S. Kraft & M. Hayboeck part III

511 59 14
                                    

- Czyli sprawa zamknięta - westchnął blondyn zamykając akta. Przeniósł spojrzenie swoich błękitnych oczu na przyjaciela, który wpatrywał się w niego.

- Weź urlop.

- Co? - zdziwił się blondyn. - Po co?

- Za dużo pracujesz. Praktycznie nie wychodzisz z biura. Od dwóch tygodni... Co takiego powiedział Stefan zrywając, że aż tak uciekłeś w pracę? - pochylił się do przodu i oparł łokcie o blat biurka.

- A może po prostu chcę dawać z siebie jak najwięcej. I tak nie mam nic innego do roboty - odłożył teczkę na bok, na stos innych rozwiązanych przez nich, choć w większej mierze przez Hayboecka, w ostatnim czasie spraw.

- Coś powiedział. Jestem tego bardziej niż pewien i...

- Chłopaki - do gabinety wszedł jeden z oficerów. - Macie kolejną sprawę. Jest powiązana z tą z zeszłego tygodniach... Z topielcem.

- To znaczy? - zapytał Michael.

- Kobieta po 20-stce, kulka i wepchnięta do wody. Nic więcej nie wiem, technicy właśnie pojechali na miejsce więc się ruszajcie.

Jak powiedział oficer tak zrobili. Okazało się, że na miejscu wszystko wyglądało jak poprzednim razem. Nawet niedopałek cygara, którego późniejsze badanie wykazało jedno. Marcus Miller. Jak za pierwszym razem byli zdziwieni, że osobiście kogoś zabił, a nie wysłał człowieka to teraz nie byli zaskoczeni.

- Nie dostaniemy nakazu - westchnąłem Manuel. - On jest nie do ruszenia.

- Nikt nie jest nie do ruszenia. Musimy coś wymyślić.

- Możemy spróbować...

- Hayboeck - po raz kolejny tego dnia do gabinetu wszedł chłopak, który z nimi pracował.

- Czy dasz mi dziś skończyć jakieś zdanie David? - westchnął Fettner.

- Sorry - wzruszył ramionami. - Ktoś do ciebie.

- Kto? - Michael zmarszczył brwi.

- Nie przedstawił się, ale mówił, że to ważne i że się znacie.

- Dobra, dawaj go - westchnął i wstał, aby odstawić dokumenty, które przeglądał rano do szafy. Gdy się odwrócił zobaczył, że Manuela już nie ma, a przy jego biurku stoi Stefan. - Co ty tu robisz? - zdziwił się.

- Możemy porozmawiać? - spytał cicho.

- Możemy... Siadaj - wskazał mu krzesło. Kraft zajął miejsce i patrzył na swoje dłonie. - Więc? O czym chcesz rozmawiać? - Michael usiadł i oparł łokcie o blat biurka, przedramiona wyciągnął przed siebie a palce splótł.

- Okłamałem cię.

- Mam tego świadomość. Myślę nawet, że w nie jednej sprawie - oznajmiła chłodnym tonem. - Było w ogóle coś prawdziwego z twojej strony?

- Oczywiście - podniósł głowę i spojrzał w oczy, w których był tak zakochany. - Kocham cię. To nie było kłamstwem.

- Doprawdy? - zironizował blondyn. - To teraz powiedz całą prawdę.

- Po to przyszedłem. Teraz mogę ci już wszystko powiedzieć, bo... - urwał.

- Bo?

- Wracam do domu. O 18 mam samolot - wyszeptał.

- Słucham?!

- Nie... Nie mieszkam w Austrii, ale we Francji i...

- Czyli nawet w tej sprawie kłamałeś - warknął, wstając.

- Musiałem... Michi, posłuchaj - Stefan również wstał i chciał podejść do Michaela, ale ten się do niego odwrócił.

- Nie mów tak do mnie - oznajmił chłodno. - Słucham dalej.

