął głową.
Gdy mijali się, aby wejść do pokoi, Peter znowu rzucił się w kierunku Stephana, ale stanąłem między nimi, widziałem jak wymienili spojrzenia ponad moją głową. Pchnąłem Stephana w stronę mojego pokoju, a kiedy byliśmy w środku, zamknąłem drzwi.
- Co to miało znaczyć? - założyłem ręce na piersi.
- Ja nic nie zrobiłem... To on się na mnie rzucił... Dasz mi coś? Krew mi leci - wskazał na swój prawy łuk brwiowy.
- Moment - podszedłem do walizki. - Usiądź, nie stój tak, bo zaraz się przewrócisz - rzuciłem, bo wiem, że Steph nie lubi widoku krwi. Wyciągnąłem apteczkę z walizki i podszedłem do chłopaka, który usiadł na kanapie. Stanąłem przed nim i wyjąłem gazę z pudełka. - Ty mówisz, ja cię opatruję.
- Dobrze... - zgodził się, starłem krew z jego twarzy i odłożyłem wacik, potem wziąłem drugi, nasączyłem go wodą utlenioną i przemyłem ranę. Poczułem, że położył mi ręce na udach, ale wydawało mi się, że zrobił to nieświadomie, więc na to nie zareagowałem. - Szedłem korytarzem, wracałem od Markusa do siebie i wpadłem na twojego brata. Jak wiesz nigdy się nie lubiliśmy, a teraz jak mu powiedziałeś o zakładzie to już w ogóle nie będzie między nami miło.