- Nie pracuję w tym biurze. To też było kłamstwo... Pracuję dla Interpolu. My... Od dawna próbowaliśmy namierzyć Millera. A ta okazja nadarzyła się przez przypadek. Była idealna... To nie ja miałem ich rozpracować od środka, ale przez pieprzny przypadek, jedną głupią imprezę go poznałem i okazało się, że to może się udać... I...

- I? - Hayboeck założył ręce na piersi. Udawał niewzruszonego.

- Nie miałem w planie poznać ciebie. Nie miałem w planie się w tobie zakochać... Dlatego tak znikałem. Musiałem uważać żeby nikt od Millera się o nas nie dowiedział, ale... On się w końcu zorientował, a ja musiałem podjąć decyzję... Albo wybieram ciebie i pieprzę akcję na którą tak długo pracowałem, albo...

- Zrywasz ze mną i kończysz robotę. Dokonałeś dobrego wyboru - zrobił krok w stronę bruneta. - Naprawdę dobrego... A wiesz jaki byłby bardzo dobry? - zapytał, a Stefan pokręcił głową. - Gdybyś powiedział mi prawdę. Kurwa, Stefan! Pracuję w policji! Myślisz, że bym nie zrozumiał?!

- Nie mogłem Michi - wyszeptał. - Naprawdę nie mogłem. Wiesz jakie są zasady. Przecież nie muszę ci tego tłumaczyć.

- Nie zrozumiałeś - szepnął. - Wystarczyłoby żebyś powiedział dla kogo pracujesz i że masz tu akcję. Nie pytałbym więcej... Ale ty wolałeś brnąć w kłamstwa... Twój wybór - oznajmił zrezygnowany.

- Michi... Proszę... - zbliżył się do blondyna i położył mi dłonie na piersi.

- O co? Czego ty ode mnie chcesz? - zapytał ostro, a w oczach Stefana stanęły łzy. - Czego ty jeszcze ode mnie chcesz? - złapał go za nadgarstki i odepchnął od siebie. - Słucham. Masz coś jeszcze do powiedzenia? Jeśli nie to możesz już iść. Mam dużo pracy.

- Michael... Proszę cię... Nie zachowuj się tak.

- Jak? - zapytał, patrząc na niego lodowato.

- Nie pokazuj mi maski, ale prawdziwe emocje.

- Chcesz usłyszeć jak bardzo jestem teraz na ciebie wściekły i tobą zawiedziony?! Naprawdę chcesz to usłyszeć?! - zrobił krok w stronę Krafta. - Bo mogę to powiedzieć!!! Jeśli tak bardzo chcesz! Ale myślę, że wolisz jednak jak zachowuję spokój - warknął. - A teraz wyjdź.

- Michael...

- Wyjdź i więcej tu nie przychodź - oznajmił.

- Dobrze - ruszył do drzwi, w których na chwilę się zatrzymał. - Przenoszą mnie na stałe do Wiednia. Nie wiem czy jest ci ta informacja potrzebna...

- Nie interesuje mnie co się będzie z tobą działo. Zniknij z mojego życia - odparł nie patrząc na bruneta, któremu po policzku znowu spłynęła łza. Wyszedł z gabinetu zamykając za sobą drzwi.

Michael, gdy został sam przez chwilę stał bez ruchu, a potem podszedł do biurka i z wściekłością zrzucił z niego wszystko.

Jak człowiek, który podobno go kochał mógł go tak okłamywać?

Nie mógł w to wszystko uwierzyć. Wszystko, co wyszło z jego ust było kłamstwem. Każde słowo, każda obietnica, każda deklaracja. Wszystko.

Jak... Jak ma teraz żyć ze świadomością, że człowiek, którego pokochał nade wszystko tak po prostu, bez wahania złamał mu serce i miał to gdzieś?

Jak miał teraz żyć bez niego? Z nim nie chciał, ale bez niego też nie mógł sobie dalej tego wyobrazić. Wiedział tylko, że nie da mu tej satysfakcji i nie odezwie się do niego nigdy więcej.

One shots | ski jumpingWhere stories live. Discover now